Wyspy Aran
zaczęły mnie przyciągać od momentu, kiedy dowiedziałem się o ich
istnieniu. Być może z niektórymi z Was stanie się za chwilę podobnie.
Arany
uważane są za najlepiej zachowany fragment dawnej Irlandii, gdzie czas
się zatrzymał, krajobraz jest surowy, ludzie twardzi jak kamienie a
życie codzienne wciąż przeplata się postaciami z bajek.
Zobaczyłem to na własne oczy ponad trzy lata temu
i od tamtej pory wracam. W kilku najbliższych postach zamierzam pokazać
Wam najciekawsze miejsca i chwile na Aranach. Na początek wyspa
Inishmore, czyli największa wyspa. Ma długość około 15 kilometrów i jest
na niej około SIEDEM tysięcy kilometrów kamiennych murków.
Inishmore
leży na Atlantyku, z Irlandii płynie się na nią dość szybkim promem
prawie godzinę. Stając na klifach zdobiących zachodnią krawędź wyspy
zobaczyć można tylko ogromny ocean, za nim już jest tylko Ameryka.
Widok
słońca kąpiącego się w oceanie to marzenie wielu. Jednak większość
zagranicznych wycieczek musi zdążyć na popołudniowy prom, bo trzeba
pędzić dalej przez Irlandię.
Dlatego większość turystów nie ma czasu odbić w bok, zaczekać do zachodu albo zejść z klifu piętro niżej, żeby zobaczyć coś absolutnie niezwykłego z bliska.
Na
Aranach znajduje się siedem kamiennych fortów zbudowanych metodą "dry
stone" czyli bez żadnej zaprawy łączącej wapienne kamienie. Stoją tak od
trzech tysiącleci mimo atlantyckich sztormów, porywistych wiatrów i deszczów. A tylko jeden z nich jest na trasie popularnych wycieczek. To nie jest ten na zdjęciu poniżej.
Thomas
- rodowity przewodnik po Aranach opowiada mi, że na Inishmore dwa lata
temu zbudowano najstarszy fort kamienny, taki co ma 4 tysiące lat. Taki
żart tu się sprawdza, zapasowe kamienie do budowy kolejnych fortów leżą od niepamiętnych czasów aż po horyzont...
Z
pewnych powodów w okresie wczesnego chrześcijaństwa wyspy Aran stały
się całkiem bezpieczną oazą dla ówczesnych mnichów, którym odpowiadały
te surowe warunki. Dlatego pozostało z tamtych czasów sporo kamiennych
budowli. Jedną z nich jest najmniejszy kościół na świecie.
Mieszkańcy
są przyzwyczajeni do tego, że czasem ocean jest zbyt gwałtowny, żeby
dostać się na ląd, lub coś z niego przywieźć. Sielskie obrazki jak ten
poniżej powinno się oglądać porównując film "Man from Aran".
Jak
już wspomniałem - pokażę tu trochę Aranów w kilku krótkich odcinkach. A
jeżeli ktoś zapragnie zobaczyć je na własne oczy to obaj z Thomasem
chętnie pomożemy.
Wyspy
Aran również na Was czekają. Najwięcej wrażeń dostarcza samotna
wędrówka przez te wyspy... Wtedy jest najwięcej magii Aranów...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz