Z jakichś powodów turyści z całego świata skierowani zostali na ucywilizowane i wybetonowane Klify Moher. Dzięki temu na najwyższych klifach Irlandii nie ma nikogo i można je mieć wyłącznie dla siebie.
Klify Croaghaun są ponad 3 razy wyższe od Moherów i trzecie pod względem wysokości w Europie.
Ten mały sterczący cycek to właśnie Croaghaun. Wznosi się 688 metrów nad poziom Oceanu Atlantyckiego, który sobie szumi beztrosko i nieświadomie u jego podnóża. Na wyspę Achill dotarliśmy za późno, żeby tam na samą górę włazić, więc wjechaliśmy na Minaun na zachód słońca. Na Croaghaun wystartowaliśmy nazajutrz rano.
Dojechaliśmy do końca drogi na zachodnim krańcu Achill. Minęliśmy owce pasące się nad Keem Bay i zaparkowaliśmy tuż przy plaży. Na grzbiety wrzuciliśmy spakowane wcześniej plecaki z prowiantem i płynami. Jak się później okazało - plecaki były za małe, płyny były za słabe, a góra była dość mocna. Dzień był bardzo pogodny, co jest nietypowe dla Achill więc wybraliśmy najdłuższą trasę.
Z tego miejsca dobrze widać górę Croaghaun, która od północnej strony opada stromo klifem do oceanu. Później wieczorem nasza gospodyni spytała, czy dużo ludzi spotkaliśmy w drodze na szczyt Croaghaun. No cóż, nie spotkaliśmy żadnych ludzi chociaż pogoda była jak żyleta, a klify przecie najwyższe w tym kraju. Wszyscy pojechali jak zwykle na Mohery :)
Pierwszy etap wspinaczki był dość prosty. Po zamoczeniu nóg w oceanie weszliśmy na 300 metrów, ominęliśmy bagna, torfowiska i dwa jeziorka, które wyglądały na całkiem niewinne, ale wcale takie nie były. Potem trzeba było obrać strategię - idziemy dalej ostro w górę czy zostajemy do wieczora, robimy sobie zdjęcia, szukamy sobie jakiejś pieczary i czekamy na świt.
Tu nie było żadnej trasy na szczyt. Zbyt mało ludzi tu przyjeżdża, żeby jakaś ścieżka została wydeptana. Każdy musi iść na własną rękę. Trzeba było iść po prostu pod górę. Kije do nordic walking przydały się nam nieraz, bo wybraliśmy najbardziej strome podejście - od tych dwóch jeziorek.
Przerwa na kawę z termosu wypadła niedaleko przed szczytem. Nie sądziłem, że takich przerw będzie jeszcze dużo.
Znaleźliśmy jedno świetne miejsce na odpoczynek - skalną półkę wyścieloną dywanem z trawy. Nad głową wielki głaz zamiast dachu. A z tyłu mała jaskinia, coś jakby spiżarnia. A co w lodówce? Hm, zdechła owieczka z wyżartymi oczami. Zaklinowała jej się noga, biedaczce.
Przy takiej pogodzie zrobiłem sporo zdjęć. Jeśli ktoś lubi góry tak jak my to wie, że największą przyjemność daje wchodzenie, zdobywanie, oglądanie i przeżywanie. Żadne obrazki tego nie oddadzą. Idźcie tam sami.
Patrzyliśmy na wszystkie strony świata, ocieraliśmy pot z czoła, zmienialiśmy podkoszulki na polary i odwrotnie. Były chwile, kiedy nieźle wiało. Patrzyliśmy na górę Slievemore, którą zawsze widziałem skrytą w chmurach.
Kiedy bardzo wiało, szukaliśmy jakiegoś zagłębienia albo skały, za którą można się schować. Kiedy słońce wychodziło zza chmur - wiatr ustawał i robiło się nagle gorąco.
Żeby zobaczyć klify w pełnej okazałości trzeba by oglądać je ze statku. Wychylaliśmy się poza krawędź przy każdej okazji, od północnej strony ciągle leżał śnieg. Klify opadają bardzo stromo do oceanu.
Klify Croaghaun to nie jest najwyższy punkt na wyspie Achill. Idziemy dalej - kolejne wzniesienie to Tonacroaghaun. Kilka metrów wyżej, ale całkiem nowe widoki. Jak to w górach.
Wspaniałe widoki rozpościerają się na całą wyspę. Widać szczyt Minaun, gdzie wjechaliśmy poprzedniego dnia i szczyt Slievemore, zazwyczaj przykryty czapą z chmur.
Na Slievemore już nie idziemy, mimo że z tej strony to dość łagodne podejście to czeka nas powrót na Keem Bay, gdzie stoi samochód. Woda w bukłakach nam się kończy.
Na dole sprawdzam czas, byliśmy w górach 7 godzin. Nic dziwnego, że wody musieliśmy szukać w górskich strumieniach.
Na Achill byliśmy 3 dni. To absolutne minimum, żeby coś zobaczyć. Naprawdę gorąco polecam.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
O CZYM JEST TEN BLOG
historia
(180)
ciekawostki
(148)
Pendragon Tours
(103)
chrześcijaństwo
(102)
podróże
(90)
średniowiecze
(80)
morze
(76)
ruiny
(64)
Dublin
(63)
zwyczaje
(63)
pogaństwo
(53)
klasztory
(50)
góry
(45)
zagadki
(45)
klify
(43)
opactwa
(43)
zamki
(43)
neolit
(39)
megality
(37)
Celtowie
(31)
Aran
(29)
Dingle
(29)
grobowce
(29)
okrągłe wieże
(29)
Irlandia Północna
(28)
legendy
(28)
celtycki krzyż
(26)
św. Patryk
(26)
film irlandzki
(25)
muzyka
(24)
dolmeny
(23)
puby
(19)
książki
(18)
obrzędy
(15)
religia
(15)
Wikingowie
(14)
connemara
(14)
kamienne forty
(13)
newgrange
(13)
menhiry
(12)
galway
(11)
boyne
(10)
konflikt
(10)
zima
(8)
bitwy
(7)
ogham
(7)
wielki głód
(7)
święta
(7)
kamienne kręgi
(6)
loughcrew
(6)
manuskrypty
(5)
wywiady
(5)
opowieści z krypty
(4)
Clootie
(3)
Fourknocks
(3)
Samhain
(3)
Trim
(3)
pierścień claddagh
(3)
Sheela-na-Gig
(2)
leprechaun
(2)
murale
(2)
św. Walenty
(1)
Tez tak kcem!!!!!!!!!!! I bede tak miala!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńNo to tego życzę i powodzenia!
UsuńPrzepiękna wycieczka. W najbliższym czasie się nie wybiorę, ale kiedyś nadrobię:).
OdpowiedzUsuńOby pogoda dopisała.
UsuńMiesiąc miodowy!.....Przepiękna wyprawa.hj
OdpowiedzUsuńA jakże.
UsuńPewnie, że żadne zdjęcia tego nie oddadzą...niemniej wyszły Ci jak zwykle cudnie :)
OdpowiedzUsuńKażdy by marzył o TAKIM miesiącu miodowym :D
Pozdrawiam Oboje!
Tak, zdjęcia wychodzą mi najlepiej.
UsuńŁap, trzymaj, nie puszczaj - to do ostatniego zdjęcia ;)
OdpowiedzUsuńFajnie się ta opowieść wpasowała do moich ostatnich lektur, o wspinaczkach właśnie. W jednej z nich dwóch kolesi nocowało w Alpach na półce skalnej na pionowej ścianie. Półka się pod nimi zerwała i zawiśli nad przepaścią na jednej asekurującej linie. Brr. Ale dobrze, że u Was wszystko stabilne :D
Nie utrzymam, jak się będzie wyrywać to nic nie poradzę.
UsuńAle ze mnie idiota :)Tkwiłem w przekonaniu prawie 3 lata, że dotarłem na klify Croghaun a okazuje się, że byłem na czymś zupełnie innym, z drugiej strony :) I jakże pięknie przedstawiłem ten niby wyczyn na blogu... Mistrz :) Babol niegodny podróżnika :)
OdpowiedzUsuńDobre :) Nie bądź dla siebie taki surowy. Ja kiedyś jechałem do Ziemi Obiecanej, a potem się okazało, że to Irlandia :)))
UsuńCzasami trzeba takiego publicznego biczowania ;) Jakby nie ta ,,Ziemia Obiecana'' to nie byłbyś pewnie nigdy na Croaghaun ;)
UsuńNie wiedziałbym nawet czy to przypadkiem nie nazwa afrykańskiej kawy :)
UsuńA jednak wchodzisz na góry! Gratulacje zdobycia szczytu! Super fotki
OdpowiedzUsuńTak, przełamałem się. Ostatnio jestem jakiś inny :)
Usuń...dech mi zaparło;-)to jedno z tych co się samo obroni;-)))
OdpowiedzUsuńChcesz gdzieś wejść żeby znowu zaparło dech nie od samego oglądania zdjęć? Coś wymyślimy.
Usuńhttp://around-ireland.blogspot.com/2012/03/stara-tradycja-jednak-zyje.html
OdpowiedzUsuńNo tak, zapomniałem, dzięki za odświeżenie pamięci.
Usuńno ...cudownie tam..a daleko to od sligo....?zabiore tam meza, z tym ze ja bede z tylu..( to a propose ostatniej fotki)..przepieknej zreszta....
OdpowiedzUsuńOd Sligo dużo bliżej niż z Dublina. Jechać koniecznie i oby pogoda dopisała.
UsuńNiesamowite widoki, podziwiam:)
OdpowiedzUsuń