![](http://4.bp.blogspot.com/-WYjwLTSqMwE/UVMzXlYjcdI/AAAAAAAAlcw/UTFfKxWwcho/s1600/Bundoran.03.jpg)
Najbardziej utkwił mi w pamięci rynek, taki trójkątny, pośrodku którego stała stara zadaszona studnia. Francie wraz ze swoim przyjacielem Joe lubili skuwać z niej lód. Najpierw przejechałem się główną ulica przez Bundoran, potem nią wróciłem nie znajdując żadnego rynku ani nawet strzałki „centrum miasta”.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjgU0hYGMwaXODJu2dKf1CO3ZB9kKmWre2Md04w_otN4mfpsV9eS3R-ObxpNr7ux9_sf1yWefFooPQitIbpizl1YIFKK8eIXVX8XvB8rmNrs11Mq4Zg694lM02oRGH0FDQF1BNi_oOq0See/s1600/Bundoran.02.jpg)
Zaparkowałem samochód ciesząc się, że w takiej dziurze jak Bundoran nie trzeba martwic się o bilety parkingowe i ruszyłem na poszukiwania rynku ze studnią. Mijałem kolejne sklepy dla surferów i kasyna, zamknięte puby i otwarte hotele. Letniskowa miejscowość wyglądała pod koniec marca raczej na wyludnioną. Po spenetrowaniu kilku bocznych uliczek wszedłem do hotelu Hollyrood i zapytałem wprost, gdzie jest rynek. Wytłumaczyłem pani na recepcji że widziałem to miasteczko na filmie.
![](http://1.bp.blogspot.com/-hrY3Sug2VII/UVMzZoJAo3I/AAAAAAAAldQ/sqG7jp5-tuA/s1600/Bundoran.05.jpg)
Recepcjonistka zwierzyła mi się, że o filmie nie ma zielonego pojęcia. Poza tym jest pewna, że w Bundoran nie ma żadnego rynku, tylko jedna główna ulica. Ale może w bibliotece będą coś więcej wiedzieć. Podziękowałem jej, tym bardziej, że za podłączenie do internetu musiałbym tam wykupić za 3 euro kupon na 20 minut. Zdzierstwo.
![](http://1.bp.blogspot.com/-ry29ggMy-qk/UVMzXHcT5-I/AAAAAAAAlcs/imlqhJbzAfs/s1600/Bundoran.01.jpg)
Ruszyłem w górę głównej ulicy szukając biblioteki. Mój wszystkofon w tym czasie szukał bezpłatnego wi-fi. Jedynym miejscem z dostępem do internetu był pub Donegal Bay. Wszedłem tam, zamówiłem Guinnessa i rozwaliłem się z laptopem na największej kanapie (bo akurat pod nią był jedyny kontakt).
![](http://2.bp.blogspot.com/-FbPmnIk5nMA/UVMzZg3cG1I/AAAAAAAAldM/YOGE6-krsnM/s1600/Bundoran.06.jpg)
Sprawdziłem na mapach, że rzeczywiście w Bundoran nie ma rynku. Sprawdziłem na Filmwebie, gdzie kręcono film. Zrezygnowany zamówiłem drugie piwo, ściągnąłem "Chłopaka rzeźnika" i zacząłem go oglądać po raz drugi.
![](http://4.bp.blogspot.com/-q4B3lj6c7sA/UVMzaIl2adI/AAAAAAAAldY/tm1jhSId4lI/s1600/Bundoran.07.jpg)
Pub Donegal Bay jest dość mały, a ja zajmowałem największą kanapę. Stopniowo zaczął się zapełniać i siłą rzeczy dosiadło się do mnie kilka osób. Dyskretnie wyłączyłem polskie napisy, żeby nie robić dodatkowej wiochy w takim wiejskim miejscu. W samą porę, bo ktoś zapytał co ja tam oglądam i jak w ogóle się mam i skąd jestem.
![](http://1.bp.blogspot.com/-Jg7Kw2e08lI/UVMzYruGcDI/AAAAAAAAldA/IoQBxyPq3ss/s1600/Bundoran.04.jpg)
Odpowiedziałem, że mam się dobrze i że oglądam film, który podobno był tu kręcony. Nawet nie byłem zdziwiony, że moi nowi znajomi też o tym filmie nie słyszeli. Spytałem, czy znają chociaż piosenkę z filmu - „Beautiful Bundoran" Ha, oczywiście znali wszyscy. Ktoś zanucił, po chwili śpiewał cały pub. Ktoś postawił mi kolejne piwo... Wyglądało na to, że mój pobyt w Bundoran nieco się wydłuży...
![](http://2.bp.blogspot.com/-hDqbBJXO8m0/UVMza1qypLI/AAAAAAAAldk/wyQvXvPFono/s1600/Bundoran.08.jpg)
Kilka kolejek później wyciągnąłem z bagażnika swoje kije do nordic walking i ruszyłem na kilkukilometrowy marsz po długiej plaży. W oddali majaczyły pokryte śniegiem góry Donegalu. Ocean szumiał łagodnie czekając cierpliwie na surferów.
![](http://1.bp.blogspot.com/-3SI785ZH_xY/UVMzbp4KhEI/AAAAAAAAlds/4lE-pBUHgcA/s1600/Bundoran.09.jpg)
W Irlandzkich miastach, jeśli istnieje rynek - rzadkość - jest właśnie trójkątny. Już nie pamiętam skąd to wzięło.
OdpowiedzUsuńO filmie nie słyszałem, ale w Bundoram zdarzyło mi się parokrotnie być. No może parokrotnie przez miasteczko przejeżdżałem a raz w nim byłem :) Latem jest to mekka surferów i plaża, po której chodziłeś jest w zasadzie tylko dla nich, bo kapać legalnie się tam nie wolno.
OdpowiedzUsuńUrocza przygoda :)
OdpowiedzUsuńI nawet zegar z kukułką nabyłeś:-)
OdpowiedzUsuńNo prawie ;)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNie potrafię tego składnie wyjasnić (pięć nocy nie spałam, haha), ale Bundoran przypomina mi takie stare miasteczka nadmorskie w Stanach albo w UK, takie jak z filmu Lemoniadowe Trio z Diane Keaton. Szczególnie są rozczulające, kiedy pusto po sezonie i mniej słońca, farba lekko obłazi z budynków, a ulice czekają na większy ruch.
OdpowiedzUsuńSen się przydaje sennym miasteczkom :)
UsuńCzyli dzień nie taki do końca stracony ;)
OdpowiedzUsuńFajnie masz... Zawsze Cię spotka coś ciekawego :)
Zawsze mnie spotyka coś ciekawego.
Usuń:):):) miło wiedzieć, że nie tylko moje wyjazdy zawsze są przygodą, a miejsce bardzo malownicze ;)
OdpowiedzUsuńAhoj przygodo!
Usuńmnie tylko zastanawia ten Twój marsz po kilku piwach :)
OdpowiedzUsuńPS> A dzień wygląda na mile spędzony
Och, miałem kije i mogłem się podpierać :)
UsuńWitaj
OdpowiedzUsuńMalownicze domy, piękny reportaż, a u nas zima w kwietniu.
POzdrawiam gorąco ;)
Balwanek zamiast zajaczka :)
Usuń...no i gdzie ten ryneczek ze skutą lodem studnią? Kondukt pogrzebowy też przechodził przez ryneczek!;-)...Ech...prawie jak ze swetrami "arańskimi" ;-(
OdpowiedzUsuńNie martw sie. Znajdziemy lepsze miejsca, ktore obronia sie same.
UsuńStrasznie tam pstrokato. Dobrze, że wokół natura ładnie urządziła. Plaża prześliczna.
OdpowiedzUsuńJedni mówią pstrokato a inni kolorowo :)
Usuńbundoran ma opinie lokalnego las vegas,no i faktycznie duzo tam kasyn i rozrywek wszelakich,czesto tam jezdzimy na kregle ,bo tanio i nie musimy zmieniac obowia a i piwko mozna przemycic..warto tez zahaczyc o monorhamilton ,kilka kilometrow w kierunku sligo,majaczacy zdaleka zameczek,gdzie napewno spotkasz robin hooda albo walecznne mela gibsona serce
OdpowiedzUsuń