Mógłbym
ten wątek zatytułować „tajemnica zielonej pieczęci” ale po primo taki
tytuł już wykorzystała Ożogowska Hanna a po drugie primo rzecz nie
dotyczy tylko zielonej Irlandii ale całej strefy Common Travel Area
czyli wyspowej krainy brytyjsko-irlandzkiej ze wszystkimi mniejszymi
wyspami pośrodku i dookoła. Po trzecie primo będę się trzymał własnego
cyklu irlandzkich zagadek.
Kiedy
byłem małym chłopcem i miałem w Polsce własną firmę to pewnego dnia
Najlepszy Operator Kraju uszczęśliwił mnie wiadomością, że za wierne
płacenie rachunków przez dwa lata dostanę całkiem nowy nie śmigany
telefon za 1 zł, po czym z telefonem wysłał kuriera pod adres, który
miał w swoich komputerowych papierach. Telefonu owego wtenczas nie
odebrałem od kuriera chociaż we własnej osobie otworzyłem mu drzwi. Pan
Kurier zażądał ode mnie pieczątki bo w jego papierach musiało mu się
wszystko zgadzać. Pieczątka moja tymczasem spoczywała w schowku na tzw.
rękawiczki, czy pistolet jak wolą zwolennicy J. Bonda. A cały samochód
ze wspomnianym wyżej schowkiem stał w warsztacie na drugim końcu miasta
bo potrzebowaliśmy obaj od siebie odpocząć na jakiś tydzień. Telefon nie
śmigany nie został mi wydany a kurier musiał przyjechać jeszcze raz, w
związku z czym za mój nowy telefon za symboliczną złotówkę mój
wspaniałomyślny operator zapłacił firmie kurierskiej podwójnie. A może
zapłacił to zapłacił pan, pani, społeczeństwo….
Trochę
wcześniej jako handlowiec wiszący godzinami na telefonie i próbujący
różnymi sposobami umówić się z osobami decyzyjnymi w upatrzonych
uprzednio firmach, które miały ode mnie coś kupić miałem jeden cel –
podpisać kontrakt podstemplowany najlepiej w kilku miejscach, za co
otrzymywałem sowite wynagrodzenie. W przypadku braku wspólnika, albo
(przepraszam za wyrażenie) członka zarządu, który akurat przebywał
gdzieś za granicą musiałem ja z kolei wrócić za tydzień, dwa, może trzy.
W związku z czym moje wynagrodzenie przesuwało się mocno w czasie.
Miałem
też okres bezrobocia, i ten czas owocnie spędzałem na chodzeniu po
firmach i zbieraniu pieczątek jako znak, że mnie tam wcale nie chcą
zatrudnić. Pieczątki musiałem zbierać, bo od tego zależała comiesięczna
wypłata mojej kuroniówki.
Po
jakimś czasie znalazłem się w Irlandii, gdzie dowiedziałem się, że
można żyć normalnie bez pieczątek. Zrozumiałem różnicę pomiędzy jednym
krajem, gdzie kult pieczątki istnieje dzięki temu, że każdy kombinuje
jak tu na boku dorobić, przekręcić, oszukać a krajem drugim, gdzie
ludzie nie są przyzwyczajeni do krętactwa, matactwa i naciągactwa.
W
Wielkiej Brytanii i Irlandii pieczątki nie są obowiązkowe do dziś. Mam
tu na myśli firmy, nie urzędy. Przedsiębiorca mały czy duży może tu
wystawiać faktury, również VAT bez żadnej pieczątki, tylko z samym
podpisem i również za granicą. O tym czy ma pieczątkę decyduje jego
subiektywne odczucie, czy z pieczątką będzie czuł się lepiej, ważniej.
Spotkałem się w tym po raz pierwszy pracując w irlandzkim supermarkecie,
kiedy przyjmowałem dostawy i nie przybijałem żadnych pieczątek bo nikt
tego ode mnie nie wymagał. Wystarczyło policzyć skrzynki z warzywami –
we dwóch, a jak wiadomo co dwie głowy to nie jedna. Dostawcy się
zgadzało, mnie też, podpis i wracamy do swoich zajęć.
Kiedy
sprzedawałem irlandzkie ubezpieczenia w tutejszych firmach, pracodawca
kupując polisy dla swoich pracowników podpisywał się tylko w miejscach
wskazanych przeze mnie palcem i to wystarczało, bo firma ubezpieczeniowa
nie wymagała żadnych pieczątek. Nazwisko i to wszystko. Mogłem to znowu
porównać z polskimi realiami, bo jako agent w Polsce nie mogłem do
firmy wrócić bez pieczątki, bo taka umowa byłaby nieważna.
Znam
przypadki, kiedy handlowcy w Polsce wymyślali sobie nowe kontrakty i
pod nazwami nieistniejących firm przybijali pieczątki złożone
własnoręcznie z zestawu „zrób to sam” kupionego w papierniczym sklepie.
Niektórzy z nich wyjechali potem do Irlandii i tu dalej prowadzili swój
proceder. Korzyści były lepsze, bo w euro. I było łatwiej, bo nie trzeba
było podrabiać żadnych pieczątek. Historię najlepszego polskiego agenta
w mojej firmie opisałem rok temu.
Porzucając
złodziejskie klimaty i kult pieczątek nadmienię, że dla uczciwych ludzi
w Irlandii wystawianie dowodów zakupu czy sprzedaży bez konieczności
szukania stempelków w schowku na rękawiczki nie jest niczym dziwnym,
jest wygodne, naturalne i legalne. Przedsiębiorca nie ma obowiązku
posiadania stempla, co więcej, nie musi zatrudniać księgowej. Może
prowadzić swoją księgowość własnoręcznie bez obawy, że urząd skarbowy
sprawdzi kiedyś, czy korzysta on z legalnego oprogramowania
przeznaczonego do tego celu czy też nie.
Większość
małych i średnich firm (MIŚ) radzi sobie we własnym zakresie i gromadzi
w coraz większych reklamówkach dowody zakupu i sprzedaży pozbawione
żadnych pieczątek. Czas na rozliczenie to 3 lata, więc jak tych
reklamówek nazbiera się za dużo, to szef idzie do księgowej, która to
wszystko ogarnie w kilka godzin. Do urzędu skarbowego wysyła się
zeznanie a skarbówka czyli Revenue rzadko kontroluje, bo w tym kraju
kantowanie nie było w modzie, więc Revenue wychodzi z założenia, że
lepiej dostać podatek z opóźnieniem niż wcale.
Tytułem
zaległości trzeba uregulować 105% należnego podatku za rok dwa roki
wstecz – tak tu rozumieją karę za zwłokę. W materiałach informacyjnych
Revenue jest powiedziane wyraźnie, że one skarbowe władze zakładają w
góry naszą uczciwość: „We expect you to deal in an honest way with Revenue by returning the tax and duty which you are due to pay….”
Zasada zaufania idzie więc z góry, obowiązuje wszystkich partnerów w
interesach i nikt nie musi wymagać dodatkowego potwierdzenia w postaci
pieczątki. Taki dziwny kraj… Z tego co pamiętam - w Polsce jako
przedsiębiorca musiałem w urzędzie udowadniać swoją niewinność, bo na
pewno mam jakieś nieczyste zamiary. Taki dziwny kraj…
A
jak jest tu rozliczany przeciętny pracujący obywatel przez zwykły
irlandzki urząd skarbowy w otoczeniu ogólnego domniemania u powszechnej
uczciwości firm bez żadnych pieczątek pisałem dwa lata temu.
Pieczątki
są tu na porządku dziennym tylko w urzędach, chociaż też nie zawsze.
Tłumaczenia polskich dokumentów rozwodowych czy świadectw pracy
przyjmowane są w Social Welfare bardzo często bez pieczątek tłumaczy
przysięgłych. Tu również zakładają, że ktoś kto to przetłumaczył –
zrobił to uczciwie. Tłumaczyłem sprawy rożnych gości spod ciemnej
gwiazdy na Gardzie (irlandzkiej policji) jako tłumacz z doskoku (czyt.
wolontariusz) i potem ci goście trafiali do irlandzkich sądów na
podstawie mojego tłumaczenia, bez żadnej pieczątki. Było to dla mnie pouczające doświadczenie.
Ostatnio
pewien Irlandczyk powiedział mi, że nie miał kasy na podatek drogowy
(tax) i poszedł na Gardę, żeby poświadczyli mu, że auta nie używał przez
dwa miesiące. Gliniarze nie żądali od niego dowodu naprawy (z pieczątką
warsztatu), uwierzyli na słowo i poświadczyli, że facet nie używał
samochodu (oczywiście nim jeździł, ale go nie złapali w tym czasie).
Dostał na swoim druku POLICYJNĄ pieczątkę i uniknął dalszych kłopotów.
Żeby
nie było za słodko z tym "niemaniem" pieczątek w Irlandii – irlandzki
Ryanair przebił wszelkie warianty. Otóż pewien facet spoza Unii
Europejskiej na lotnisku w Leeds (UK) dowiedział się, że na swoim
bilecie do Dublina powinien mieć pieczątkę potwierdzającą brak pieczątki
w paszporcie. Nie miał wizy, a potrzebną pieczątkę miała mu przystawić
pani konduktorka piętro niżej ale się po nią nie upomniał, bo skąd niby
miał wiedzieć. Pan z poza Unii poleciał do Dublina nazajutrz. Co zrobić,
taki kraj.
Zagadka pieczątki rozwiązana. Wystarczy zamówić na http://www.pieczatkioutlet.pl dowolny rodzaj, wielkość, w dowolnym kolorze tuszu. Pieczętujesz tanio online w 5 minut!
OdpowiedzUsuńBardzo interesujący artykuł.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJak widać pieczątki są tak popularne że nawet zagadki o nich powstają. Nigdy bym o tym nie pomyślał gdyż wykonując pieczątki w maxsc nie mamy żadnych zagadek, tylko staramy się je wyrobić jak najlepiej. Przecież zadowolenie klienta to priorytetowa sprawa.
OdpowiedzUsuńAż trudno uwierzyć iż tyle zamieszania przez zwykłe pieczątki:)
OdpowiedzUsuń