Kawa po
irlandzku to wynalazek, który powstał całkiem niedawno. Znanym od wieków
składnikom nadał nową formę, smak, funkcję i znaczenie. Napój ten
narodził się na lotnisku Foynes w zachodniej Irlandii. Tam właśnie po
raz pierwszy w historii lotnictwa zaczęły regularnie lądować samoloty
pasażerskie zza Atlantyku, z których jeden odegrał znaczącą rolę w
powstaniu kawy po irlandzku.
Zachodni
skraj Irlandii jest oddalony o około 3 tysiące kilometrów od wybrzeży
Nowofunlandii w Ameryce Północnej. W tamtych czasach najbezpieczniej
przemierzać było taką odległość samolotem, który umiał lądować na
wodzie. Dlatego samoloty linii PanAm typu Boeing 314 nazywane były
latającymi łodziami.
Któregoś
jesiennego dnia roku 1942 roku samolot Boeing 314 z 11 osobami załogi i
68 pasażerami na pokładzie wystartował z portu lotniczego Foynes na
rzece Shannon w kolejny 10-cio godzinny rejs do Botwood w Nowofunlandii w
Kanadzie. Po trzech godzinach lotu szybko pogarszające się warunki
atmosferyczne nad Atlantykiem zmusiły pilotów do powrotu do Irlandii.
Samolot wylądował znów na rzece Shannon i dopłynął powoli do budynku
lotniska.
Zdezorientowani,
zdenerwowani i zmarznięci pasażerowie, którzy mieli tego dnia wylądować
na zupełnie innym kontynencie trafili do małej kantyny, gdzie właśnie
kończył swoją zmianę Joe Sheridan, szef kuchni lotniska Foynes. Ponieważ
kuchnia była już zamknięta, Joe zaserwował im kawę, do której w
przypływie fantazji dolał kapkę irlandzkiej whiskey - jak każdy szef
kuchni miał ją oczywiście pod ręką. Whiskey wraz z gorącą kawą miała
rozgrzać zziębniętych podróżnych.
Joe
Sheridan nie pamiętał później jakiej marki whiskey dolał do kawy, bo
sam używał różnych rodzajów, czasem w nadmiarze. Świadkowie z Kanady i
USA zeznawali potem, że na czyjeś pytanie „czy to kawa po brazylijsku?”
Sheridan wybełkotał „nie, po irlandzku” po czym zwalił się bez czucia
pod kontuar. Był już sporo po godzinach, a oni mieli być przecież w
Kanadzie. Tak narodziła się legenda Irish Coffee.
Od
tamtej pory producenci różnych Irish Whiskey spierają się między sobą,
czyja gorzała jest lepsza jako dodatek do kawy po irlandzku, Jameson,
Bushmills, czy też Tullamore.
Latające
łodzie z Ameryki przestały lądować na rzece Shannon w 1946 roku, bo po
wojnie do samolotów PanAm doczepiono zwyczajne koła, a tuż obok dawnego
lotniska Foynes powstało nowe lotnisko - Shannon Airport, które jest
dziś drugim co do wielkości lotniskiem w Irlandii i jednocześnie
najbardziej wysuniętym na zachód lotniskiem w Europie. Cała historia
lotnictwa transatlantyckiego jest teraz do obejrzenia w Muzeum Latających Łodzi w Foynes,
gdzie grzejąc się przy kawie po irlandzku można przy okazji zobaczyć
replikę owego "Yankee Clipper", który zawrócił kiedyś w pół drogi nad
Atlantykiem.
Kawa
po irlandzku zdaniem jej zwolenników jest nektarem bogów, napojem
doskonałym i pełnowartościowym, ponieważ zawiera cztery istotne
składniki potrzebne do życia (w Irlandii) czyli alkohol, kofeinę, cukier
i tłuszcz. Znam jednak przynajmniej sześć osób, którym żaden z
powyższych składników nie jest potrzebny do życia i o dziwo też mają się
dobrze.
Tradycyjny
przepis na kawę po irlandzku wymaga czterech obowiązkowych składników:
gorąca kawa na dno szklanki, do tego Irish whiskey zmieszana z cukrem a
na sam wierzch bita śmietana. Dodatek cukru potrzebny jest aby bita
śmietana nie zmieszała się z whiskey i kawą, bo picie kawy po irlandzku
polega na dotarciu do czarnego ożywczego nektaru poprzez warstwę białej
pianki. Zupełnie jak w ciemnym piwie zwanym Guinness. A jedyna różnica -
to tylko szklanica.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz