Nie
znam nikogo, kto mógłby powiedzieć, że jego rodzina mieszka w tym samym
miejscu od 800 lat. Zamek w nadmorskim Malahide był rezydencją rodziny
Talbotów od 1169 do 1973 roku czyli przez 804 lata. Ostatni z Lordów
Talbot zmarł nie pozostawiając potomka, zamek Malahide został przekazany
wtedy lokalnym władzom. Obecnie zamek otwarty jest dla zwiedzających
przez cały rok, bilety po 7,50.
Historia
zamku to w uproszczeniu cała historia Irlandii od najazdów Wikingów aż
do wstąpienia do Unii Europejskiej. Osiem wieków historii zaklętej w
kamiennym zamku, pięknie zadbanym i chętnie odwiedzanym, jako że z
lotniska to tylko 15 minut.
W
XII wieku podczas normańskiej inwazji na Irlandię ziemie Malahide
zostały przyznane francuskiej rodzinie Talbot. Jak na przykładnego
rycerza normańskiego przystało Sir Ryszard Talbot na początek zbudował
kamienną wieżę. Była ona jednocześnie ufortyfikowanym domem dla Talbotów
oraz ich służby i wszystkich zwierząt. Były to burzliwe czasy, dlatego
teraz po całej Irlandii rozsiane są ruiny wielu podobnych wież. Malahide
Castle jest rzadkim przykładem takiego wczesnego normandzkiego zamku,
który przetrwał wszystkie ataki i znacznie się rozrósł do naszych
czasów.
Komnaty
nie są już oświetlane kagankami, z podłóg zniknęły słomiane maty, w
oknach pojawiły się szyby, a na parterze sklep z pamiątkami i
restauracja, więc zamek nie przypomina już wcale pierwotnej normandzkiej
warowni z XII wieku. Malahide Castle jest tak naprawdę muzeum, w którym
obok pięknie rzeźbionego talizmanu z XVI wieku, krzeseł z drzewa
orzechowego i pozłacanych drewnianych stołów z XVIII wieku podziwiać
można ręcznie tkane dywany oraz kopie watykańskich fresków Rafaela i obrazy wypożyczone z Galerii Narodowej w Dublinie.
Spotkałem
się z głosami, że na zamku Malahide bywa tłoczno, dla równowagi dodam,
że w pewne dni bywa też pustawo. W sam raz na delektowanie się detalami.
Bez przeszkód mogłem przyjrzeć się ręcznie rzeźbionej kolejce,
wiktoriańskiej Arce Noego, którą dzieci mogły bawić się tylko w
niedzielę oraz prababci lalki Barbie spoczywającej od 200 lat w łóżeczku
tuż obok równie leciwego konika na biegunach.
Zamek,
który przetrwał 800 lat wie jak witać kolejnych przybyszów - przy
zakupie biletów otrzymuje się komentarz przewodnika w tłumaczeniu na swój
własny język - wszystko jest ładnie spięte sztywnymi okładkami. To
bardzo pomaga - nie wszyscy turyści znają słowa: "mosiądz", "rzemiosło"
czy też "w przededniu".
W
przededniu wielkiej bitwy nad rzeką Boyne w tej oto sali zjedli
wieczerzę wszyscy mieszkańcy zamku Malahide. Dzień później, 12 lipca
roku 1690, na kolejnej kolacji pojawiły się tylko kobiety. Wszyscy
wojownicy polegli bowiem rankiem nad rzeką Boyne. O polskim akcencie tej
najważniejszej irlandzkiej bitwy pisałem tutaj.
Na
koniec zwiedzania warto wejść do zamkowej biblioteki i pogłaskać palcem
grzbiety ksiąg wydanych 300 lat temu. Zamierzam tam wrócić wiosną,
kiedy ogrody Malahide odżyją po raz kolejny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz