Opactwo
Fore położone w malowniczej dolinie pomiędzy dwoma wzgórzami w
hrabstwie Westmeath założył Św. Feichin około 630 roku. Już na tamte
czasy był to spory klasztor, kroniki notują, że żyło tam około 300
mnichów. W ciągu pierwszego półwiecza istnienia opactwo Fore było
wielokrotnie plądrowane i spalone dwanaście razy, nic więc dziwnego, że
do naszych czasów niewiele zostało. Została jednak legenda o siedmiu
cudach Fore i dlatego postanowiłem się tam wybrać i pochodzić ich
śladami.
Cud pierwszy
Opactwo zbudowane na bagnach. Trudno to teraz sprawdzić, bo nie są to już bagna, ale raczej podmokłe tereny przez które płyną strumienie a środkiem biegnie utwardzona ścieżka prowadząca do ruin. No i nie są to już ruiny niszczonego i palonego 12 razy opactwa z 630 roku, tylko ruiny późniejszego opactwa benedyktynów, zbudowanego w tym samym miejscu w XIII wieku. Miało ono już zdecydowanie charakter obronny.
Cud pierwszy
Opactwo zbudowane na bagnach. Trudno to teraz sprawdzić, bo nie są to już bagna, ale raczej podmokłe tereny przez które płyną strumienie a środkiem biegnie utwardzona ścieżka prowadząca do ruin. No i nie są to już ruiny niszczonego i palonego 12 razy opactwa z 630 roku, tylko ruiny późniejszego opactwa benedyktynów, zbudowanego w tym samym miejscu w XIII wieku. Miało ono już zdecydowanie charakter obronny.
Młyn wodny, który nie został zbudowany na rzece. Według legendy Św. Feichin po zbudowaniu młyna podszedł do skały kilkaset metrów wyżej i zrobił coś takiego, że ze skały wypłynęła woda, która bezbłędnie trafiła we właściwe miejsce wprawiając w ruch młyńskie koło i napędzając je aż do 1875 roku. Porośnięty krzakami młyn obecnie już niestety nie działa.
Woda, która płynie pod górę. To właśnie miejsce, skąd woda na młyn wypłynęła ze skały. Po krótkiej wspinaczce znalazłem to miejsce, ale wody nie było. Wydaje mi się, że w górach właśnie tak się czasem zdarza, że woda wypływa ze skał pod ciśnieniem, ale mogę się mylić. Jest jednak stamtąd cudowny widok na kolejne cuda opactwa Fore.
Drzewo, które nie płonie. Ludzie głębokiej wiary dopatrzyli się jeszcze w tym drzewie trzech ramion symbolizujących Świętą Trójcę. Ja dostrzegłem mnóstwo powieszonych szmatek, skarpetek, smoczków i zapalniczek. To przedziwny zwyczaj wieszania pre-wotywnych przedmiotów każe tu ludziom ozdabiać drzewa, których potem nie sposób przeoczyć. Takie drzewo nazywa się Clootie. Niczego nie powiesiłem, jednak dla celów badawczych (żeby czytelnicy tego bloga nie musieli już tego robić) zatrzymałem sobie jedną suchą gałązkę. Podczas palenia w kominku wydzielała dziwny aromat, ale to na pewno nie była siarka.
Woda, której nie można zagotować. W wiosce jest taki mały punkt turystyczny, gdzie można wypytać o cuda Fore. Pani z przejęciem opowiada, że wielu ludziom, którzy z cudownego źródełka wzięli wodę w celach badawczych nie udało się jej zagotować. Teraz wiem, że pani robiła to po to, żeby sprzedać mapki z lokalizacją poszczególnych cudów oraz gorące napoje, ponieważ wody w źródełku już nie było, przed nami było widocznie zbyt wielu badaczy, albo za gorąco było… Żeby nie przeoczyć źródełka ustawione jest specjalne drzewko ze skarpetkami, chusteczkami i smoczkami.
Kamienna cela pustelnika. W dzisiejszych czasach rzeczywiście trudno sobie wyobrazić, żeby ktoś zrezygnował z kupowania, siedzenia na necie, oglądania telewizji czy zwiedzania i zamknął się w kamiennej celi na całe życie. W tej celi dokonał żywota ostatni pustelnik Irlandii, Patrick Beglan. Od 1616 roku nikt już tu nie odważył się zamieszkać. Żeby zobaczyć to miejsce od środka trzeba najpierw wziąć klucz z drugiego pubu po lewej. Pasuje do obu kłódek – od bramy i od głównych wielkich drzwi.
Legenda głosi, że podczas budowy najstarszego kościoła Św. Feichin mocą swojej modlitwy uniósł 7-tonowy kamień i umieścił go nad wejściem. Na tym kamieniu wyryty jest symbol celtyckiego krzyża, który w zależności od oświetlenia raz jest bardzo widoczny, a raz go nie w ogóle ma. Ten cud jest chyba najlepszy. Wokół z ziemi wyrastają ciągle nowe kamienie.
bylam widzialam cudnie
OdpowiedzUsuń