Każdy,
kto chociaż przez tydzień mieszkał w Irlandii, miał możliwość
zetknięcia się z ulotkami zachęcającymi do wystawienia przed dom worka z
niechcianymi ubraniami. Worki zostaną zabrane nazajutrz bez względu na pogodę
a podobna ulotka wpadnie dwa albo trzy dni później. Odzież zostanie
natomiast wysłana do Nigerii, Konga i innych kolorowych biednych krain.
"Program
zbiórki niepotrzebnej odzieży. Rozpaczliwie szukamy: niepotrzebnych
męskich, damskich i dziecięcych ubrań, zasłon, pościeli i butów
połączonych parami. Wszystkie te rzeczy będą posortowane i przekazane do
krajów afrykańskich i innych rozwijających się krajów na terenie całego
świata, gdzie ludzi nie stać na kupowanie sobie nowych ubrań. Niektóre z
ubrań sprzedane zostaną w sklepach dla zwrócenia naszych kosztów. Cała
reszta zostanie dostarczona bezpośrednio rodzinom, które tego potrzebują
i zrobią z tych ubrań użytek. Czy wiesz, że polio paraliżuje 1000
dzieci każdego dnia?" (tłumaczenie z rzeczonej ulotki).
Powtórne
wykorzystanie nieużywanych już ubrań i przedmiotów ma wiele walorów
poczynając od ubierania biednych dzieci afrykańskich poprzez tanie
zakupy w lokalnym charity shopie a na ekologii kończąc. Jednak moje
podejrzenia wzbudziła częstotliwość ulotek wpadających przez moje drzwi.
Czasem miałem wrażenie, że jestem świadkiem swoistej walki na ulotki.
Po
zgromadzeniu 10 kolejnych świstków zadzwoniłem pod numery umieszczone
na samym dole. Podałem się za fikcyjnego przedsiębiorcę, który chce
nawiązać współpracę. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się że w
ponad połowie przypadków jakąś tam współpracę mógłbym nawet nawiązać i
to po polsku albo po rosyjsku.
Zbiórki
odzieży używanej mogą w Irlandii dokonywać wyłącznie zarejestrowane
firmy działające w bardzo specyficznej formie a co za tym idzie –
założenie takiej firmy dobroczynnej nie jest wcale proste, trzeba
spełnić wiele kryteriów. Ale jak pokazuje doświadczenie – warto się
natrudzić. Nikt nie kontroluje ile worków z odzieżą przywiezie objazdowy
van ani co dokładnie tam się znajdzie. Ale na pewno przyjedzie w tych
workach potencjał do wykorzystania. Jak go właściwie wykorzystać –
o to zadbają sprytni przedsiębiorcy. Nie każdy worek wystawiony przed
drzwi zostanie przekazany do sklepu dobroczynnego lub wysłany do krajów
potrzebujących. Śmiem twierdzić, że większość swoich zdobyczy niektóre firmy wysyłają z Irlandii prosto do Polski. Dobroczynność jest różnie rozumiana.
Sortownia w Piasecznie. Pracuje tu prawie 100 osób. „Tu
mam niesort z Irlandii, tu z Anglii. Na tej linii sortuje się odzież na
Warszawę i na mniejsze miasta. Ubrania z rozdarciami i bez guzików
wysyłam do Nigerii. A najgorsze szmaty sprzedaję do warsztatów” –
opowiadał mi właściciel dużej sieci warszawskich szmateksów. Trafiłem do
niego 4 lata temu sprzedając jakieś ubezpieczenia. Już wtedy pan J.
działał w tym biznesie od 10 lat. Pokazał mi też inne rzeczy, które
znaleźć można w „niesorcie”. Zabawki, walkmany, figurki - zwykły
asortyment irlandzkich i angielskich „czariciaków”. Tyle, że w tym przypadku przedmioty te nigdy nie miały trafić do sklepów za grosze.
Sortownia
pod Dublinem. Tu oddziela się nieco ubrań oraz zabawki, walkmany i
figurki - trafią potem do tutejszych sklepów charytatywnych. Resztę
prasuje się w 40-kilogramowe bele i wysyła do Polski i innych „potrzebujących”
krajów. Bezpośrednio do sortowni pana J. oraz wielu innych dobrze
prosperujących sprytnych firm. Handel używanymi szmatami ma się w Polsce
wciąż dobrze, jak wszyscy chyba wiedzą. Bela sprasowanej odzieży prosto
z hurtowni kosztuje 600-800 zł. Taką cenę w hurcie płacą właścicielowi
interesu małe sklepy, które potem każdą sztukę mogą wycenić i powiesić
na wieszaku albo sprzedać na wagę.
Wielki
sklep z odzieżą używaną gdzieś w Polsce. Po zrobieniu kilku zdjęć
zostaję z niego wyrzucony. Jasne, jeszcze się coś wyda. Lokalnie ten
sklep nosi nazwę „Rzeźnia”.
Ciekawostką
jest, że nowy polar z kapturem kupiony w angielskim Primarku lub
irlandzkim Penistorze kosztuje tyle prawie samo co taki sam ale używany
kupiony w polskim lumpeksie.
Nowa bluza z kapturem – 10 euro
Używana bluza z kapturem – 30 złotych.
Widok klientów rzucających się na świeży stojak z importowanymi bluzami z kapturem - bezcenny.
to wynik bezmyślnego "owczego pędu",który ogarnia całe grupy ludzi,nie tylko w Polsce,a na głupocie(czytaj bezmyślności) inni się bogacą...
OdpowiedzUsuńpozdrawia z Polski
Gosia także piekąca chlebek na zakwasie..