Pokazywanie postów oznaczonych etykietą latarnie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą latarnie. Pokaż wszystkie posty

piątek, 25 października 2013

Mizen Head

Cypel Mizen Head znajduje się na najbardziej na południe wysuniętym kawałku Irlandii. To ostatni fragment europejskiego lądu widziany ze statków płynących do Ameryki. Fantastyczne formacje skalne, klify i ogromna przestrzeń.








Przyjeżdża się tu dla widoków, dzikości przyrody, siły oceanu i surowości krajobrazu. Poza tym można sprawdzić swoją odwagę - Mizen Head w rzeczy samej oderwał się od stałego lądu i został połączony mostem. 


Most jest stalowy i solidny ale ażurowy. Widok urwiska i wody szumiącej prawie 100 metrów zapiera dech. Przed mostem zostają ci, którzy stwierdzili, że już zobaczyli Mizen Head i dalej na pewno nie pójdą, za żadne skarby świata.





Nie da się stąd spaść, barierki, wąskie chodniki i strome schodki prowadzą szczytem klifów i czasem schodzą niżej aż do samej wody. Przestrzeń, klify, ocean i wiatr!









Na końcu skalistej wysepki znajduje się latarnia morska, stacja meteo i muzeum poświęcone pracy latarników na Mizen Head. Jest również praktyczny przyrząd pokazujący cykle przypływów i odpływów.









Na koniec można przyjrzeć się historii i niesamowitej kontrukcji latarni Fastnet, która majaczy 11 kilometrów na południe. Tam dopiero kończy się Irlandia. Po więcej informacji o jednej z najładniejszych irlandzkich latarni morskich zapraszam do mojego wcześniejszego wpisu ze zdjęciami Janka Klossa.

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Latarnia na Hook Head

Latarnia Hook stoi na końcu haczykowatego cypla Hook Head w południowo-wschodniej Irlandii. Haczyk ten służył od najdawniejszych czasów do łapania statków błądzących po Morzu Celtyckim. Bezwzględne wiatry rzucały okręty na ostre klify z czerwonego piaskowca dlatego pierwszy ogień ostrzegający marynarzy przed niebezpieczeństwem zapłonął na końcu cypla Hook już w V wieku. Pierwszym latarnikiem był święty Dubhán, założyciel kilku klasztorów i żyjący w tym samym okresie co św. Patryk.


Po jego śmierci latarnikami byli mnisi mieszkający w klasztorze założonym przez św. Dubhána. Co noc rozpalali ogień i wzmacniali kamienną latarnię po każdym większym sztormie. Na tych czynnościach upłynęło zakonnikom na Hook Head kolejne 300 lat. Wtedy do Irlandii przypłynęli Wikingowie.




Ich statki nie rozbiły się o skały Hook między innymi dzięki tej latarni. Po obu stronach cypla Hook Wikingowie założyli swoje nowe miasta - Wexford i Waterford, które istnieją do dziś. Latarnia dalej świeciła co noc, była to wtedy najważniejsza latarnia Wikingów. I tak minęło kolejnych 300 lat. Wtedy do Irlandii przypłynęli Normanowie.




Ich statki nie rozbiły się o skały Hook między innymi dzięki tej latarni. Normanowie zajęli miasta Waterford oraz Wexford leżące po obu stronach półwyspu i zbudowali porządną latarnię, której nie trzeba będzie wzmacniać po każdym większym sztormie. Ten budynek można oglądać do dziś chociaż od jego budowy minęło ponad 800 lat. 




Zwiedzanie latarni odbywa się z przewodnikiem o ile pogoda w ogóle na to pozwala. Na samą górę wchodzi się wąskim krętym korytarzem po ponad 100 stopniach. Warto zwrócić uwagę na konstrukcję stropów, które zbudowane są jak zamki obronne. Oraz na kolor tych stropów - okopconych przez palący się przez setki lat węgiel z walijskich kopalń. W niektórych miejscach przewodnik pokazuje ślady zaprawy, której Normanowie użyli do budowy latarni - było to palone wapno zmieszane z krwią zwierząt. 




Do zwiedzania najstarszej działającej latarni na świecie (jak lubią tu mawiać) pogoda na pewno się przydaje i tego Państwu życzę. 

wtorek, 21 grudnia 2010

Latarnia Fastnet

Latarnie morskie są nieodłącznym elementem kraju otoczonego ze wszystkich stron wodami. Szczególnie jedna latarnia mnie ostatnio zafascynowała, dlatego dziś będzie o Fastnet. Leży na maleńkiej skalistej wysepce, najbardziej na południe wysuniętym fragmencie Irlandii. Irlandzka nazwa wyspy oznacza „wystająca z morza skała”. Wikingowie zwali ją „wyspą o ostrych zębach”. W XIX nazwano ją „łzą Irlandii”, bo była ostatnim jej skrawkiem widzianym przez ludzi uciekających przed klęską głodu do Ameryki. Dla wielu z nich był to w ogóle ostatni widok stałego lądu w życiu.
  
Z kolei dla żeglarzy zbliżających się do Irlandii Fastnet była pierwszym i nierzadko niespodziewanym i groźnym kawałkiem stałego lądu. Szczególnie bolesne bywały takie spotkania w nocy i we mgle, a wzburzone wody Atlantyku łapczywie wchłaniały żeglarzy i ich statki rozgryzione na pół kamiennymi zębami małej wysepki. W połowie XIX na skale rozbłysło światło. Od tej pory Fastnet zamiast odbierać żeglarzom życie dawał im nadzieję jako jedna z najokazalszych latarni morskich w Irlandii.
   
Aby dziś dostać się w pobliże latarni trzeba mieć trochę gotówki (100 euro od osoby) i znaleźć szypra, który tam zechce popłynąć. Fastnet jest oddalona od stałego lądu o około 6 kilometrów. Rejs nie obejmuje cumowania do wyspy ale w cenę wliczony jest lunch. Nie jest wcale łatwo znaleźć kapitana gotowego popłynąć na Fastnet dlatego mogę polecić Cona Minihane z Baltimore (najlepiej złapać go pod komórką +353 (0)87 273 8368). Rejs po Atlantyku trwa cały dzień, a Con zna mnóstwo opowieści i legend związanych z latarnią Fastnet.
Zbudowanie latarni morskiej o wysokości prawie 50 metrów na skalistej wysepce, którą można by obejść w 5 minut, oddalonej od lądu o 6 kilometrów trwało 7 lat. Specjalna tabliczka powinna upamiętniać nazwiska ludzi, którzy zbudowali Fastnet na najbardziej niegościnnym terenie w najbardziej ekstremalnych warunkach jakie można sobie wyobrazić. Efektem ich pracy jest najwyższa w Irlandii latarnia morska, której światło widoczne jest z odległości 50 km.  
  
Obecnie wszystkie latarnie w kraju sterowane są centralnie przez Dublin ale do 1989 roku pracowali tu latarnicy. Jeden człowiek z dużym zapasem żywności i krótkofalówką zamknięty na dwa tygodnie w wieży wystającej z huczącego oceanu, bezbronny wobec wszystkich żywiołów miał za zadanie zapalać światło i wypatrywać dzień i noc statków. Skrzydła drzwi do latarni Fastnet ważą w sumie tonę i jest to bardzo dobre zabezpieczenie, bo pierwszą latarnię z 1854 roku powalił ogromny sztorm a jej kikut jest widoczny tuż obok obecnej latarni z 1904 roku. Na filmie, który ostatnio oglądałem kilku emerytowanych latarników opowiadało z szacunkiem o perfekcyjnej konstrukcji latarni oraz o pewnej zimie, kiedy trzech latarników spędziło całą zimę na Fastnet. Odcięci od lądu i dostaw żywności byli prawdziwymi więźniami oceanu czekającymi aż będzie mogła podpłynąć po nich jakaś łódź.
   
W książce Éamona Lankforda pt. „Fastnet Rock” wymienione są niektóre wydarzenia XX wieku, zaobserwowane przez pracujących tu przez prawie 80 lat latarników. Rok 1912 - największy okręt świata płynie do Ameryki (Titanic, potem góra lodowa i 1517 ofiar). Rok 1915 – niemiecka łódź podwodna U-20 tuż pod powierzchnią wody (kilka godzin później zatopiła okręt RMS Lusitania - 1198 ofiar). Rok 1979 – sztorm podczas regat z Plymouth, 15 ofiar mimo szybkiej akcji ratunkowej przy udziale helikopterów RAF-u.
  
Helikopter jest jedynym środkiem transportu pozwalającym znaleźć się na skalistej wysepce Fastnet i obejrzeć wszystkie 15 pięter latarni morskiej z bliska. Możecie to obejrzeć na tym filmie. Zdjęcia Fastnet z bliska zawdzięczam Jankowi Klossowi.

O CZYM JEST TEN BLOG

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...