Żeby obejrzeć zbiory Muzeum Narodowego związane z życiem na irlandzkiej wsi, trzeba wybrać się z Dublina w dłuższą podroż. Zajmuje to około trzech godzin w jedną stronę. Pozostałe trzy oddziały Muzeum Narodowego są w Dublinie, tylko ten jeden jest wyjątkowo daleko - niedaleko Castlebar.
Muzeum Narodowe Irlandzkiej Wsi jest dobrze oznakowane, ale gdyby ktoś zabłądził, to mniej więcej tysiąc lat temu mnisi tu postawili kamienną wieżę jako znak rozpoznawczy. W tym pasterskim krajobrazie widać ją z daleka.
Spory i pełny parking oznacza, że mimo sporej odległości od stolicy przyjeżdza tu dużo ludzi.
Na początku skansenu, tuż przy parkingu stoi chata wybudowana kilka lat temu, ale zgodnie z informacjami na tabliczkach jest skonstruowana i osmolona dymem z torfu zgodnie z architektonicznymi trendami XIX wieku. Tablice informacyjne zdradzają szczegóły tej niesamowitej konstrukcji, która jest zbudowana z błota, siana i gałęzi ale nie przepuszcza deszczu.
W środku na obrazkach można obejrzeć jak kiedyś układano deszczoodporną słomę i jak robiono okna bez szyb, tak żeby nie przepuszczały nawet wiatru. W dalszej częsci muzeum wyjaśnione jest jak ogrzewano chałupy przy pomocy torfu wykopanego z ziemi, jak dziergano swetry z owiec i jak robiono buty z ich skór.
Podróż w dawną irlandzką wieś trwa. Słoma, siano i sitowie - źdźbła traw okazują się najlepszym surowcem do wyrobu wszystkiego, co potrzebne w gospodarstwie. Ta część ekspozycji przemówiła do mnie najbardziej.
Dowiedziałem się że ze słomy, siana i sitowia można zrobić praktycznie wszystko. Nie podaję tu wielu przykładów (sami sprawdźcie, wstęp wolny), ale ekspozycja jest bogata i inspirująca. Tuż obok są przykłady przedmiotów codziennego użytku wykonane z kawałków drewna i blachy. Niektóre z nich są bardzo tajemnicze.
W muzeum są przeróżne warsztaty i pracownie - szewc, krawiec, stolarz, blacharz, cieśla, szklarz, weterynarz, kowal, bednarz. Wszystko to już historia, bo teraz jest IKEA, Galeria Mokotów, Blanchardstown i TESCO. W muzeum jest też klasa z nauczycielem i chata rybaka.
Na samym dole muzeum irlandzkiej wsi - ni z gruszki ni z pietruszki - pojawia się ekspozycja związana z irlandzkimi siłami zbrojnymi. Są filmy, medale i czapki, które można sobie założyć i wrzucić potem na fejsbuczka. Są też irlandzkie ołowiane żołnierzyki - niestety za szybą.
Po wyjściu na powierzchnię można pospacerować po wiejskiej okolicy, obejść malowniczy staw z łabędziami, trochę zmarznąć a potem zagrzać się w szklarni pełnej tropikalnych kwiatów. Następny przystanek - wyspa Achill.
Spory i pełny parking oznacza, że mimo sporej odległości od stolicy przyjeżdza tu dużo ludzi.
Na początku skansenu, tuż przy parkingu stoi chata wybudowana kilka lat temu, ale zgodnie z informacjami na tabliczkach jest skonstruowana i osmolona dymem z torfu zgodnie z architektonicznymi trendami XIX wieku. Tablice informacyjne zdradzają szczegóły tej niesamowitej konstrukcji, która jest zbudowana z błota, siana i gałęzi ale nie przepuszcza deszczu.
W środku na obrazkach można obejrzeć jak kiedyś układano deszczoodporną słomę i jak robiono okna bez szyb, tak żeby nie przepuszczały nawet wiatru. W dalszej częsci muzeum wyjaśnione jest jak ogrzewano chałupy przy pomocy torfu wykopanego z ziemi, jak dziergano swetry z owiec i jak robiono buty z ich skór.
Podróż w dawną irlandzką wieś trwa. Słoma, siano i sitowie - źdźbła traw okazują się najlepszym surowcem do wyrobu wszystkiego, co potrzebne w gospodarstwie. Ta część ekspozycji przemówiła do mnie najbardziej.
Dowiedziałem się że ze słomy, siana i sitowia można zrobić praktycznie wszystko. Nie podaję tu wielu przykładów (sami sprawdźcie, wstęp wolny), ale ekspozycja jest bogata i inspirująca. Tuż obok są przykłady przedmiotów codziennego użytku wykonane z kawałków drewna i blachy. Niektóre z nich są bardzo tajemnicze.
W muzeum są przeróżne warsztaty i pracownie - szewc, krawiec, stolarz, blacharz, cieśla, szklarz, weterynarz, kowal, bednarz. Wszystko to już historia, bo teraz jest IKEA, Galeria Mokotów, Blanchardstown i TESCO. W muzeum jest też klasa z nauczycielem i chata rybaka.
Na samym dole muzeum irlandzkiej wsi - ni z gruszki ni z pietruszki - pojawia się ekspozycja związana z irlandzkimi siłami zbrojnymi. Są filmy, medale i czapki, które można sobie założyć i wrzucić potem na fejsbuczka. Są też irlandzkie ołowiane żołnierzyki - niestety za szybą.
Po wyjściu na powierzchnię można pospacerować po wiejskiej okolicy, obejść malowniczy staw z łabędziami, trochę zmarznąć a potem zagrzać się w szklarni pełnej tropikalnych kwiatów. Następny przystanek - wyspa Achill.
Muszę! Po prostu muszę! Jadę!
OdpowiedzUsuńA swetrom nie mogłeś porządnych portretów zrobić? A koronki były? A haft???
Koronek nie widziałem ani haftu. Swetrom mam zdjęcie robić? :)
UsuńJa tam bym chętnie zdjęcia swetrów obejrzała.
UsuńFajne plecioneczki, chałupka tyz pikna. Jak coś można tanio i prosto i łatwo wybudować, to się, panie, nie opłaca, bo kto na tym zarobi. Widziałeś, żeby jakiś deweloper zbudował osiedle chałupek glinianych strzechą krytych?
OdpowiedzUsuńWitam
OdpowiedzUsuńMieszkam blisko tego muzeum pomoge w noclegu iinnych zec, ach. +353892511579 daniel pozdrawiam.
Witam
OdpowiedzUsuńMieszkam blisko tego muzeum pomoge w noclegu iinnych zec, ach. +353892511579 daniel pozdrawiam.