Opactwo
Kilcooly bardzo szybko znalazło się na szczycie mojej listy irlandzkich
ruin wartych zobaczenia. Do tego miejsca nie prowadzi ŻADEN drogowskaz.
Ruiny tego XII wiecznego klasztoru leżą na terenie rozległej prywatnej
posiadłości rozpoczynającej się żelazną bramą zamykaną na gruby
łańcuch.
ABBEY ->
Minąłem furtkę i rozejrzałem się w poszukiwaniu dzikich zwierząt. Mignął mi tylko jakiś królik, więc zbliżyłem się do ruin. Kłódka
była otwarta, ale ciężka krata nie chciała się łatwo poddać. W końcu
pod silnym naciskiem ustąpiła i ze skrzypiącą rezygnacją wpuściła mnie
do środka. Pierwsza rzecz, która mnie zaskoczyła to dachy. Tu jest pełno
dachów!
Opactwo w 1445 roku zostało poważnie zniszczone a potem gruntownie odbudowane. Po roku 1540, kiedy to królewski dekret zamknął
wszystkie irlandzkie klasztory, stało jakiś czas bezużyteczne, ale
jeszcze w XIX wieku wewnątrz tych murów pewien lord urządził sobie
całkiem wygodną rezydencję. To trochę tłumaczy dlaczego w opactwie
zachowało się tyle dachów.
Spacerowałem
po ruinach jak po zupełnie pustym muzeum przyglądając się licznym
detalom, rzeźbionym znakom i figurom. Najbardziej zaskoczyły mnie
wizerunki delfina i syrenki z lustrem wyrzeźbione tuż obok sceny
ukrzyżowania. Ucieszył mnie też widok 10 apostołów wyrzeźbionych tą sama
ręką, którą znałem już z opactwa Jerpoint Abbey.
Powyższy grobowiec pochodzi z roku 1526. Pod nogami kamiennego rycerza z rodu Butler spoczywa na wieki jego wierny kamienny pies.
Obok kolejne rzeźby i tablice ze starymi napisami. W głębi wejście do
zakrystii - chyba najlepiej zachowanego fragmentu całego klasztoru.
Bardzo tam było ciemno, zdjęcia mi nie wyszły (nie używam flesza w
muzeach).
Strome
schody prowadzą na górę do dormitorium, gdzie mnisi udawali się na
spoczynek. Po jego wielkości można się zorientować, że klasztor
zamieszkany był przez około 30 mnichów. Poza tym zachował się refektarz i
kuchnia. Część pomieszczeń jest zamknięta kratą przez OPW.
Jedno
z pomieszczeń to parlatorium. Spotkałem się z nim po raz pierwszy.
Mnisi, których obowiązywało milczenie mogli w nim po przyzwoleniu opata
rozmawiać z osobami przybywającymi do opactwa (parler - mówić). Najwyraźniej to opactwo pełniło ważną społecznie rolę w okolicy.
Z
tyłu za klasztorem stoi jeszcze jeden budynek. Dolne piętro
wykorzystywano jako stajnie i pokoje gościnne dla odwiedzających. Górne
piętro to był szpital. Natomiast dziwny budynek w kształcie ula (zdjęcie
powyżej) był wykorzystywany jako gołębnik dostarczający mięsa dla
chorych w szpitalu. Z kolei piramida na zdjęciu poniżej mogłaby być
rodzajem grobowca ale nie udało mi się znaleźć nawet śladów dawnego
wejścia. Jest to pewnie dużo późniejsza struktura, może nawet zbudowana z
kamieni pochodzących z ruin.
W tym interesującym i nieźle zachowanym opactwie znalazłem jeszcze jedną ciekawostkę - drzewo rosnące na samym środku cloister. Nigdzie indziej takiego dziwa nie widziałem. Cloister
to był rodzaj dziedzińca przeznaczonego do medytacji. Pośrodku rosła
trawa a otaczały ją krużganki, gdzie pod arkadami dreptali w kółko
zakonnicy.
Podczas
badań archeologicznych w Kilcooly odnaleziono dwa oryginalne bardzo
stare dzwony, które obecnie wiszą w niedalekim Hollycross Abbey. Być
może tu wrócą, kiedy przy wejściu do Kilcooly Abbey zacznie się
sprzedawać bilety jak do Jerpoint
Abbey. A jeśli tak się nie stanie - to miejsce pozostanie uroczym
średniowiecznym diamentem ukrytym w trawie niedaleko Urlingfordu.
masoński znak na jednym z filarów Kilcooly Abbey
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz