Leśne
sanktuarium Kilberrihert w hrabstwie Tipperary jest dobrze schowane. O
obraniu dobrego kierunku informuje mnie obecność lokalnych strażników,
którzy z właściwą sobie dyskrecją witają nielicznych pielgrzymów.
Zaraz
za nimi wkraczam na ścieżkę, która wiodąc mnie bezpiecznie przez
moczary i łąki prowadzi do drewnianej kładki i kilku kamiennych
schodków. W tym schowanym pośród bagien tajemniczym
miejscu łączą się pradawne obrzędy druidów, chrześcijańskie symbole
oraz wszelakie średniowieczne i współczesne zabobony. Kiedy czytałem o
tym miejscu w książce - miałem ciarki na plecach. Teraz mam je na całym
ciele.
W
niedużym lasku dominują drzewa o dziwnie powykręcanych konarach. Jeden z
dębów wrośnięty jest w kamienny mur otaczający to przedziwne
sanktuarium. Drugi dąb wyrasta w środku okręgu. Jeszcze inny rozpościera
swe gałęzie nad ołtarzem z wielkiego kamienia. Słońce ledwo przebija
się przez gęste liściaste konary, panuje tu tajemniczy półmrok.
Leśne
sanktuarium otacza mur wzniesiony z kamieni, w który wbudowano około 70
starych tablic nagrobnych. Najstarszym kamieniem jest fragment
autentycznego celtyckiego krzyża, który postawiono w pobliżu w XI wieku.
Zadziwiające
to jest miejsce – stare chrześcijańskie krzyże, pogański krąg wśród
pokrzywionych drzew, kamień bullaun wykorzystywany do magicznych
obrzędów, plastikowe figurki Matki Boskiej, świeże wstążki na gałęziach
proszące dawnych bogów o uzdrowienie, fragmenty nagrobków, monety… i
ani jednego słowa komu to miejsce jest poświęcone… Ani jednego nazwiska,
ani jednej daty… Słowa są tu zbędne…
I
tylko zardzewiała tabliczka świadczy o tym, że nie znalazłem się tu
wcale przypadkiem, że to miejsce jest w długim spisie Office of Public
Works, że jest dość rzadkim irlandzkim zabytkiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz