Strzałka wskazywała drugą stronę drogi i krzaczory, pośród których wiodła wąska i kłująca ścieżka. Prowadziła do drewnianego ogrodzenia, za którym czekali gotowi na wszystko miejscowi strażnicy. Tak więc pierwszy menhir został namierzony i sfotografowany, ale wobec przeważających sił umięśnionych bramkarzy dotykanie starożytnego kamienia tym razem postanowiliśmy sobie odpuścić.
Wróciliśmy tu po godzinie, kiedy czworonogi gryzły trawę po drugiej stronie łąki. Szybki sprint w stronę kamienia zamienił się w jeszcze szybszy sprint z powrotem, kiedy bizony zobaczyły nas i zaczęły galopować w naszą stronę. Przynajmniej słońce wyszło :)
Drugi menhir stoi kilkaset metrów dalej i nie ma tam żadnej tabliczki, za to można go wypatrzeć z drogi, dobrze tylko wiedzieć w którą stronę i między którymi gałęziami trzeba patrzeć.
Dotarcie do menhira Craddockstown było łatwe, wystarczyło przejść przez drewniane ogrodzenie i iść koleinami zostawionymi przez traktory. Dotknięcie starego kamienia postawionego jeszcze przed Celtami - to było to!
Nie wiadomo dlaczego słowo "menhir" jest nieużywane w Irlandii, gdzie tych menhirów jest całkiem sporo. Tu się raczej mówi "standing stone" co jest dość ogólnym pojęciem. O menhirach, Asterixie i Obeliksie pisałem wcześniej tutaj.
Namiary na powyższe menhiry zamieściliśmy na stronie geocaching.com Zapraszam do szukania skarbów na irlandzkich pastwiskach.
Pamiętam wpis z Kajkiem i Kokoszem. :-) Kiedyś również odnajde te menhirki, lecz jak na razie muszą wystarczyć mi Twoje fotki, które sa doskonałym uzupełnieniem informacji. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńŚliczne krówki :)
OdpowiedzUsuń