Kilree
w hrabstwie Kilkenny jest uroczym przykładem, jak średniowieczne
irlandzkie zabytki prezentują się tysiąc lat po tym, jak zostały
wzniesione. Przy wiejskiej drodze nawet nie ma gdzie zaparkować, a na
bramie wisi ostrzeżenie, że po pastwisku może biegać byk. Za pastwiskiem
jest druga bramka - za nią nie powinno być już byków. Jesteśmy na
terenie objętym ochroną państwową, tu właśnie jest część dziedzictwa
kulturowego Irlandii. To muzeum pod gołym niebem.
Okrągła
wieża w Kilree stoi na skraju ogrodzonego starego cmentarza, pełnego
gęstych drzew i szeleszczących w poszyciu odgłosów. Ma 27 metrów
wysokości i różni się nieco od wież z podobnego okresu, czyli z IX-XII
wieku.
Na samym dole ma nietypowy cokół, a na szczycie - blanki. Jeszcze ciekawsze są drzwi, które w okrągłych wieżach umieszczane były zazwyczaj wysoko, aby nieproszonym gościom utrudnić
dostęp. Tutaj wejście do wieży znajduje się tylko 1,60 metra nad
ziemią. W tej sytuacji poczułem się zachęcony do wejścia do środka.
Stanąłem
ostrożnie na grubej warstwie starych gniazd, które przez lata spadały
na dół. Pomiędzy nimi leżało kilka kamieni, które też kiedyś spadły z
góry. Przyjrzałem się im uważnie i podniosłem głowę.
Słońce
wpadało przez małe okno na wysokości kilku metrów i oświetlało wnętrze
prawie 30-metrowej okrągłej wieży zbudowanej w czasach Mieszka I.
Patrzyłem na te kamienne ściany, na ten otwór na szczycie, na wejście do
wieży i wyobrażałem sobie te czasy, kiedy wieża w Kilree pełna była
mnichów i ich skarbów. Na pomostach połączonych drabinami stały worki z
ziarnem, wysokie drewniane beczki z wodą, ilustrowane manuskrypty i
bogato zdobione naczynia liturgiczne. Nie widziałem ich - ale te
wszystkie rzeczy tam były.
W muzeach czasem zdjęcia się nie udają. Nie chciałem przedłużać sesji zdjęciowej wewnątrz tego muzeum, bo z góry mógł w każdej chwili zlecieć kolejny kamień poruszony ptasimi skrzydłami i mogła to być moja ostatnia wieża. Nie wiadomo, kiedy by mnie w ogóle pośród tych gniazd znaleźli.
W muzeach czasem zdjęcia się nie udają. Nie chciałem przedłużać sesji zdjęciowej wewnątrz tego muzeum, bo z góry mógł w każdej chwili zlecieć kolejny kamień poruszony ptasimi skrzydłami i mogła to być moja ostatnia wieża. Nie wiadomo, kiedy by mnie w ogóle pośród tych gniazd znaleźli.
W tym muzeum pod gołym niebem nie ma wielu zabytków, jednak te, które tu od 1000 lat stoją zasługują na to, by się przy nich na chwilę zatrzymać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz