Zamiast
irlandzkich ruin dziś całkiem nowe miejsce, gdzie wszystkie dachy są nowe. Nic
tu nie jest starsze niż pięć lat. Na terenach niedawnych pastwisk mieszka teraz
około 5 tys mieszkańców ze wszystkich kontynentów i w różnych odcieniach skóry
– imigranci – „budowniczowie” nowej Irlandii.
Tyrrelstown
jest na tyle młode, że nie każdy GPS ma je w pamięci. Od strony pastwisk
hrabstwa Meath prowadzą kręte i wąskie pasterskie drogi, w stronę stolicy wiedzie
już dwupasmówka. To taki wczesny Ursynów, sypialnia Dublina, gdzie domów jest
wiele, a poza tym niewiele.
Tyrrelstown
- miasto ma w nazwie, ale nie ma na to jeszcze stosownych papierów. Wiele tu
już widziałem zwykłych dużych osiedli - wiosek, które „town” mają tylko na witającej
przyjezdnych tablicy. Tu jest jeszcze lepiej – na rondach stoją tablice
pokazujące, którędy do TOWN, czyli centrum miasta.
Główna
droga
prowadzi dookoła osiedli, pomiędzy dwupiętrowymi budynkami, po drodze
jest kilka rond nazwanych błyskotliwie A, B, C itd., a każda uliczka
między domami
jest też zakręcona. Przez to po pierwszym łagodnym łuku tracimy
orientację na
dobre, a słońca akurat nie ma. Na szczęście domy różnią się wyglądem i
nie ma ślepych uliczek tylko sprytnie wybudowane domy z przejazdem pod
salonem.
Tylko talerze satelitarne pokazują zgodnie,
którędy do Lidla. Niemiecki market z polską obsługą zapewnia mieszkańcom wszystkich innych
narodowości tanie jedzenie, pościel i młotki. Poza tym w nowym mieście są też
inne placówki pierwszej potrzeby: bukmacher, bank, farmacja, notariusz,
pralnia, chińczyk na wynos, sklep polsko-litewski i pośrednik nieruchomości.
Pubu jeszcze nie ma, podobnie restauracji, posterunku Gardy ani stacji
benzynowej. Kawiarnia z miłym wnętrzem to jedyne miejsce w którym można zjeść
na siedząco. Przychodzą tu z banku, nieruchomości i notariusza, bo więcej
miejsc pracy tu nie ma.
Z
taką zbieraniną różnych nacji trzeba obchodzić się ostrożnie, żeby nie
urazić innych religii, dlatego zamiast "Merry Christmas" wisiał ostatnio
napis "Seasons Greetings".
Nie
ma tu wielu domów do wynajęcia, a ostatnie kilka jest w budowie. Ale
kiedy skończy się recesja miasto może się jeszcze powiększyć bo za murami i płotami jest jeszcze wiele pastwisk. Póki co każdy przyjezdny jest tu MILE WIDZIANY.
Wszyscy ludzie, z którymi rozmawiałem są zgodni, że jest tu bardzo spokojnie i bezpiecznie. Ot, taka miła sypialnia...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz