Potem porozmawialiśmy z miejscowymi, którzy w tym regionie od wieków wykopują i suszą torf, żeby nim ogrzewać swoje chaty.
Spotkaliśmy też sporo zwierząt.
Drogę na zachód słońca, który miał się odbyć w Kells w hrabstwie Kerry wybrałem przez przełęcz Gap of Dunloe. Jechałem od strony Black Valley więc na swojej drodze spotkałem tylko owce.
Po przybyciu do Kells postanowiliśmy się nieco odświeżyć w Atlantyku.
W domu Agnes rozpakowałem moją podróżną walizkę i otworzyłem okno. Słońce zniżało się, miałem niecałą godzinę.
Zmieniłem buty, porozmawiałem z Agnes o naszych biznesach i ruszyłem na mój zachód słońca. Moi turyści z Ameryki postanowili zostać w ciepłym domu, posłuchać celtyckiej muzyki i porozmawiać z Agnes o wspólnych przodkach. Otworzyłem bramę dla owiec, zamknąłem ją za sobą i wstąpiłem na ścieżkę prowadzącą nad ocean.
No comment...
OdpowiedzUsuńWidzę, że się spełniasz Piotrze? :) To mówisz, że nie zamienił byś obecnej fuchy na stację benzynową czy salon masażu? :)
OdpowiedzUsuńNo pieknie! I jeszcze ekskluzywne zachody slonca! O jak CI zazdroszcze, turysto... :)
OdpowiedzUsuń...pikne!!!;-)
OdpowiedzUsuńPiękny zachód słońca, tylko gębę rozdziawiać i chłonąć...
OdpowiedzUsuńAle najbardziej urzekła mnie świnka, wygląda jakby miała ciężką noc :) Głupio zabrzmi..., ale ma całkiem ludzkie spojrzenie!