piątek, 30 września 2011

Wyspy Aran - arańskie gejzery

Znalezienie tego dziwa natury nie jest łatwe. Po południowej stronie Inishmore znajdują się dwie olbrzymie dziury w ziemi sięgające do poziomu oceanu. Nie prowadzi tam żadna ścieżka i trzeba bardzo uważać, żeby po prostu do nich nie wpaść.  
  
Powstały tak samo jak klify dzięki naporowi fal. Mogą mieć 20-30 metrów głębokości. Nawet przy takiej pogodzie jak na zdjęciach wyglądają groźnie. 
  
Dopiero przy wietrze, dużej fali i przypływie objawia się ich prawdziwa natura. Woda tryska z nich w górę i dziury robią "puf puf", stąd ich nazwa "puffing holes". Zobaczcie sami.
  
To właśnie będę chciał kiedyś zobaczyć. Tu można zajrzeć w głąb jednej z dziur.
 

środa, 21 września 2011

Dzień św. Artura - Guinness Day

Dwa lata temu miałem okazję uczestniczyć w narodzinach nowej świeckiej irlandzkiej tradycji. 24 września 2009 roku, w 250 rocznicę powstania browaru Guinnessa w Dublinie dokładnie o godzinie 17:59 ogłoszono w Irlandii Dzień Artura Guinnessa – Arthur Guinness Day. 
   
Świętowanie polega w skrócie na przybyciu do najbliższego pubu i spożyciu kilku pint stouta przy dźwiękach głośnej muzyki. Obchody organizowane są w krajach, gdzie mieszkają Irlandczycy czyli praktycznie na całym świecie. Godzina 17.59 to sprytnie zakamuflowana data, ponieważ właśnie w 1759 roku Artur Guinness uruchomił swój słynny browar. Przy bramie St. James Gate prowadzącej od zachodu do centrum Dublina rozpoczął produkcję ciemnego piwa, która trwa do dziś. 
  Guinness Brewery 1901, courtesy National Archives of Ireland
Umowa na dzierżawę gruntów pod browar podpisana została na 9000 lat (!) za cenę 45 funtów rocznie. Dublińska fabryka Guinnessa to obecnie największy na świecie zakład produkujący ciemne piwo. Każdy zwiedzający fabrykę może obejrzeć umowę na wielkim arkuszu papieru umieszczoną pod pancernym szkłem i podpisaną własnoręcznie przez Artura Guinnessa w 1759 roku.
  
Artur Guinness urodził się w rodzinie irlandzkich protestantów, potomków gaelickiego klanu z północy kraju. Jego ojciec, Richard był zarządcą gruntów arcybiskupa Artura Price z Cashel i odpowiedzialny był między innymi za warzenie piwa dla pracowników biskupiego folwarku we wsi Celbridge. W miejscu dawnego browaru arcybiskupa Cashel stoi dziś pub The Village Inn, miejsce gdzie po raz pierwszy obchodzono Arthur’s Day dwa lata temu.
  
Arcybiskup Price był ojcem chrzestnym Artura Guinnessa, dlatego po jego śmierci w 1752 roku chłopak otrzymał pokaźna sumę 100 funtów w spadku. Za te pieniądze otworzył w 1756 roku swój pierwszy browar w Leixlip, gdzie mieszkał. Ciemne piwo nazwane po prostu Guinness zostało bardzo dobrze przyjęte a jego sprzedaż szybko rosła, więc już po trzech latach Artur przeniósł produkcję do Dublina. W zabudowaniach jego browaru w Leixlip jest dziś obecnie hotel Court Yard, gdzie na ścianie recepcji obejrzałem z uwagą dokument wynajmu tego miejsca podpisany przez Artura Guinnessa w 1756 roku. Ten właśnie podpis można teraz zobaczyć na butelkach Guinnessa na całym świecie.
  
Ciekawostką jest fakt, że wszystkie trzy wspomniane browary (Celbridge, Leixlip i Dublin) stały nad tą samą rzeką - Liffey. Woda używana do produkcji piwa pochodziła właśnie z Liffey i podobno to ona w dużej mierze zadecydowała o niepowtarzalnym smaku Guinnessa.   
  
Guinness stał się jednym z symboli Irlandii. W samej Irlandii stanowi połowę całego piwa konsumowanego w pubach. Poprawne i idealne nalanie kufla Guinnessa trwa 119,5 sekundy a sama pinta (pint to troszkę więcej niż pół litra) zawiera dużo mniej kalorii niż taka sama ilość soku pomarańczowego czy jasnego piwa. I ma wszystkie niezbędne do życia w Irlandii witaminy. Jest również podstawowym składnikiem zrównoważonej diety - o ile pije się go na stojąco trzymając w każdej dłoni po jednym kuflu. 
   
W 2011 obchody Dnia Artura ustalono na 22 września, w wielu pubach będzie można tego dnia dostać piwo na koszt firmy, o ile zdąży się przed rozpoczęciem ceremonii. Toast na cześć Artura Guinnessa wzniesiony zostanie w każdym irlandzkim pubie punktualnie o godzinie 17:59 czasu lokalnego. Godzina 17:59 pojawiać się będzie w irlandzkich pubach na każdym kontynencie. 

Artur Guinness zmarł w roku 1803 w wieku 78 lat. Wraz z żoną Olivią Whitmore doczekał się 21 dzieci, co w pewnym sensie tłumaczy dlaczego tak wiele posiadłości, zamków i innych miejsc w Irlandii należy do rodziny Guinness. Oboje zostali pochowani na terenie rodzinnej posiadłości, blisko miejsca urodzenia. Grób Artura Guinnessa i jego żony Olivii znajduje się pośród ruin klasztoru z VI wieku, w towarzystwie szczątków okrągłej wieży. Sceneria typowo irlandzka, nieoznaczona, cicha i spokojna.  
  
Jeśli ktoś jeszcze nie próbował - zachęcam do skosztowania Guinnessa w najbliższy Arthur's Day. Zresztą każdy dzień do tego się nadaje -  potwierdzi to każdy tukan. Sláinte!
 

wtorek, 20 września 2011

Wyspy Aran - najmniejszy kościół świata

W południowej części wyspy Inishmore na wzgórzu znajduje się ruinka pewnej pustelni. Nazywa się ją najmniejszym kościołem świata.

  
Znak pokazuje 2 kilometry do przejścia ale jest też krótsza droga, o ile się nie ma nic przeciw towarzystwu krów.
  
Po drodze na górę mija się resztki okrągłej wieży, szczątki kamiennego krzyża "high cross" oraz pozostałości zabudowań klasztornych z XI wieku. 
  
Ruiny małego domku przypisuje się uczniowi św. Patryka, Benanowi (Benignusowi), który mógł tu mieszkać jako pustelnik i zmarł w 468 roku.
  
Pustelnia, czy też jak kto woli - najmniejszy kościół świata - ma wymiary 3,2 x 2,1 m. Brak dachu zapewnia dobrą widoczność we wszystkich kierunkach. A widoki są bardzo ładne. Teampall Bheanain pochodzi w V wieku. Jeśli to prawda, to najmniejszy kościół świata stoi na Aranach od piętnastu stuleci.
 
pendragon
0

niedziela, 18 września 2011

Nowa książka Piotra Czerwińskiego

Do przeczytania książki "Przebiegum życiae" Piotra Czerwińskiego mieszkającego w Dublinie zachęcałem Was już tutaj, teraz mam przyjemność zareklamować jego trzecią już powieść - "MIĘDZYNARÓD". Książka trafi do księgarń już 28 września. Obecnie dostępna jest w przedsprzedaży (księgarnie internetowe podaję na samym dole).

Oto co mówi sam Autor o nowej książce:

"Książka jest parodią antyutopii, ale pod płaszczykiem pure-nonsensowego humoru przemyca sporo powagi. Starałem się, żeby było jak u Chaplina, któremu hołduję od początku swojej pisarskiej przygody- trochę śmiechu przez łzy i trochę łez przez śmiech. Chociaż tym razem z przewagą śmiechu. Rzecz opowiada o Polsce przyszłości, która jest globalnym supermocarstwem. Anglicy jeżdżą do nas myć kible i szorować gary... Niestety dobrobyt sprowadza Polskę na manowce. Cytując głównego bohatera: Cywilizacja jest jak wrzód. Rozwija się aż pęknie. Przetrwają tylko dzicy, więc może już dziś należy zostać dzikim, żeby przetrwać... "
  
Z materiałów reklamowych:

- Humor i ojczyzna! - wykrzykuje jeden z bohaterów „Międzynarodu”, w czysto westernowej scenie demolowania restauracji. Hasło to w zasadzie mogłoby posłużyć za najkrótszy i najlepszy zarazem komentarz całej powieści. W ślad za nim podąża motto książki: „Ku popieprzeniu serc!”

Najnowsza, trzecia już powieść Piotra Czerwińskiego to zwariowana parodia antyutopii, która pod płaszczykiem błyskotliwego stylu i pure-nonsensowego humoru przemyca powagę i refleksję nad losami najbardziej widowiskowego narodu na świecie - Polaków, oraz ich odwiecznej tułaczki po świecie. Fabuła powieści to swoista alegoria Polski i polskiej emigracji, z nieoczekiwaną i złowieszczą przepowiednią w epilogu. 
Surrealistyczna opowieść o Polsce, której nie ma. O Polsce, którą możemy sami zbudować i sami zniszczyć. O Polsce, do której zawsze dążyliśmy i do której nigdy nie dotrzemy, bo jej... nie ma. 

„Międzynaród” jest  szalony i wciągający jak piątkowe posiedzenie w pubie. Absurd miesza się tu z patosem, surrealizm z naturalizmem, kicz z prawdziwą głębią, a piwo z winem. Końcowy efekt tego koktajlu ścina z nóg. 

Książka ma też wyraźne przesłanie antyrasistowskie, jest kpiną z wszelkiej ksenofobii i ortodoksyjnego nacjonalizmu. To ukłon w stronę kosmopolityzmu i wielokulturowości, a także esencja filozofii, w myśl której narodowości są przeżytkiem i czeka je globalne przemieszanie w jeden „międzynaród”, będące jedyną szansą ludzkości na trwały pokój. 

Końcem końców, to także satyra na Anglików i Anglię, którzy oczami narratora są postrzegani tak abstrakcyjnie i opacznie, jak oni sami często widzą Polaków, Polskę i polską diasporę na wyspach brytyjskich. 

W skrócie o fabule: 

Odległa przyszłość. Kryzys naftowy zrujnował światową gospodarkę, wiele krajów przestało istnieć, postęp techniczny od dawna stoi w miejscu, a kultura zanikła. Dzięki odkryciu złóż uranu, Polska jest potęgą gospodarczą, u której zadłużają się kolejne kraje. W najgorszej sytuacji jest Wielka Brytania, zbankrutowane państwo którego mieszkańcy tłumnie wyjeżdżają do Polski podejmować się wszystkich prac, których nie chce się wykonywać Polakom... Ale bezgraniczny dobrobyt  sprowadza Polskę na manowce. Coraz więcej sympatyków zjednuje skrajna prawica, która zaczyna widzieć w obcokrajowcach zagrożenie dla prawdziwej polskości i obwiniać ich o wszystkie nieszczęścia, nawet jeżeli nieszczęść nie ma. Główny bohater, młody polski student zakochany w angielskiej służącej musi dokonać trudnego wyboru między uczuciem a dopasowaniem się do absurdalnej rzeczywistości. Idzie za głosem serca i wkrótce wraz z polskimi i angielskimi przyjaciółmi przyjdzie mu zmieniać bieg historii. Stają na czele antyrządowego buntu, który przesądzi o dalszych losach Rzeczpospolitej... 

Cóż więcej dodać. Państwo polskie istnieje jako... kolonia emigrantów na świeżo odkrytym archipelagu Południowego Pacyfiku. Polacy, dzięki krzyżówkom genetycznym z innymi rasami, są kolorowi. A także bezprzykładnie bogaci. Mają szklane domy, samochody o czysto polskich nazwach, a nawet statuę wolności, którą dostali od Amerykanów w ramach spłaty długu. Walutą jest jeden boniek (sto szermachów). Od stuleci nie prowadzili żadnych wojen, ponieważ nikt nie odważył się ich napaść. Ich drużyna regularnie wygrywa w piłkę nożną, zaś polska muzyka rozrywkowa jest nieudolnie kopiowana przez amatorskie grupy na całym świecie.
 
Pierwotna Polska nie istnieje. Jest opuszczoną kopalnią odkrywkową, o wymownej nazwie Dniepro-Schneider. 

Urywek „reprezentacyjny” ze skrzydełka okładki:

„Teraz, kiedy to wszystko mamy już za sobą, myślę, że narodowość to średniowieczny przeżytek. Nie ma żadnych narodowości, są tylko osobowości. Jest naród dobrych ludzi, naród złych, naród ludzi słabych i tak dalej. Naród przyjaciół i zdrajców... Naród, który kłamie, naród, który mówi prawdę. Naród głupków i mądrali. Batabunde Grzegorczyków. Teodorów Machungwa. Clacksonów-Freakingsów. Cały świat jest jedną wielką rzeczpospolitą, w której toczy się nieustanna wojna geniuszy i kretynów, gdzie prawi ludzie zmagają się z lewymi, święci z grzesznikami, a uczciwi z podatkami.”

Przedsprzedaż:

wtorek, 13 września 2011

Zagadka starego opactwa

W Irlandii znajdują się pozostałości ponad 1200 średniowiecznych klasztorów. Skąd taka ogromna liczba na tej małej i raczej słabo zaludnionej wyspie? Czym się różni klasztor od opactwa, a czym abbey od priory a czym od friary? Dlaczego prawie wszystkie klasztory są w ruinie? Takie pytania dziś stawiam, by na nie zaraz odpowiedzieć. Zagadka może się przerodzić w krótką historię chrześcijaństwa w Irlandii, więc z góry ostrzegam :) 
  Sligo Dominican Friary
Irlandia została ochrzczona tak dawno temu, że wtedy nie istniał tu jeszcze żaden język, w którym można by te czasy opisać. Nawet z czasów św. Patryka nie zachowały się żadne irlandzkie historyczne pisma. Zachowały się natomiast ustne przekazy, inskrypcje w języku ogham i ruiny klasztorów. Wkrótce po okresie działalności św. Patryka, w V wieku, świeżo ochrzczeni Celtowie zaczęli skupiać się wokół nowo tworzonych małych klasztorów chrześcijańskich, które wyrastały w całej Irlandii. W międzyczasie na sąsiednią wyspę - Brytanię najechała rzesza zatwardziałych pogan - Anglów, Sasów i Jutów. Chrześcijaństwo w Brytanii zostało przez nich zepchnięte na północ, do Walli i dalej do Szkocji, krainy Piktów. Tym samym Irlandia została całkowicie odcięta od kontynentu, od Rzymu i papieża. W tych odizolowanych warunkach przez ponad 200 lat funkcjonował całkowicie odrębny chrześcijański kościół - kościół iryjski. 
  Mellifont Cistercian Abbey
Kościół iryjski (albo iroszkocki) istniał zupełnie samodzielnie, bez żadnych kontaktów z papieżem i jego kolejnymi dekretami. W Irlandii powstały opactwa typowe tylko dla tego kraju na krańcu Europy, obowiązywały tu zupełnie inne reguły zakonne, a irlandzki opat miał większą władzę niż europejski biskup. Dwa wieki później, po ponownym nawiązaniu kontaktów z Rzymem, okazało się, że różnica w dacie najważniejszego chrześcijańskiego święta - Wielkanocy - to prawie miesiąc (miesiąc)
  Kells Augustinian Priory
Kościołem iryjskim starali się z całą mocą zarządzać kolejni następcy św. Patryka (comharba Phadraig) jednak przez te dwa wieki nie udało im się ponownie nawiązać stałych relacji z centralą w Rzymie. W tych nietypowych okolicznościach wytworzyła się całkiem nowa liturgia zawierająca więcej elementów ludycznych zrozumiałych dla prostych ludzi, powstały niespotykane nigdzie indziej celtyckie krzyże ilustrujące sceny z Pisma świętego, powstały inne od kontynentalnych klasztory, w których obok siebie mieszkali pobożni mnisi i pobożne mniszki.    
  Holycross Cistercian Abbey
W Irlandii nie było wtedy żadnych większych ośrodków miejskich, dopiero klasztory i opactwa stały się zaczątkiem większych skupisk ludzkich. Ludzie woleli się osiedlać wokół klasztorów, bo tak było wygodniej. W klasztorach mieszkali ludzie umiejący czytać i pisać, byli mądrzy i potrafili rozstrzygać spory. Byli szanowanymi sługami bożymi i najwięcej wiedzieli o nowej religii. Wczesnośredniowieczne miasta zbudowane wokół jednego kamiennego kościoła istnieją do dziś i mają się dobrze. Dobrym przykładem jest Kells, skąd pochodzi słynna księga.       
  Castledermot Franciscan Priory
Średniowieczne klasztory w Irlandii były bardzo ważnymi ośrodkami edukacyjnymi. Tu mieszkali ludzie znający łacinę, czyli język nowej religii chrześcijańskiej. Umieli w tym języku zapisywać więcej niż tylko inskrypcje nagrobne w języku ogham znane celtyckim druidom. Mnisi w klasztorach przejęli rolę druidów. Do założenia kolejnego klasztoru potrzeba było tylko 12 mnichów, więc liczba iryjskich klasztorów wciąż rosła.  
  Jerpoint Cistercian Abbey
W tych klasztorach przez kolejne stulecia kopiowane były pracowicie kolejne księgi, tu dojrzewała sztuka ilustrowania ksiąg czterema kolorami, tu kształcili się misjonarze, którzy wyruszali z Irlandii, aby ewangelizować pozostałe ludy Europy nękanej wciąż najazdami germańskich barbarzyńców. Do Polski mnisi z Irlandii dotarli na długo przed świętym Wojciechem.
  Jerpoint Cistercian Abbey
W IX wieku w Irlandii pojawili się waleczni Wikingowie. Ich celem początkowo był rabunek, więc zaczęli odwiedzać przede wszystkim klasztory, gdzie skarbów było najwięcej. Irlandzcy mnisi zbudowali wtedy wysokie okrągłe wieże, żeby przed Wikingami móc się zawczasu w nich schować. Wikingowie zbudowali potem kilka miast, w tym Dublin i w końcu postanowili w Irlandii zostać na stałe. Pamiątką po tym okresie są słynne okrągłe wieże rozsiane po całym kraju oraz skarby w muzeach - te ocalałe w Dublinie i te skradzione - w Oslo. 
  Bective Cistercian Abbey
W XII wieku najwięcej klasztorów w Irlandii posiadał zakon Cystersów. Były to najważniejsze wówczas w kraju ośrodki nauki, sztuki, kultury, medycyny, rzemiosła i rolnictwa. W wieku XIII powstały prawie jednocześnie powstały trzy nowe zakony: Franciszkanów, Dominikanów i Augustianów, był to też szczytowy wiek rozkwitu klasztorów w Irlandii. 
  
Najważniejsze klasztory nosiły miano abbey. Opactwem zarządzał opat a jego władza była absolutna. Opactwu abbey podlegały klasztory priory - podrzędne rangą, zależne od opata chociaż czasem nie mniej okazałe. Zarówno abbey jak i priory miały grunty, zwierzęta, uprawy, czasem olbrzymie tereny. Wieśniacy, którzy mieszkali na okolicznych terenach byli zarówno parafianami jak i pracownikami na klasztornych farmach i polach.   
  Ross Errilly Franciscan Friary
Natomiast klasztory zwane friary były miejscami, gdzie mieszkali mnisi z zakonów medytacyjnych. Franciszkanie, Augustianie, Dominikanie ślubując ubóstwo nie mogli posiadać żadnych ziem, zwierząt ani bogactw. Żyli z tego co sami dostali, poświęcając czas na modlitwę i medytację. W murach tych klasztorów mieszkali nie zakonnicy, tylko bracia (friars). Z dzisiejszego punktu widzenia ruiny klasztorów typu abbey, priory i friary nie różnią się wiele między sobą. 
  Kilcooly Cistercian Abbey
W połowie XVI wieku król Henryk VIII, władca Anglii i Irlandii poróżnił się z papieżem i sam siebie ogłosił głową kościoła. Jednocześnie wydał edykt rozwiązujący wszystkie istniejące klasztory w Anglii, Walii i Irlandii (Dissolution of the Monasteries). Klasztory angielskie i walijskie przestały istnieć z dnia na dzień, w Irlandii wyglądało to nieco inaczej. Zakonnicy z zamykanych klasztorów irlandzkich przenosili się dalej na zachód, gdzie faktyczna władza króla był mniejsza a klasztory wciąż funkcjonowały z powodzeniem aż do połowy XVII wieku. Najazd wojsk Olivera Cromwella brutalnie zakończył działalność ostatnich klasztorów w Irlandii.  
  Sligo Dominican Friary
Wiele klasztorów zostało wtedy zajętych jako koszary dla wojska. Cromwell lubił powiadać, że dopóki religia katolicka będzie istniała, dopóty nie będzie w Irlandii pokoju. Te słowa starał się wprowadzać w czyn. Od jego czasów irlandzkie klasztory i opactwa zaczęły popadać w ruinę.  
  Mural z Belfastu
Z czasem pozbawione dachów kościoły i klasztory zaczęły zamieniać się w cmentarze. Pod dawną posadzką grzebano ludzi związanych z danym miejscem - opatów, fundatorów, dobroczyńców, zakonników, przyszłych świętych.  
  Fore Benedictian Abbey 
Dziś większość opactw sprzed kilkuset lat leży gdzieś pośród łąk i pastwisk, z dala od głównych dróg i miast. Czasem porasta je bluszcz, czasem widać świeże kwiaty. Przyciągają swoim ogromem, surowością i kamienną ciszą. Każde ma swoją niepowtarzalną historię. Każde jest zagadkowe. Tajemnicze.
 

sobota, 10 września 2011

Filmy irlandzkie - czarne komedie

Czarne komedie wydają mi się idealnym gatunkiem filmowym dla Zielonej Wyspy. Z jednej strony jest śmiesznie, a z drugiej - chciałoby się z tej radości strzelić sobie w łeb. 
  
In Brughes, 2008 (Najpierw zwiedzaj, potem strzelaj). Dwaj płatni zabójcy z Irlandii zostają wysłani przez swojego szefa na przymusowe wakacje do średniowiecznej Brugii. Na miejscu okazuje się, że jeden z nich ma za zadanie odstrzelić drugiego. Sprawy komplikują się, kiedy Ray nie wiedząc o ciążącym na nim wyroku postanawia sam się zabić, ponieważ dręczą go wyrzuty sumienia.      

Perrier's Bounty, 2009 (Sposób na gangstera). Zadłużony u lokalnego gangstera Michael bezskutecznie próbuje zdobyć pieniądze na spłatę długu, ale z każdą chwilą pogarsza swoją sytuację. Towarzyszy mu dawno niewidziany ojciec, który twierdzi, że umrze kiedy tylko zaśnie, ponieważ tak powiedziała mu sama Śmierć. W zagęszczającej się atmosferze chłopak postanawia sam rozprawić się z Perrierem i jego bandą.  

Film with me in it, 2008 (Film, w którym gram). Mark to słaby scenarzysta i początkujący aktor, mieszka w beznadziejnym mieszkaniu wraz z ciężko chorym bratem, brakuje mu pieniędzy na czynsz, więc unika swojego landlorda, w końcu rzuca go dziewczyna. Pewnego dnia w wyniku nieprawdopodobnego splotu wydarzeń w ciągu pięciu minut wszyscy tracą życie: chory brat, landlord i dziewczyna. Oraz pies. Tak zaczyna się film, w którym gra Mark.

środa, 7 września 2011

Słońce zachodzi w Carrowkeel

Carrowkeel jest jednym z mniej znanych miejsc starożytnej Irlandii, ma jednak wyborną lokalizację. Dziś zabieram Was w góry Bricklieve, na których szczytach stoją białe kopce usypane z wapieni ponad 5000 lat temu

 
Carrowkeel to jedno z czterech ogromnych megalitycznych irlandzkich cmentarzysk. Pośród wrzosów rozrzuconych jest około 20 grobowców korytarzowych, które są widoczne z daleka i z wysoka. Na poniższym zdjęciu satelitarnym widać siedem z nich. Nazwa tych gór - "Bricklieve Mountains" - oznacza plamiste albo nakrapiane góry. 
  
Do Carrowkeel prowadzi urocza wąska droga. Po przejechaniu nią 4-5 kilometrów natrafiam na bramę, którą zgodnie z instrukcją muszę za sobą zamknać, żeby owce się nie porozłaziły. Jadę dalej pomiędzy dwoma pasmami płaskich gór. 
  
Wreszcie znajduję znaki, które informują że: 1. gdzieś tu trzeba zostawić samochód i dalej iść piechotą 2. nie jest to miejsce objęte szczególną troską o turystów, więc tłoku raczej nie będzie. Budowle starsze od piramid, znaki ręcznie malowane i nikogo tu nie ma, oto Irlandia. 
  
Po przejściu kolejnego kilometra jestem na górze, skąd rozpościera się widok na hrabstwa Sligo i Roscommon, Benbulbena i jezioro Arrow. A wokół mnie - tajemnicze kamienne białe kopce usypane w okresie neolitu. 
  
Kopce pochodzą z tego samego okresu co Newgrange i Loughcrew. I tak jak tamte grobowce - związane są z kultem słońca, najważniejszego bóstwa w tamtych czasach. 
  
Każdy z kamiennych kopców posiada wejście i korytarz prowadzący do wnętrza. Tam właśnie dzieją się pewne ciekawe rzeczy związane ze słońcem. Budowle tego rodzaju występują licznie w dolinie Boyne we wschodniej Irlandii. 
  
Do niektórych grobowców da się wejść, a właściwie wczołgać. Na zdjęciu poniżej widać komorę centralną z trzema wnękami, w których znaleziono fragmenty naczyń, prochy ludzkie i kości ssaków. Kamienne kopce są zbudowane starą i sprawdzoną metodą "dry stone", o której pisałem niedawno przy okazji wędrówek po Aranach. Poza tym to niezłe schronienie przed deszczem. 
  
Specjalne ustawienie grobowców korytarzowych miało pomóc zmarłym w przejściu do innego świata przy udziale promieni słonecznych. Dlatego grobowce w dolinie Boyne na wschodnim wybrzeżu Irlandii skierowane są na wschód, a grobowce w Carrowkeel i Carrowmore na zachodnim wybrzeżu - kierują się na zachód. Promienie wschodzącego lub zachodzącego słońca wpadają przez szparę nad wejściem, biegną przez korytarz i rozświetlają wnętrze na kilkanaście minut.  
  
Kopce w Carrowkeel oświetlane są przez zachodzące słońce w dniu 21 czerwca, kiedy dzień jest najdłuższy. Wierzono, że wtedy właśnie otwiera się tu magiczny portal do innego świata.   
  
W porównaniu z olbrzymimi kopcami ze wschodu Irlandii - Newgrange i Knowth - te dzisiejsze są malutkie. Inna była technika budowy - tu kamienie zmieszane z ziemią, a tam ziemia, torf i olbrzymie głazy. Dużo trudniej tu się dostać niż do grobowców w Loughcrew, które też stoją na wzgórzach. Brak też w Carrowkeel tajemniczych symboli wyrytych w kamieniach. Jednak zasada "działania" grobowców korytarzowych pozostaje zawsze taka sama. Ileż to lat musiała zająć ówczesnym ludziom obserwacja zjawisk na niebie, że z taka dokładnością ustawili te monumenty. Słońce oświetla wnętrze grobowców korytarzowych tylko w dniach przesilenia lub równonocy.
  
Badania archeologiczne wykazały, że okolice Carrowkeel były zamieszkałe zarówno w okresie neolitu jak w epoce brązu i żelaza. Znaleziono również przedmioty pochodzące ze średniowiecza. Obecnie znajduje się w pobliżu schronisko dla osłów The Sathya Sai Sanctuary, co zresztą słychać :)
  
Pora wracać do cywilizacji... Na następnej wycieczce pojedziemy do Carrowmore.
 

niedziela, 4 września 2011

W krainie dolmenów - Carrowmore

Jedno z największych megalitycznych cmentarzysk w Europie znajduje się na małym półwyspie w zachodniej Irlandii. Dojechałem tu trochę przed północą z zamiarem doświadczenia niezapomnianych megalitycznych wrażeń, jednak było tak ciemno, że zmorzył mnie sen. Obudziło mnie bujanie, były to ocierające się o moje auto owce. Słońce miało wstać dopiero za godzinę.  
  Carrowmore przed świtem
Pochodziłem trochę wokół i dostrzegłem tabliczkę, że to miejsce oficjalnie zwiedzać można dopiero od godziny 10.00. Pięć godzin to w sam raz, żeby pojechać do pobliskiego Sligo, znaleźć jedyną otwartą o tej porze stację benzynową z nieczynnym automatem do kawy, zdrzemnąć się jeszcze raz, połazić po zalesionych wzgórzach i znaleźć kolejne dolmeny znane lokalnie jako Magheraghanrush Court Cairn. 
  
O 10.00 Carrowmore jest już oficjalnie otwarte. Czyli szlaban na ścieżce prowadzącej na pole jest podniesiony. W centrum informacyjnym rozdają zafoliowane mapki całego terenu, jest również wersja po polsku. Grobowce sprzed 5000 lat zajmują powierzchnię około kilometra kwadratowego. Niektóre z nich leżą na prywatnych gruntach, gdzie trawę zamiast państwowych kosiarek strzygą prywatne krowy.   
  
Z każdego miejsca Carrowmore widoczne jest najwyższe na półwyspie wzgórze, na którym stoi kamienny kopiec gigant. To grobowiec legendarnej królowej Meabh, chyba największy kamienny kurhan w Irlandii. Na górę wchodzi się prawie godzinę. Kiedyś ludzie zabierali stamtąd kamienie na pamiątkę, ale teraz kamieni przybywa, bo ktoś sprytny wymyślił legendę, że jak się dołoży swój kamień, to spełni się życzenie. 
  
Natomiast w samym centrum Carrowmore wznosi się inny kamienny kopiec, zwany Listoghil lub po prostu grobowiec nr 51. To największy grobowiec w Carrowmore.
  
Naukowcy osłupieli, kiedy dokładnie zbadali grobowiec nr 51. Bo warto wiedzieć, że pochodzenie, przeznaczenie i powstanie irlandzkich dolmenów wciąż nie jest dokładnie wyjaśnione.
  
W Irlandii jest bardzo wiele dolmenów - stoją samotnie na polach i łąkach, z daleka można ich nawet nie zauważyć. Zbudowane z lokalnych kamieni - największy leży płasko na pozostałych, pod nim szczątki ludzkie, naczynia, ozdoby. Dopiero zbadanie Carrowmore w 1996 roku rzuciło więcej światła na te tajemnicze grobowce.  
  
Okazało się, że pod ogromnym kamiennym kopcem w grobowcu nr 51 znajduje się ogromny dolmen. Pojawiła się teoria, że kiedyś każdy dolmen był sercem grobowca z kamieni, tylko że z czasem kamienie zniknęły stając się budulcem dla kolejnych pokoleń. Pozostały tylko kamienie, których nie sposób ruszyć.  
  
Niesamowity grobowiec nr 51 został udostępniony do zwiedzania. Dzięki metalowym siatkom podtrzymującym kamienne ściany można teraz wejść do środka i zobaczyć dolmen główny, który przez tysiąclecia był schowany pod górą kamieni, aby zapewnić zmarłemu na wieki spokojny kamienny sen.  
  
Na przestrzeni wieków wiele kamieni zniknęło. Irlandzkie Towarzystwo Kartograficzne ma w swoich dokumentach z XIX wieku około 30 kamiennych grobowców, po których dziś nie został nawet ślad. Kiedy szedłem przez pole usiane dolmenami minął mnie farmer w swojej terenówce. Pomachaliśmy sobie przyjaźnie, ale pomyślałem też, że to może jego pradziad zabrał te antyczne kamienie do budowy nowego domu albo stajni. W końcu to jego pole, z dziada pradziada.  
  
W Carrowmore odkryto ludzkie ślady nawet sprzed 5400 lat p.n.e. Oznacza to, że codziennie od godziny 10.00 można tu obcować z prehistorią. Legalnie do godziny 18.00, potem już tylko na własną rękę. 
  
Carrowmore to jedno z czterech irlandzkich megalitycznych cmentarzysk. Pozostałe opisałem tu:
Carrowkeel

O CZYM JEST TEN BLOG

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...