sobota, 30 kwietnia 2011

Michael Flatley - pierwszy tancerz Irlandii

30 kwietnia 1994 roku, Point Theatre, Dublin. Konkurs Piosenki Eurowizji po raz kolejny odbywa się w Irlandii. Żaden inny kraj nie był gospodarzem Eurowizji przez trzy lata z rzędu. To pewnie jakiś znak :) Jurorzy i publiczność obserwują właśnie z uwagą występ pierwszego w historii festiwalu zawodnika z Polski, Edyty Górniak śpiewającej po angielsku. Za chwilę będzie przerwa i występ mało znanej grupy taneczno-wokalnej z Irlandii, której liderem jest Michael Ryan Flatley. 
  
Po ogłoszeniu wyników nikt przed telewizorami nie ma już żadnych wątpliwości – Polska jest dopiero druga, bo pierwsze miejsce zajęła Irlandia. Michael Flatley wraz z grupą RIVERDANCE w ciągu siedmiu minut wytańczył sobie w przerwie europejskiego festiwalu światową popularność. Od tamtej pory pełną wersję Riverdance pokazano na wszystkich kontynentach z wyjątkiem Antarktydy. Tysiące przedstawień, setki tancerzy i wciąż dość drogie bilety.
  
Michael Flatley jest mistrzem irlandzkiego stepowania. Sukces Riverdance w dużej mierze jest wystukany twardymi obcasami tancerzy płci obojga. Flatley stworzył później własne przedstawienia: Lord of the Dance, Feet of Flames oraz Celtic Tiger. Wszystkie show jego autorstwa to mariaż energii, talentu, barw, seksu i walki dobra ze złem.  
  
Michael Flatley urodził się w Chicago, USA, jako syn irlandzkich emigrantów. W jego żyłach płynęła irlandzka krew, dlatego wrócił do Irlandii, zrobił kilka kasowych przedstawień znanych na całym świecie przy czym wpisał się do Księgi Rekordów Guinnesa jako najszybszy step-dancer na świecie. Było mu mało, więc 10 lat później pobił swój własny rekord w stepowaniu. Obecnie jest królem stepowania – 35 uderzeń butami na sekundę. 35 uderzeń butami na sekundę. 35 uderzeń butami na sekundę. Roczna składka ubezpieczenia za jego nogi to 40 tysięcy dolarów. Flatley ma dziś 52 lata ale możecie być pewni, że do występów w Polsce wybrał najlepszych tancerzy. Nie zdziwcie się, jeśli Flatley nie pozwoli Wam robić zdjęć - w tych przedstawieniach wszystko jest na sprzedaż.
  
Kto widział Flatleya w akcji doceni zapewne występ cypryjskich tancerzy w pewnym programie tv, którzy w znakomity i sympatyczny sposób parodiują irlandzkiego mistrza stepu i autopromocji. Reakcje publiczności mówią same z
a siebie. 

  

Ciekawostki: Przedstawienia Michaela Flatleya nie są wystawiane tylko na Antarktydzie, bo tam akurat mają już swoich mistrzów tańca bez użycia rąk...   

Najbliższe przedstawienie "Lord of the Dance" w Dublinie odbędzie się dziś wieczorem.

wtorek, 26 kwietnia 2011

Milion!

M I L I O N

Milion wejść na bloga Pendragona! Dziękuję bardzo wszystkim moim Czytelnikom, dzięki Wam jestem milionerem!
Cztery lata prowadzenia bloga to również moje cztery lata w Irlandii. Ten blog się zmienił, ja się zmieniłem, Irlandia się zmieniła, wszystko płynie, panta rhei! Wszystkich sympatyków Irlandii nieustannie zapraszam i serdecznie pozdrawiam!

czwartek, 21 kwietnia 2011

Cathach - najstarszy irlandzki rękopis

czyli jak powstały prawa autorskie




W napisaniu niniejszego tekstu dużą rolę odegrała wizyta w Royal Irish Academy w Dublinie, gdzie od Głównego Bibliotekarza otrzymałem zdjęcia oraz zgodę na ich wykorzystanie na swojej stronie. Rzecz cała dotyczy najstarszego znanego w Irlandii rękopisu oraz pierwszego sporu o prawa autorskie. Bohaterem tej opowieści jest ojciec chrzestny wszystkich piratów - święty Kolumba. A sam manuskrypt to Cathach - Psałterz św. Kolumby.
  
Irlandia w VI wieku była krajem, gdzie druidzi jeszcze odprawiali w lasach swoje pogańskie ceremonie, a już na skraju tych lasów powstawały chrześcijańskie klasztory. W klasztorze św. Finiana została napisana po łacinie księga zawierająca wszystkie Psalmy. 
  
Cała księga napisana została przy pomocy ptasich piór i czarnego atramentu. Powstawała przez 13 tygodni i liczyła 110 stron. Każdą pierwszą literę kolejnego psalmu pracowity mnich wyróżnił, powiększył i ozdobił. Na ówczesne czasy taka księga to było coś. Nic dziwnego, że zachwycała VI -wiecznych znawców tematu. 
  
Pewnego dnia do klasztoru św. Finiana zapukał św. Kolumba. Oczywiście w VI wieku żaden z nich nie był jeszcze świętym. Dalsze wydarzenia pokazują jednak, że już wtedy obaj bardzo się starali, tyle że każdy na swój sposób.
  
Św. Kolumba zachwycony Psałterzem pożyczył go od św. Finiana na jedną noc. W tym krótkim czasie zdołał ją całą skopiować. Źródła nie podają, skąd miał ptasie pióro i atrament, ale faktem jest, że na tych wszystkich zdjęciach z Royal Irish Academy jest właśnie ta kopia św. Kolumby, o której właśnie mowa. 
  
Św. Finian na wieść o czynie św. Kolumby wpadł w szał. Jednak jego reakcja na skopiowanie kilkumiesięcznej pracy natrafiła na równie twarde stanowisko św. Kolumby. W końcu chodzi o krzewienie chrześcijaństwa, dwa Psałterze to przecież dwa razy więcej Słowa Bożego więc o co kaman?
  
Rozwiązania sporu nie było, więc obaj udali się do króla Irlandii. High King Diarmait Mac Cerbhaill po zapoznaniu się z materiałem dowodowym orzekł bez zbędnej sylaby - "Tak jak cielę należy do matki, tak każda kopia księgi należy do autora oryginału". Ten pierwszy w historii werdykt w sprawie praw autorskich jest tym bardziej ciekawy, że król Diarmait Mac Cerbhaill nawet nie umiał czytać po łacinie. Ówczesnym językiem pisanym w Irlandii był ogham.
  
Św. Kolumba nie zgodził się z wyrokiem i nie oddał swojego Psałterza. Uważał, że króla wspierają poganie i druidzi blokując krzewienie chrześcijaństwa. Zgromadził więc armię i doprowadził do bitwy. Zginęło w niej około 3000 ludzi. To sporo więcej niż w najbardziej znanej irlandzkiej bitwie - Battle of the Boyne.   
  
Bitwa o piracką kopię manuskryptu przeszła do historii jako Battle of the Book – „Bitwa o Księgę”. Bitwę stoczoną w 561 roku pod Cúl Dreimhne wygrał św. Kolumba. Dopiero podczas zbierania trupów z pola boju św. Kolumba zrozumiał swój błąd. Nie po to przecież kopiował świętą księgę, żeby ginęli mężni ludzie. 
  
Św. Kolumba ze wstydem opuścił Irlandię. Porzucił swoją kopię Psałterza i udał się na szkocką wyspę Iona, gdzie założył swój pierwszy klasztor, a potem kolejne. Zapamiętano go jako Apostoła szkockich Piktów. Kilkaset lat później zakonnicy Kolumby uciekając przed Wikingami trafili w powrotem do do Irlandii, gdzie powstała najważniejsza księga Średniowiecza - Księga z Kells. Bogato ilustrowaną Book of Kells można dziś oglądać w pilnie strzeżonej bibliotece Trinity College w Dublinie.

Tymczasem kopia św. Kolumby zaczęła żyć własnym życiem. Księga, która wygrała bitwę nazwana została The Battler - Cathach - od irlandzkiego cath - "bitwa". Przez setki lat przechowywano ją w złotej szkatule i zabierano na wszelkie bitwy. Piracką kopię Kolumby używano jako amulet nawet tysiąc lat po jego śmierci. Była "Księgą, która wygrywa bitwy", talizmanem gwarantującym zwycięstwo, amuletem zwycięstwa.
  
Z Psałterza św. Kolumby przez wieki ubywało kolejnych stron. To, co pozostało do naszych czasów zostało pracowicie zabezpieczone i schowane w podziemiach Akademii w Dublinie. Trochę czasu poświęciłem, żeby tam dotrzeć i obejrzeć na własne oczy te ocalałe 58 stron najstarszego irlandzkiego manuskryptu. Są w większości nadpalone, poszarpane i odbarwione. Zostały napisane 1500 lat temu więc oglądaniu ich towarzyszył miły dreszczyk.
  
Podsumuję tę historię. Psałterz św. Finiana napisany w VI wieku został spalony przez Wikingów około 950 roku. Wcześniej św. Kolumba zdążył zrobić kopię tego manuskryptu. Widziałem go tydzień temu w Dublinie, mieście zbudowanym przez Wikingów. Kopia przetrwała dłużej niż oryginał. Odkryłem "Rękopis znaleziony w Dublinie", który powstał prawie pół wieku przed chrztem Polski. A Kolumba został jednym z 12 apostołów Irlandii. 
 _____________________________________
All photos courtesy of RIA

sobota, 16 kwietnia 2011

Ostatni ryk celtyckiego lwa

Spośród wszystkich dzikich zwierząt zamieszkujących odległą wyspę zwaną Irlandią najbardziej znany jest celtycki tygrys, którego losy można było śledzić w prasie i telewizji. Mniej spektakularne, ale dużo dłuższe były dzieje lwa z Dublina, jednak i on odszedł do historii. Dwa miesiące temu w sądzie na Manhattanie firma MGM złożyła wniosek o upadłość. Słynny lew zaryczał po raz ostatni. 
  
Metro-Goldwyn-Mayer to jedna z pierwszych hollywoodzkich wytwórni filmowych. Dwóch założycieli firmy pochodziło z Polski, trzeci z USA. Slogan „sztuka dla sztuki” pochodził z łaciny, a lew ryczący przed każdym filmem pochodził z Irlandii. Firma MGM kilkakrotnie zmieniała logo i aktualizowała swojego lwa. Z niejasnych powodów za każdym razem casting wygrywały lwy z dublińskiego ZOO. Może to była kwestia akcentu, a może koloru grzywy. 
  
Kolejne lwy w logo wytwórni MGM to cała historia kina. Pierwszy lew z 1916 roku wygląda na lekko onieśmielonego, w końcu to pierwszy raz na srebrnym ekranie, w dodatku nieme kino. Milczącego lwa zastępuje wkrótce lew ryczący, a czarno białego - kolorowy. Mijają kolejne lata i następny lew ryczy w dolby surround. Pojawiają się przeróbki i parodieGrupa Monty Pythona w miejscu lwa umieszcza ryczącego króliczka Playboya, a Polański zamienia lwa w zielonego wampira w jednym z horrorów.  

   

Teraz czasy takie, że ryczącego lwa powinno się dawać co chwilę, aby przerywać reklamy i zagłuszać szelest torebek z pop-cornem w kinie. Póki co jednak wytwórnia MGM splajtowała po 76 latach kręcenia filmów i nie kręci już nic. Lew z dublińskiego ZOO odchodzi do lamusa historii w ślad za celtyckim tygrysem.

wtorek, 12 kwietnia 2011

Siedem sekretów

Dziś zupełnie nie na temat (irlandzki) więc i zdjęcia będą nieco inne. W blogowym "berku" zaraz po Irolce i Dublinii teraz moja kolej, w blogowej zabawie mam wyjawić 7 swoich "sekretów".

1. Ostatnie dwa tygodnie spędziłem w Białowieży, gdzie rozbijałem się terenowym Nissanem 4x4, podkradałem się do żubrów i karmiłem jelenie w lesie i myszy w piwnicy. Było minus 18 stopni, jak dla mnie - koszmarnie zimno.
  
2. Podziwiam Irolkę, Dublinię i Miszę, że odkąd przyjechali do Irlandii pracują od początku cały czas w jednej branży. Ja bym tak nie umiał, zdechłbym z nudów. 

3. Umiem nalać perfekcyjną pintę Guinnessa. Nie wspominałem o tym na blogu, ale pracowałem przez pół roku w irlandzkim pubie. Umiem też perfekcyjnie wypić pintę Guinnessa.

4. Pod koniec lat 80. spędziłem dwa lata na oddziale F1 szpitala psychiatrycznego na Sobieskiego. Poznałem wówczas mnóstwo ciekawych osób. Do dziś utrzymujemy ze sobą kontakty, rozmawiamy na czatach internetowych i przez gniazdka w ścianie. Wtedy jako sanitariusz dowiedziałem się, że kontakty są bardzo ważne.
  
5. Za bardzo przywiązuję się do samochodów. Zawsze łapię doła jak moje auto wymaga hospitalizacji. Myślę sobie wtedy, że już nigdy nie opuści warsztatu i nigdzie już razem nie pojedziemy. To dziwne podejście wzięło się chyba stąd, że prawo jazdy robiłem jeszcze na maluchu, na którego wtedy były zapisy.

6. Dwa lata temu przyjechałem z Polski do Irlandii fordem escortem z 1988 roku. Znajomi najpierw pukali się w czoło a potem gratulowali wyczynu. Plan był taki, żeby zrzucić samochód z klifu i sfilmować to telefonem komórkowym po czym zrobić karierę na You Tube. Plan nie wypalił - szkoda mi się zrobiło tego forda, więc pojechałem nim z powrotem do Polski, gdzie teraz pewnie z tęsknotą ogląda nasze wspólne zdjęcia z różnych promów i klifów.
  
7. Po maturze miałem iść do seminarium i spotkać się oko w oko ze swoim powołaniem na parafii w Mrozach albo Hajnówce. Tak przynajmniej sądzili wszyscy moi znajomi z oazy i nawet najbliższa rodzina. Być może dlatego tak ciągnie mnie do ruin irlandzkich klasztorów i opactw. No i ciągle potrafię uśpić swoje dzieci dwiema pierwszymi zwrotkami "Bogurodzicy" basem.
  
Zgodnie z zasadami zabawy muszę zaprosić do spowiedzi trzy kolejne osoby. Proponuję więc:

Zgryźliwy
Taita
Piotr Słotwiński

niedziela, 10 kwietnia 2011

Filmy irlandzkie - Cillian Murphy

Cillian Murphy pochodzi z Cork, zagrał w wielu irlandzkich filmach (i nie tylko). Dziś polecam od razu trzy świetne filmy z nim w roli głównej.  
  
The Wind That Shakes the Barley (Wiatr buszujący w jęczmieniu) 2006. Poruszający film, który pokazuje w jakich bólach rodziła się wolna Irlandia. Po ośmiu wiekach angielskiej okupacji Irlandczycy jeszcze raz podnoszą głowy i zaczyna się ostateczna walka o niepodległość. W tych czasach za samo używanie języka irlandzkiego grozi śmierć. Na brytyjską przemoc zaczyna odpowiadać terrorem młoda IRA. Następuje rozejm, pakt pokojowy, tworzą się zręby wolnego państwa. Coraz silniejsza IRA żąda pełnej wolności Irlandii, a nie podziału na Republikę i Irlandię Północną. Większość jednak jest za zakończeniem walk. Jednogłośni do tej pory dwaj bracia muszą stanąć naprzeciwko siebie. Bardzo trudne wybory, bardzo dobry film. Próbka

Breakfast on Pluto (Śniadanie na Plutonie) 2005. Doskonała rola, Patrick "Kicia" Braden to młody transwestyta dorastający w małym miasteczku. Jako niemowlę został zostawiony przez matkę pod drzwiami miejscowego księdza. Z nieustającą pogodą ducha szuka swojego miejsca w świecie, szuka swojej matki, szuka miłości. Akcja dzieje się w latach 60 i 70 XX wieku w Irlandii więc czasem są kwiaty we włosach a innym razem - odłamki z wybuchających bomb. Rewelacyjna ścieżka dźwiękowa, dobry montaż i pozytywne przesłanie. Próbka

Intermission 2003. Film z rodzaju czarnej komedii. Zakręcona plątanina kilku historii z życia dublińczyków dziejących się współcześnie. Irlandzki humor objawia się tu w całej okazałości w dialogach, twarzach aktorów i kompletnie odjechanych sytuacjach. Polecam zwłaszcza scenę w pubie, kiedy Cillian Murphy i Colin Farrell omawiając szczegóły akcji dodają brązowego sosu do herbaty. Potem ciężko jest samemu tego nie spróbować. Na napisach końcowych piosenkę The Clash "I Fought the Law" śpiewa Colin Farrell, ale jest on tutaj tylko jednym z aktorów. Próbka

wtorek, 5 kwietnia 2011

Zagadka brakującej godziny

Temat pojawił się w wyniku rozmów skajpowych z ludźmi mieszkającymi w Polsce. Wieczorem zazwyczaj siadam do komputerowych pogaduszek przy kamerze i często słyszę wtedy: „O rany, jak u ciebie jeszcze jasno!”. Skoro różnica czasu między Polską a Irlandią wynosi jedną godzinę, to dlaczego słońce w Dublinie zachodzi aż dwie godziny później niż w Warszawie?
 
Wiadomo, że im bardziej na zachód, tym później zachodzi słońce. Mały Książę na swojej małej planecie tylko przestawiał krzesełko i mógł oglądać zachody słońca w ciągu jednego dnia aż mu się znudziło. Na Ziemi potrzebowalibyśmy bardzo szybko chodzić z naszymi krzesełkami. 
  
Strefy czasowe wprowadzono na długo przed wynalezieniem skajpa, więc ludzie nieświadomi tego, że dla własnej wygody są w ten sposób bezwstydnie oszukiwani przyzwyczaili się do tego, że godzina równa jest godzinie. 
  Zachód słońca w Górach Wicklow
Odpowiedzialnym za to zamieszanie jest czas uniwersalny. Południk zerowy przechodzący przez Królewskie Obserwatorium Astronomiczne Greenwich w Londynie ustala ścisłą godzinę również dla zachodnich półwyspów Irlandii, chociaż leżą one 700 km na zachód od południka 0. 
  
Podobnie godzinę dla całej Polski ustala południk 15 przechodzący przez Stargard Szczeciński. W linii prostej na wschód do Białegostoku to 600 km. Godzina niby ta sama, ale jednak słońce w Białowieży zachodzi o 35 minut wcześniej niż w Karkonoszach.
  
Zgodnie z tą samą zasadą słońce w Dublinie wschodzi również dwie godziny później, niż w Warszawie. Mimo to na wschód słońca zawsze wstaję niewyspany. 
  Wschód słońca w Loughcrew

Dokładne czasy wschodów i zachodów słońca w swoich oknach znajdziecie tutaj.

niedziela, 3 kwietnia 2011

Wyjątkowo ładny głaz - Castlegrange Stone

Kiedy zobaczyłem kamień w Castlegrange mogłem powtórzyć za Osłem ze Shreka: „Podoba mi się ten głaz. To naprawdę bardzo ładny głaz”.
  
Ten nieduży kamień został pięknie ozdobiony przez Celtów około 200 lat przed naszą erą. Nie wiadomo w jakim celu ozdobiono ten głaz. Mógł być wykorzystywany w celach rytualnych, albo był po prostu dziełem ówczesnej sztuki - sztuki rzeźbienia w kamieniu.
  
Ten styl dekorowania kamieni ma swoją nazwę - to styl lateński, od miejscowości La Tene w obecnej Szwajcarii, gdzie już 500 lat p.n.e. mieszkali Celtowie. W Irlandii pozostało pięć podobnych kamieni, z których za najpiękniejszy uchodzi ponoć kamień w Turoe. Nie mogłem w pełni docenić jego urody, ponieważ obecnie został zamknięty w szopie i dostęp do niego jest ograniczony. 

piątek, 1 kwietnia 2011

Wyspy Aran - domki skrzatów

Tradycyjna arańska chałupa zbudowana jest z leżących dookoła wapiennych kamieni spojonych zaprawą. Białe ściany i trzcinowy dach obciążony sznurkami i kamieniami. Dwie izby - dzienna i sypialna oraz drzwi z przodu i z tyłu aby zapewnić przewiew (okna otwierają się dopiero od jakichś stu lat).   
  
Obok domu tradycyjnej rodziny mieszkającej na Aranach stoi zazwyczaj domek, w którym mieszkają skrzaty. Irlandzkie leprechauny, te same które na końcu tęczy siedzą na garnku ze złotem na co dzień mieszkają właśnie na Aranach. Również białe ściany i trzcinowy dach obciążony sznurkiem, drzwi z przodu i z tyłu dla zapewnienie przewiewu, dwie izby, nie otwierające się okna...  
  
Thomas zatrzymuje się i wyłącza silnik swojego busa. Wskazuje na domki i mówi, jakie leprechauny w nich mieszkają, jak się nazywają i w którym domku było ostatnie wesele. Sprawia wrażenie, jakby wierzył w to co mówi. Może rzeczywiście wierzy?
 

O CZYM JEST TEN BLOG

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...