środa, 30 listopada 2011

Półwysep Loop Head

Na południe od sławnych i tłumnych Klifów Moher znajdują się kilka razy dłuższe klify półwyspu Loop Head. Nie są tak oblegane jak Mohery, rzekłbym że są bardziej dzikie, atrakcyjne i fotogeniczne. Poniższe zdjęcia pochodzą z jednej z wycieczek z Pendragon Tours. Zapraszam. Aha - jest i  FILMIK
                  
Zobacz również:

środa, 23 listopada 2011

Przełęcz Dunloe

Gap of Dunloe niedaleko Killarney to długa przełęcz pomiędzy pasmami Purple Mountains a Macgillicuddy Reeks. Środkiem płynie strumień a obok prowadzi bardzo wąska droga. Jest tam cicho, dziko i pięknie. Sami zobaczcie.    
  
U wrót przełęczy od strony Killarney stoi Kate Kearney's Cottage, gdzie można dobrze zjeść, zostawić samochód i wziąć dorożkę. Trasa na drugą stronę Gap of Dunloe ciągnie się przez 10 kilometrów. Na końcu przełęczy znajduje się Lord Brandon's Cottage, gdzie też dają jeść ale nie tak dobrze. Tam też można wsiąść na łódkę i popłynąć nią do Killarney, albo wrócić. Zapraszam na wycieczkę z Pendragon Tours.
 

   
 
 
 
 
 

niedziela, 20 listopada 2011

Krótka historia kontaktów polsko-irlandzkich

czyli pochwała wyspiarskiej wtyczki

Krótka historia kontaktów polsko-irlandzkich zaczęła się w momencie, kiedy do Irlandii przyjechał Pierwszy Polak ze swoją nieodłączną maszynką do ścinania włosów na 3 mm. Stanął przed kontaktem w ścianie i zaczął zastanawiać się jak do cholery ma tę maszynkę podłączyć. 
  
Ponieważ Polak potrafi, to rozwiązanie przyszło bardzo szybko. Przy użyciu zwykłego śrubokręta Pierwszy Polak zapoznał się ze strukturą nieznanego dotąd irlandzkiego gniazdka w ścianie, zapalił papierosa i uśmiechnął się chytrze do siebie. Wyciągnął zapałkę, wetknął ją do gniazdka i sprawnie ostrzygł głowę, po czym poszedł do roboty. 
  rekonstrukcja wydarzeń przy pomocy klucza :) 
Pierwszy Polak był jak zawsze bardzo sprytny i utorował drogę kolejnym. Dzięki niemu możemy teraz ładować swoje polskie telefony komórkowe bez konieczności kupowania drogich przejściówek (równowartość 4 piw w Lidlu). Wystarczy coś cienkiego - śrubokręt, klucz, zausznik od okularów, wkład od długopisu (wersja dla uczonych). Można też wyjąć te zaślepki na stałe i problem z głowy. 
 zaślepki - czyli czym różnią się te dwa rozgałęziacze

Na tym kończy się krótka historia naszych elektrycznych kontaktów. Te gniazdka i kontakty, które przysporzyły wielu zmartwień przybyszom z Europy mają jednak same zalety.

Wtyczki wyspiarskie są płaskie i szerokie, dobrze przylegają do gniazdka i są bardziej odporne na przypadkowe rozłączenie. Kabel wychodzi z wtyczki zawsze w dół, więc nie można jej tak łatwo wyrwać z kontaktu. Żeby odłączyć urządzenie należy chwycić za wtyczkę - dzięki temu kabel jest mniej narażony na przetarcia i uszkodzenia. W środku wtyczki jest najczęściej bezpiecznik a w gniazdku jest bardzo często dodatkowy włącznik. 

Nie ma tu dwóch rodzajów wtyczek jak w pozostałej części Europy - tu wszystkie wtyczki są bezpieczne. Ułożenie bolców jest zawsze stałe - faza, zero i uziemienie. Prostokątny przekrój zwiększa powierzchnię bolców i odporność na przegrzanie. Bolec uziemiający jest dłuższy od pozostałych, otwiera klapki zabezpieczające i dopiero potem łączone jest zasilanie. Dzięki klapkom zabezpieczającym dziecko nigdy nie włoży paluszków do irlandzkiego gniazdka.
  
Bolce są w połowie izolowane, więc trudno jest ulec porażeniu prądem przy częściowo wciśniętej wtyczce. Bezpiecznie i logicznie.

sobota, 12 listopada 2011

Zamek sprzedam - Kinnity Castle

Zamek Kinnity zbudowany w XI wieku wygląda nadzwyczaj dobrze jak na swoje lata. Obecny wygląd zawdzięcza gruntownej przebudowie w XVII wieku oraz gotyckim dodatkom z XIX wieku. Przez kilkaset lat miał właścicieli więc nie popadł w kompletną ruinę jak wiele irlandzkich zamków. Obecnie zamek jest do sprzedania.
  
W 2008 zamek został przejęty przez Bank Of Ireland. Do tego czasu został przyzwoicie wyposażony przez ostatnich właścicieli, których w końcu też dopadł kryzys. W momencie zajęcia przez bank Kinnity Castle był czterogwiazdkowym hotelem.
  
Na zamku jest 37 sypialni, jedna duża restauracja i dwie prywatne, trochę stylowych mebelków, dwie armaty w hallu, witraże, obrazy, kandelabry etc. Poza tym zamknięty dziedziniec czy też patio ze stolikami. Miejsce przystosowane jest do organizowania wesel, spotkań integracyjnych, czy imprez typu Christmas Party.
  
W obrębie współczesnych zabudowań można znaleźć ślady XI wiecznych murów opactwa Augustynów, które stało w pobliżu starego zamku. Zarówno zamek jak i opactwo wybudował irlandzki klan Eile Ui Chearbhaill (Ely O'Carroll), który panował w średniowieczu na terenach hrabstwa Offaly. Klan zbudował wtedy około 40 zamków, wśród nich Zamek Birr oraz Zamek Leap.
  
Tuż obok zamku, schowany pośród liści stoi trzon rzeźbionego kamiennego krzyża - przykład zabytku zwanego Irish High Cross. To jedyna pozostałość po jeszcze wcześniejszych czasach. W VI wieku na tym terenie stał klasztor św. Finniana. Rzeźby na krzyżu przedstawiające sceny z Biblii miały pomagać mnichom w udzielaniu lekcji religii okolicznym mieszkańcom. 
  
A teraz zapraszam w zupełnie inne miejsce.

czwartek, 10 listopada 2011

Filmy irlandzkie - horrory

Przed jednym z ważniejszych staroirlandzkich świąt - Samhain - przedstawiam trzy filmy w zbliżonym nastroju (zwanym obecnie helołin)
  
Evil Breed - The Legend of Samhain, 2003. Grupka amerykańskich studentów przybywa do Irlandii aby pod okiem swojej nauczycielki poznawać wierzenia i obrzędy druidów. Tymczasem w pobliskiej opuszczonej kopalni ukrywa się ostatni zmutowany potomek starego klanu ludożerców. Rzecz dzieje się w irlandzkich lasach (!) tuż przed Halloween czyli starym celtyckim festiwalem Samhain. Główne role w filmie grają aktorzy amerykańskich filmów XXX, jednak tym razem są dość grzeczni. 

Dead Meat (Martwe mięso), 2004. Choroba wściekłych krów przeniosła się na ludzi, którzy zamieniają się w zombie. Epidemia zajęła już prawie całe hrabstwo Leitrim. Z życiem próbuje ujść przypadkowa kobieta i lokalny grabarz. Gdyby nie patrzeć na ten film jak na słaby niskobudżetowy horror, to będzie to świetna parodia horrorów. Aktorzy bez żadnego doświadczenia, naturalne dialogi z domieszką irlandzkiego humoru, walka z zombie przy użyciu kija do hurlinga i ta scena, kiedy grabarz uciekając przed żywymi trupami przez ruiny klasztoru wspomina turystce o generale Cromwellu. Akcja cały czas na świeżym irlandzkim powietrzu, w pięknej scenerii.

Boy Eats Girl, 2005. Chłopak zostaje przywrócony do życia przy pomocy tajemnej księgi służącej do wskrzeszania misjonarzy. W wyniku błędu budzi się jednak jako zombie – nosiciel, po czym nie wiedząc o tym zaraża całą swoją klasę. Zwraca uwagę scena szatkowania żywych trupów przy pomocy popularnej w Irlandii maszyny do przycinania żywopłotów przy drodze. Film nakręcono w Dublinie i na wyspie Man.

poniedziałek, 7 listopada 2011

Kościół na kółkach - Little Ark

Pub, w którym niedawno zatrzymałem się na kawę okazał się posiadać ciekawą lokalizację - podobno stąd jest najbliżej do pubów w Nowym Jorku. Taką informację wyczytałem na paragonie. 

  
Zanim jednak dostałem paragon porozglądałem się trochę po ścianach pubu i zobaczyłem interesujący obrazek, na którym widać było ten właśnie pub, a przed nim coś jakby kapliczkę na kółkach. Dookoła niej stali ludzie a w środku - odwrócony tyłem ksiądz. Obrazek przedstawiał miejsce, w którym dopijałem swoją kawę - przed 150 laty.   
  
Barman z chęcią opowiedział mi historię Małej Arki. Działo się to w czasach, kiedy katolicy byli dyskryminowani i surowo karani za udostępnianie swoich domów w celach religijnych. W tym rejonie Loop Head nie było żadnego kościoła, a nikt nie był na tyle odważny, by zapraszać co tydzień do swojego domu księdza, aby ten odprawił mszę dla okolicznych mieszkańców. O zbudowaniu kościoła nie było co marzyć, ponieważ miejscowi Irlandczycy nie mieli prawa do posiadania większego skrawka ziemi (Penal Laws). Wtedy ksiądz Michael Meehan zbudował przenośny kościół według własnego pomysłu - można go było ustawić na publicznej drodze na godzinę, odprawić mszę dla wszystkich mieszkańców po czym odwieźć kapliczkę w bezpieczne miejsce. Kapliczkę nazwano Małą Arką - "Little Ark" ze względu na jej znaczenie w przetrwaniu wiary na półwyspie Loop Head.  
  
Barman dodał, że Mała Arka wciąż istnieje i można ją obejrzeć. Zgodnie z jego wskazówkami dotarłem do niej. Arka stoi nadal w bezpiecznym miejscu, jak przystało na zabytek o takim znaczeniu. Kół już nie ma, ale obok są zdjęcia z niedawnych obchodów 150 rocznicy, kiedy Arkę wieziono na furmance w jej dawne miejsce. Wokół irlandzkiej Arki narosły w tym czasie legendy. Można gdzieś przeczytać, że w czasie mszy nigdy nie padał deszcz. W innym miejscu piszą, że jak jednak padał deszcz, to ludzie kapeluszami zasłaniali swoje modlitewniki zamiast głów. 
  
Znalazłem też informację, że msze w kościele na kółkach odprawiano na plaży tylko podczas odpływu, kiedy odsłaniała się ziemia niczyja i żaden protestancki-brytyjski namiestnik nie mógł się do tego przyczepić. Ludzie przynosili ze sobą kawałki drewna lub płaskie kamienie by na nich klękać i nie pomoczyć swoich jedynych spodni na kolanach. Trudno się połapać w tych wersjach, przyznacie chyba, że ten temat jest dość nośny i może pobudzić wyobraźnię.  
  
Faktem jest, że przy drewnianym ołtarzu ksiądz sprawował swoje obowiązki stojąc tyłem do wiernych tak jak to kiedyś było w zwyczaju. Szyby w oknach nie są do końca przezroczyste, wyglądają jak ręcznie robione, ze skazami. Może 150 lat to nie jest wiele w porównaniu z innymi irlandzkimi zabytkami, ale dobrze było się spotkać z kolejnym kawałkiem irlandzkiej historii.     
 

piątek, 4 listopada 2011

Rzymskie łaźnie i akwedukty w Irlandii

Jak wiadomo, Irlandia jest tak daleko, że nawet wielkie Imperium Rzymskie zrezygnowało z jej podbicia i nazwało tę odległą krainę Hibernią (uśpiona, zimowa). Irlandczycy postanowili więc wybudować rzymskie łaźnie i akwedukty według własnego pomysłu.
  
Zaczęło się od przypadkowego odkrycia podczas budowy Kanału Królewskiego łączącego wschodnie Morze Irlandzkie z Atlantykiem. W 1793 roku robotnicy natrafili na gorące źródło bijące prosto z ziemi. Wypływająca woda spływała do pobliskiej rzeki Rye. 
  
Teraz woda ma intrygujące zabarwienie, jest nieco cieplejsza od temperatury otoczenia a żyjące tam bakterie są tak wielkie, że aż gryzą w palce. Woda ma może 21 stopni, a źródło jest tak samo gorące jak i cała Hibernia. Jednak dla ówczesnego landlorda Leixlip znalezienie w ziemi dziury z ciepłą wodą było bardzo ważnym odkryciem. Dlatego Tom Connoly kazał zbudować sto metrów dalej owalny basen ze schodkami. Wodę do basenu doprowadzono podziemną rurką i rzymska łaźnia po irlandzku została uroczyście otwarta.  
  
Nietypowa łaźnia z widokiem na wzgórza i łąki cieszyła się przez długie lata popularnością i była chętnie odwiedzana przez miejscowych. Woda stale napływała do basenu a jej nadmiar spływał w dół do rzeki Rye przez co zawsze była świeża i czysta. Dopiero w połowie XX wieku źródło zaczęło wysychać a łaźnia popadła w niełaskę i ruinę. Zajęto się nią, kiedy w pobliżu Intel zbudował swoją montownię komputerów. Obecnie jest odrestaurowana, nosi nazwę Leixlip Spa i nie ma już w niej wiele wody, są za to śmieci. Ot taka ciekawostka historyczna. Tu film.
  
Wspomniany Kanał Królewski (Royal Canal) jest wraz z Wielkim Kanałem (Grand Canal) częścią wodnego szlaku z Dublina do Limerick, oba są wciąż w użyciu. Podczas ich budowy powstały interesujące akwedukty i jeden z nich jest tuż obok dzisiejszej "rzymskiej łaźni". Wąska rzeka Rye płynie 26 metrów poniżej kanału. Inny ciekawy akwedukt jest nad rzeką Liffey koło Sallins (Grand Canal płynie 5 metrów powyżej rzeki) i kolejny w Blanchardstown, gdzie Royal Canal jest częścią wielkiego węzła komunikacyjnego - biegnie powyżej obwodnicy M50 i poniżej ronda na N3.   
  
Uzupełnieniem rzymskiej łaźni i akweduktu jest sztucznie utworzony wodospad, który pełni rolę wentylu bezpieczeństwa - nadmiar wody z kanału spada tędy do rzeki Rye. Wodospad usytuowano po drugiej stronie rzeczki, tak aby ludzie korzystający z łaźni mieli ładny widok. Teraz ten widok może trochę zarósł chaszczami, ale są zamontowane liny po których można się wdrapać na górę, jest cicho i kameralnie   
 

czwartek, 3 listopada 2011

Półwysep Dingle

Półwysep Dingle to jeden z najbardziej uroczych zakątków Irlandii. Ocean, góry, wąskie drogi, pojedyncze domy na zboczach, piaszczyste plaże, urwiska, owce, mewy i spokój. Zdjęcia pochodzą z wycieczek z Pendragon Tours. Zapraszam.   

                     

O CZYM JEST TEN BLOG

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...