Kamień oznaczony w katalogach irlandzkiej spuścizny kulturowej nazwany został Clochaphoill, imię prawdopodobnie po jakimś dawnym olbrzymie, który nosił z takich kamieni naszyjnik zapewniający mu nieśmiertelność albo męstwo. Jeden z "paciorków" zaplątał się gdzieś w polu pomiędzy Carlow a Kilkenny.
Przez długie stulecia kamień ten (jeszcze stojący pionowo) służył do przeróżnych rytuałów - przez otwór w kamieniu zawierano związki, składano przysięgi, leczono kończyny. Jeszcze w XVIII wieku przez otwór w kamieniu przekładano noworodki i niemowlęta aby zapewnić im zdrowie (dziś nazwalibyśmy to szczepionką). Korzystając z okazji, że nie było kolejki przełożyliśmy przez otwór w kamieniu Clochaphoill wszystkie niemowlaki, które akurat mieliśmy pod ręką, potem powkładaliśmy tam wszystkie ręce i nogi, po czym cudownie uzdrowieni pojechaliśmy dalej.
Ostatnio pisałem o kryształach z miasta Waterford, ale ten kamień jest dla mnie dużo ciekawszym przykładem sztuki rzeźbiarskiej. Otwór został wyrzeźbiony około 4000-5000 lat temu, w epoce neolitu, kiedy najnowocześniejszym narzędziem był młoteczek z kamienia i patyka. Przebicie się tym przez półmetrowy granit wzbudza mój szacunek. I w dodatku otwór jest idealnie okrągły, jak słońce, na które spoglądał przez powiększające się okienko nieznany neolityczny rzeźbiarz. Takie Windows Neolit.
Więcej o magicznych kamieniach z dziurą pisałem tutaj.
Ciekawe czy zmieściłabym się cała w tym otworze. Ciekawa sprawa z zaślubinami, czy ludzie naprawdę wierzyli, że kamień łączy ich na całe życie?
OdpowiedzUsuńNie zmieściłabyś się. Trudno powiedzieć czy naprawdę wierzyli, ale był taki zwyczaj. Czy teraz ludzie naprawdę wierzą, że obrączka łączy na całe życie?
Usuń