wtorek, 17 marca 2009

Dzień św. Patryka - parada na wsi

Parady z okazji Dnia Św.Patryka w Irlandii przeniesiono na niedzielę, bo święto to wypada w tym roku w Wielkim Tygodniu, a to nie wypada. Więc w niedzielę każde miasto dostało taką paradę, na jaką zasłużyło. Od rana Garda ustawiała znaki mówiące, którędy przejdzie świąteczny korowód.

   

Dwie parady w których brałem udział składały się z reprezentacji firm z regionu. Taki jest tu zwyczaj, że firma, która chce się pokazać na paradzie szykuje odświętnie swoje traktory i przyczepy, stawia na nich poprzebieranych w wypożyczone stroje albo chociaż udekorowanych na zielono ludzi, którym zresztą podwójnie płaci za godziny pracy i czasem rozdaje baloniki, lizaki i co tam popadnie. Biorą też aktywny udział kluby sportowe. Czasem gra orkiestra zakładowa.

    

Pierwsza parada rozpoczęła się o 15.00. Traktory i ciężarówki wyjechały z ukrycia w okolicy stadionu i zaczęły zmierzać w stronę głównej ulicy. Co trzeci pojazd emitował dźwięki przy pomocy pasterskich urządzeń do nagłaśniania składających się z generatora mocy napędzanego benzyną, paździerzowego wzmacniacza, głośników i kieszonkowego odtwarzacza CD. 

   

Niektóre firmy szarpnęły się i zatrudniły lokalnych grajków i synchroniczne miejscowe grupy taneczne w zielonych kapeluszach albo płowych fryzurach.

    
  


Na głównej ulicy rozłożyły się stoiska ze słodyczami. Słyszałem, że parady są tylko dla dzieciaków, bo dorośli siedzą od rana w pubach i piją. Nieprawda. Były i dzieci, ale głównie te dorosłe, a nawet sami właściciele firm i członkowie rady miejskiej.

  
 

Oto Michael Farrelly, właściciel hotelu i restauracji w Mullagh, i również firmy przewożącej gotowe domki i pracodawca Tadka, mojego sąsiada.

  

Po przejściu głównymi ulicami paradne pojazdy przejeżdżały przed trybuną główną, na której stał człowiek z mikrofonem i zapowiadał kolejne firmy. 

 
Wypasiona trybuna w Kells
  
 Wypasiona trybuna w Mullagh

Poprzebierani ludzie, pracownicy firm ciężko pracowali idąc za pojazdami, rozdając cukierki i pocąc się pod swoimi kostiumami. Niektórzy tylko siedzieli przy swoich stołach ustawionych na naczepach, a niektórzy na nich tańczyli do upadłego.

  
  
 To ja :)

Nagroda za najlepsze przebranie ufundowana przez dealera samochodowego w wysokości 15 tys. euro trafiła już do zwycięzcy. Pierwsza parada trwała godzinę, tyle samo dojazd do drugiego miasteczka, gdzie parada zaczęła się o 17.00. Pojazdy stawiły się w tym samym składzie, ale przybył też świątobliwy Mikołaj na swoim rumaku i nie musieliśmy czekać aż do grudnia.

  

W paradach wzięły udział firmy większe, zatrudniające po kilkudziesięciu pracowników, ale też takie dwuosobowe. Oto garść zdjęć z przeglądu parady.

  
  
  
  
  
  
  
  
  
  
  
  

Powrót do macierzystego miasteczka umilano sobie śpiewem, bulmersem z puszki i igraszkami w łóżku przymocowanym do naczepy jednego z traktorów. Po drodze postój w Moynalty na jedno piwko w pubie albo grzaną whiskey, bo zaczęło robić się zimno. 20 kilometrów w jedną stronę na odkrytej przyczepie za traktorem to jest to, co przebierańcy lubią najbardziej.

  
  
  

Wieczór na ulicach to czas barwnych wesołych postaci, które jeszcze nie mają dość, wręcz przeciwnie, nie chcą spać, idą do pubów, albo do wesołego miasteczka.

  
  

Pogoda w dniu Patryka dopisała. Nie padało. Może troszkę, myśmy nie zauważyliśmy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

O CZYM JEST TEN BLOG

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...