Kraina
nazywana „szmaragdem Irlandii” leży w zachodniej części Irlandii w
hrabstwach Galway i Mayo. Z trzech stron oblewa ją Ocean Atlantycki a od
wschodu wody jezior Lough Corrib i Lough Mask. Serce Connemary objęte
zostało ochroną jako park narodowy. Takie położenie tego skrawka
Irlandii sprawia, że nie można tu znaleźć się przypadkiem, tu trzeba
przyjechać specjalnie.
Niewiele
tu zabytków, ruin oraz megalitycznych budowli, chociaż dla wymagających
coś się oczywiście znajdzie. To, co przyciąga tu wszystkich
przyjezdnych to widoki. Zdaniem Oscara Wilde Connemara to dzikie piękno
Irlandii, zdaniem mniej znanych osób to po prostu zwykłe irlandzkie
Bieszczady.
Głównymi
mieszkańcami Connemary są owce i dzikie koniki „Connemara Pony”.
Prawdopodobnie dlatego można tu rozbić namiot w dowolnym miejscu, nikogo
nie pytając o zgodę. Wystarczy tylko sprawdzić przed zmrokiem, czy aby
nie jesteśmy na bagnach lub na torfowiskach, które zajmują sporą część
tej krainy. Torf jest tu bogactwem naturalnym i głównym od wieków
sposobem uzyskiwania ciepła.
Z
tych ziem niewiele więcej udawało się uzyskać, dlatego w czasach
Wielkiego Głodu wyemigrowała stąd większość mieszkańców. Trzydzieści lat
później za dolary przez nich przysłane z Hameryki zbudowano ładny
kościół w jedynym na Connemarze mieście (tutejsi mówią – w głównym mieście).
Clifden
zasłynęło jednak z nieco późniejszych kontaktów z Ameryką. Tu właśnie
zostało odebranie pierwsze europejskie „hello” przez drut z Ameryki, tu
też na pasie poniżej wylądowali dwaj śmiałkowie po pierwszym w historii
locie transatlantyckim, czyli z Ameryki do Europy.
Connemara
to kwintesencja Irlandii. Dzikie piękno natury - ocean, jeziora,
torfowiska, bagna i góry. Cisza, spokój i brak pośpiechu. Deszcz,
chmury, mgły i słońce. Wilgotne zapachy, świeże ryby, wysokie trawy,
groble między jeziorami, kwiaty, dzikie owoce i owce. Gościnni i
rozmowni mieszkańcy, tablice w języku irlandzkim, tradycyjna muzyka w
wiejskich pubach. Wszystko to daleko na zachodzie Europy a jednocześnie
tak daleko od zachodniego świata.
Za
każdym razem na Connemarze widzę nowe widoki i wiem, że nigdy nie
zobaczę wszystkich, zawsze jest tu po co wracać. Trasy asfaltowe już
zjeździłem ale została mi jeszcze większość tras pieszych. Zdarzyło mi
się zaczynać kanapką drugie śniadanie na stoku jakiejś góry a kończyć
kawą z termosu w samym środku gęstej chmury.
Park
Narodowy Connemara to jeden z sześciu w Irlandii narodowych parków.
Główne pasmo górskie leżące w jego obrębie to „Dwunastu Benów” – „Twelve
Bens”. Góry tworzące to pasmo różnią się nazwiskami ale mają to samo
imię – Ben. Z każdym Benem można zostać po imieniu, o ile ćwiczyło się
np. w Bieszczadach albo przynajmniej w wojsku. Trasa szczytami zajmuje
prawie cały dzień, nie ma tu żadnych schronisk ani kolejek linowych,
którymi można zjechać na dół jak się już nam znudzi. Ale za to można
rozbić namiot i z samego rana napić się owczego mleka.
Granice
Connemary wyznacza ocean. Długość linii brzegowej mogłaby wystarczyć do
napisania niezłej historii o Connemarze z kilku ostatnich wieków. Setki
półwyspów, dwadzieścia gatunków owiec, dziesiątki plaż. O irlandzkiej
plaży koralowej pisałem tu,
o jedynym w Irlandii fiordzie kiedyś też napiszę. O wyjątkowym miejscu w
samym środku gór - Kylemore Abbey - napisało już wielu.
Ludzie,
którzy mieszkają w okolicy mogą się tu czuć wspaniale. Nie ma tu
żadnych ograniczeń w plażowaniu, biwakowaniu, jeździe konnej,
wędkowaniu, golfie, rzucie beretem, czy malowaniu i fotografowaniu
pejzaży. Tras rowerowych jest też pod dostatkiem. Jedynym ograniczeniem
może być deszcz. Na terenie Connemary deszcz pada przez 238 dni w roku.
Dlatego właśnie torf z Connemary jest najlepszy w kraju.
Tu
raz jeszcze przypomnę, że deszcz w Irlandii wcale nie oznacza całego
dnia w deszczu. Statystyki Connemary mówią, że nawet może tu być 14
deszczów dziennie. W przerwach - naprawdę świeci tu prawdziwe słońce, co
widać powyżej. Jeżeli ktoś ucieka z Connemary po godzinie wściekłych
ataków wody z ciemnego nieba to znaczy że powinien wdziać swoje nocne
papucie, nalać sobie kieliszek czerwonego wina, chwycić TV pilota i
poszukać National Geographic, bo przynajmniej kawa mu/jej się nie wyleje
a Connemara najwyraźniej nie jest jej/mu przeznaczona. W telewizorze
zobaczy może to samo, ale nie poczuje nic z tych rzeczy.
Co
by tu jeszcze… Fajnym miejscem jest pub w Maam, położony wśród bagien i
torfowisk. Tu można skosztować Guinnessa, potem uzupełnić paliwo i
ruszyć w dalszą drogę...
W
tym miejscu zaczyna się Connemara właściwa. Według kilku przewodników
od Maam Cross zaczyna się pięć różnych tras na Connemarę. Zapewniam, że
wszystkie trasy są arcyciekawe, a przepowiednie z czarnymi kotami
niekoniecznie się sprawdzają... Wystarczy pojechać byle gdzie...
Wracając
z Connemary do wielkiego świata możemy zajechać do wioski Cong, gdzie
niejaki John Wayne w 1952 roku zagrał główną rolę w filmie pt. "Spokojny
człowiek". Na szczęście już minęły czasy kiedy ten film był główną
atrakcją okolicy, jednak kilka pamiątek w sklepach jeszcze pozostało.
W
pobliskim zamku Ashford - jak się odpowiednio pogada z lokajem - można
zrobić pełną toaletę przed dalszą wędrówką. Connemara jest pełna
tajemnic. Tego się nie da opisać i pokazać na zdjęciach. Tu po prostu
trzeba przyjechać specjalnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz