Ciotka Tradycja w Irlandii przeżywa drugą młodość,
dlatego wraz z postępem domaga się oprócz dawnych zwyczajów również tych
nowych, amerykańskich. Stąd pomysł na indyka. Świąteczny obiad to
przede wszystkim turkey, a nie jakiś karp. Jeśli chodzi o ryby, to
raczej łosoś. ZAFOLIOWANY i pokrojony w plasterki.

Całkiem duży ptak waży ponad 10 kilo na golasa, czyli bez piór i wątroby. W tym roku obiad będzie we wtorek, więc sprzedaż zaczyna się od soboty - termin ważności zafoliowanego indyka to 3 dni. Brak jest doniesień o zabijaniu indyków w wannie na własną rękę. Indyk nie jest tani - 8 kilo na zdjęciu kosztuje 60 euro. Ale krojone mięso irlandzkich bawołów jest droższe. Tyle, że indora trzeba kupić w całości, a krowę można w kawałkach.

Z indykiem wiąże się bardzo często poszukiwany (w nowym sklepie) produkt - breadcrumbs. Jest to odpowiednik tartej bułki, ale zrobiony z mielonego chleba tostowego, zapakowany do plastikowej torebki i - o zgrozo - mokry. Przechowywany w lodówce z mięsem. Służy jako panierka do indyka i wszystkiego innego, wymagającego "stuffing", czyli do ryb, mięsa, pieczarek, kurczaka i tak dalej.

Brukselka - nieodłączny element obiadu świątecznego, konieczny dodatek do indyka. Małe, niewydarzone kapustki, które swoim smakiem mogą odepchnąć aż do kolejnych świąt. Zawierają w sobie element zapomnienia, dzięki któremu zaraz po świętach zapomina się o ich istnieniu. A za rok znowu trzeba zamawiać 3 dostawy dziennie tego, czego nikt nie i tak nie lubi. Ciotka Tradycja jednak wymaga poświęceń, więc jutro odbiorę znów 3 dostawy brussel sprouts.

Żółte melony - podawane jako starter przed świątecznym obiadem. Sympatyczne, słodkie, soczyste owoce, chętnie jadane w Irlandii i niedrogie. Jedyny jak dla mnie normalny składnik świątecznego obiadu w Irlandii. Mają cieńszą skórę niż arbuzy, a są jeszcze słodsze, ale mniej soczyste.

Tofurkey - dziwny świąteczny produkt zastępujący zabitego indyka wyprodukowany z soi, przeznaczony dla wegetarian. U mnie na wsi niestety niedostępny. Na Allegro również. W Anglii i w Googlach już to mają. Google - dziękuję za fotkę.

Mini
Pies - ja to nazywam "małe pieski" - ciasteczka z suszonymi daktylami w
środku. Bardzo smaczne, dla wymagających zrobione prawie z samego
masła.

Sąsiadom należy się szczególny szacunek w święta - do wyrażenia tego służą okolicznościowe kartki. Takich kartek jest cała masa, można również kupić kartkę dla "wyjątkowej siostry i jej chłopaka", albo dla "szwagra i jego żony". Duży wybór kartek dla sąsiadów. Pełen wypas, ale jak się dowiedziałem, czasem trudno jest w Irlandii kupić zwykłą kartkę dla rodziców, bez reniferów, bałwanów i choinek, czyli po prostu ze Świętą Rodziną. Może się to jednak udać w mniejszych miastach.


Sprzątanie - oprócz sprzątania domu od strychu po parter, bo piwnicy najczęściej nie ma, porządki dotyczą zagród i pomieszczeń, gdzie mieszkają zwierzęta. Niech one też mają dobre warunki, by przemówić ludzkim głosem.

Wieniec na drzwiach - sygnał dla sąsiadów, że tu mieszkają pobożni ludzie kultywujący tradycję. Wieniec - wreath - zrobiony jest z iglastych gałązek, wstążek i dzwoneczków. Wisi do 6 stycznia, jak i inne ozdoby. Tego dnia nadciągają śmieciarką Trzej Królowie ze specjalnym kontenerem na choinki i piszą na drzwiach Ctrl+Alt+Del, czyli, że już jest po świętach.

Choinka - najlepiej żywa, ustawiona w living roomie przy oknie, naturalnie do tego rozplanowanym. Dzięki temu inni sąsiedzi widzą, że ich sąsiedzi to też normalni ludzie. Zasłony i rolety przez okres świąt powinny być odsłonięte, telewizor włączony, a pan domu powinien spoczywać na kanapie w pozycji "kochanie, podaj mi pilota". Sztuczne choinki jako bardziej wytrzymałe stoją już od połowy listopada.

Stroik na stół. Najlepiej z prawdziwych gałązek, ozdobiony bombkami, dzwoneczkami, wstążeczkami. Akurat stroik na
zdjęciu jest z prawdziwym cynamonem. Dość tani, bo z Chin. Tutejsze
wyroby są drogie, bo nowy ciągnik trzeba kupować co roku, a ciągniki
sporo kosztują... W Chinach nie potrzebują ciągników, od czego są
ludzie...

Holly - ostrokrzew. Twarde łodygi z zielonymi ostrymi liśćmi i czerwonymi owocami. Nazwa wzięła się stąd, że te gałązki wiesza się przy świętych obrazach. Można je uciąć byle gdzie, ale po co się trudzić, skoro można kupić.

Ivy - bluszcz. Pozostałość po biednych czasach sprzed Unii Europejskiej, kiedy nie hodowano choinek bo i tak ludzi nie było na nie stać. A bluszczu można było sobie narwać na każdym murku przy ulicy. Teraz jak ktoś nie chce chodzić po murkach, to może sobie to kupić i ozdobić tym dom.

Poinsettia
- kwiat doniczkowy. Przez osiem godzin dziennie zastanawiam się, po co
ludzie to kupują. Ale zamawiam tego więcej i jeszcze więcej. Ciotka
Tradycja wymaga.


A jak się komu nie podoba irlandzka tradycja, może sobie kupić w polskim sklepie zdechłego karpia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz