Do irlandzkich jaskiń zaprosił mnie Michał, znany w UK i Irlandii grotołaz i mój czytelnik :) Jestem mu wdzięczny za tę fantastyczną przygodę.
Michał woli zwać się "jaskiniowcem", z pasją penetruje kolejne jaskinie w Irlandii, ma też za sobą pewne podziemne odkrycia. Nie wtajemniczał mnie wcześniej w szczegóły wyprawy, bo jak się słusznie podejrzewał - mógłbym spietrać. Spotkaliśmy się więc na jakiejś stacji benzynowej i pojechaliśmy do hrabstwa Sligo.
Po minięciu pasma gór w stylu Benbulbenna wjechaliśmy z dobrze znaną mi podkowę Gleniff Horsheshoe. Samochód się zatrzymał, a palec Michała powędrował w górę wskazując jaskinię, w której mieliśmy się zanurzyć. Wtedy dopiero dowiedziałem się, że jest to najwyżej położona jaskinia w Irlandii. Jak ja lubię ten dreszcz emocji...
Jako jaskiniowy nowicjusz zostałem wyposażony przez Michała w niezbędny ekwipunek. Moje sprawdzone buty trekkingowe miałem już na nogach, do plecaka przytroczone nówka kalosze z Tesco i pożyczony kask z latarką, w kieszeniach ogrodnicze rękawiczki z gumą do wspinania się po linach i niezbędną odzież nieprzemakalną. Nie wiadomo ile wody będzie w jaskiniach. Pierwszy odcinek to zielone zbocze o nachyleniu około 70° i długości około 200 metrów. Wejście do jaskini widzimy przez cały czas, powoli się przybliża, ale dotarcie od niego zajmuje nam około godziny.
W starych irlandzkich legendach obecny jest Finn McCool, ten który wybudował Groblę Giganta. Arcykról Irlandii obiecał kiedyś starzejącemu się Finnowi za żonę swoją młodą córkę - podobno najpiękniejszą kobietę w kraju - Grainne. Pech chciał, że zanim doszło do ślubu to Grainne poznała dużo młodszego Diarmuda, żołnierza służącego Finnowi. Młodzi zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia i uciekli zanim doszło do ślubu. Stary Finn długo ich ścigał, w końcu odpuścił i udał, że wybacza. W wyniku podstępu Diarmud został zwabiony do puszczy i raniony przez dzika. Po jego śmierci Grainne odebrała sobie życie na wielkim łożu w jaskini, nazwanej teraz ich imieniem. Michał kieruje snop światła ze swojego kasku w kąt jaskini:
- Teraz na tym łożu latem można całkiem wygodnie spać. - Sprawdzam, wielkie zielone łóżko jest całkiem miękkie. W jakiś sposób pośród surowych skał jaskini wyrósł wielki prostokąt zielonego mchu. Warto zapamiętać to miejsce :)
Ostatni odcinek wspinaczki pokonaliśmy na linach. Był to niezły wycisk, ostry skos, mokra lina, guma na rękawiczkach jest moją nadzieją, że nie zwalę się 200 metrów w dół. Kolejne strome podejście i kolejne liny, Najlepiej złapać wszystkie naraz, bo nie wiadomo która pierwsza się zerwie.
Na górze łapiemy oddech, jemy kanapki i pijemy wodę. Wreszcie jesteśmy pod dachem jaskini, patrzymy na góry Dartry, w których pada deszcz. Patrzymy na podejście, którym będziemy musieli wrócić. Jest czadowo. A jaskinia nawet się nie zaczęła, dotarliśmy dopiero do wejścia.
Zmiana butów na kalosze, wodoodporne kombinezony, ochraniacze na łokcie i kolana. Kaski i latarki. Plecaki zostawiamy przy wejściu, portfele, dokumenty, telefony, to wszystko nam już nie będzie dalej potrzebne. W razie czego będzie wiadomo, kto nie wrócił z głębin. Od tej pory polegamy na Michale, jego doświadczeniu, sile własnych mięśni, odwadze i uwadze.
Jaskinia Diarmuda i Grainne jest bardzo wysoka przy samym wejściu. Jest ogromna, jak na gigantów przystało. Michał prowadzi nas w głąb jaskini, gdzie będziemy się musieli schylać, przeciskać, wspinać, czołgać się w błocie, brodzić w wodzie, zsuwać na tyłkach, etc.
Pierwsza komora. Nie ma już tu słonecznego światła. Wyłączamy na chwilę latarki na kaskach, zapada kompletna ciemność. Widoczność zależy tylko od paluszków typu AA. Idziemy dalej, niżej, głębiej. Pode mną ciemna przepaść, gdzie nie sięga światło latarki, muszę się rozpierać rękami i stopami pomiędzy wapiennymi skałami. Między moimi nogami zieje głębią jakaś czeluść. Jeden nieuważny krok i mam połamane kości. Nasz przewodnik po kolei nas ubezpiecza.
Kolejne wyzwanie - komin. Trzeba się zaprzeć plecami o jedną ścianę a nogami i rękami o drugą. Wąski tunel kilka metrów w górę - trzeba to przejść by się wydostać. We krwi jest adrenalina, na górze dwa jeziorka, a gdzie jest wyjście stąd to ja już nie wiem.
Zmiana butów na kalosze, wodoodporne kombinezony, ochraniacze na łokcie i kolana. Kaski i latarki. Plecaki zostawiamy przy wejściu, portfele, dokumenty, telefony, to wszystko nam już nie będzie dalej potrzebne. W razie czego będzie wiadomo, kto nie wrócił z głębin. Od tej pory polegamy na Michale, jego doświadczeniu, sile własnych mięśni, odwadze i uwadze.
Jaskinia Diarmuda i Grainne jest bardzo wysoka przy samym wejściu. Jest ogromna, jak na gigantów przystało. Michał prowadzi nas w głąb jaskini, gdzie będziemy się musieli schylać, przeciskać, wspinać, czołgać się w błocie, brodzić w wodzie, zsuwać na tyłkach, etc.
Pierwsza komora. Nie ma już tu słonecznego światła. Wyłączamy na chwilę latarki na kaskach, zapada kompletna ciemność. Widoczność zależy tylko od paluszków typu AA. Idziemy dalej, niżej, głębiej. Pode mną ciemna przepaść, gdzie nie sięga światło latarki, muszę się rozpierać rękami i stopami pomiędzy wapiennymi skałami. Między moimi nogami zieje głębią jakaś czeluść. Jeden nieuważny krok i mam połamane kości. Nasz przewodnik po kolei nas ubezpiecza.
Kolejne wyzwanie - komin. Trzeba się zaprzeć plecami o jedną ścianę a nogami i rękami o drugą. Wąski tunel kilka metrów w górę - trzeba to przejść by się wydostać. We krwi jest adrenalina, na górze dwa jeziorka, a gdzie jest wyjście stąd to ja już nie wiem.
Jaskinie powstały w naturalny sposób przez ruchy skał i działalność wody w wapieniu. Podobnie powstają od tysięcy lat cudowne skalne wzory formowane przez spływającą wodę. Stalaktyty, nacieki, kalafiory, mleczko wapienne, krowie cycki, tego trzeba dotknąć samemu w świetle latarki z kasku by poczuć jak bardzo jest to cenne, stare i niedostępne.
Michał opowiada o poprzednich wyprawach do irlandzkich jaskiń, w których brał udział i organizował. Robienie zdjęć w świetle z kasku albo z lampą błyskową to nie to. Dlatego wraz z członkami klubu grotołazów z Cavan i Fermanagh zabierają specjalne lampy, którymi oświetlają wnętrza podziemnych grot, aby podziwiać piękno natury z głębin Ziemi.
Dla zainteresowanych łażeniem po jaskiniach podaję link do klubu Michała:
Bréifne Caving Club (Cavan / Fermanagh / Leitrim).
Michał opowiada o poprzednich wyprawach do irlandzkich jaskiń, w których brał udział i organizował. Robienie zdjęć w świetle z kasku albo z lampą błyskową to nie to. Dlatego wraz z członkami klubu grotołazów z Cavan i Fermanagh zabierają specjalne lampy, którymi oświetlają wnętrza podziemnych grot, aby podziwiać piękno natury z głębin Ziemi.
Kolejny etap do pokonania - trzeba zejść w dół wąskim pionowym tunelem. Michał już jest na dole i instruuje: tu prawa stopa, tu lewa, tu dupa, teraz się ślizgasz.
W końcu wracamy do dziennego światła i naszych plecaków. Jeszcze krótka sesja zdjęciowa, kolejna zmiana butów, czekoladowy baton i butelka z wodą. Takie czasy, że nikt z nas nie nosi zegarka na ręku. Rzut oka na komórkę - półtorej godziny w jaskiniach. Patrzymy w dół góry, na którą wleźliśmy. Widać tylko chmury. Michał pokazuje mi jak przybrać postawę jaskiniowca, czyżby to mój jaskiniowy chrzest?
Pora schodzić - rękawice, liny, kamienie, śliska trawa, deszcz. Chwilowe dawki słońca pomiędzy chmurami i zaciśnięte zęby. Trzeba wrócić na dół w całości.
A na dole znowu świeci słońce, tak jakby 200 metrów wyżej był inny świat...
W końcu wracamy do dziennego światła i naszych plecaków. Jeszcze krótka sesja zdjęciowa, kolejna zmiana butów, czekoladowy baton i butelka z wodą. Takie czasy, że nikt z nas nie nosi zegarka na ręku. Rzut oka na komórkę - półtorej godziny w jaskiniach. Patrzymy w dół góry, na którą wleźliśmy. Widać tylko chmury. Michał pokazuje mi jak przybrać postawę jaskiniowca, czyżby to mój jaskiniowy chrzest?
Pora schodzić - rękawice, liny, kamienie, śliska trawa, deszcz. Chwilowe dawki słońca pomiędzy chmurami i zaciśnięte zęby. Trzeba wrócić na dół w całości.
A na dole znowu świeci słońce, tak jakby 200 metrów wyżej był inny świat...
Jestem padnięty, a jeszcze zostało 300 km do domu. Ogromna satysfakcja i mocne postanowienie poprawy mojej kondycji. Jestem pewien, że na następny raz Michał wybierze niżej położoną jaskinię, bo w końcu najwyższą już obejrzałem. A jutro będę chodził wyłącznie po płaskim :)
Dla zainteresowanych łażeniem po jaskiniach podaję link do klubu Michała:
Bréifne Caving Club (Cavan / Fermanagh / Leitrim).
Niesamowita przygoda! Jakbym tam z Wami była!
OdpowiedzUsuńWczoraj właśnie czytałam o tym miejscu, poznałam też ową legendę...
Niestety zabrakło nam czasu, żeby dojechać do Sligo i to jest piękne, że wciąż tam mieszkasz i możesz irlandzkie cuda natury poznawać nawet na własnym tyłku w kaloszach z Tesco i pożyczonym kasku...
Góry Dartry jednak podziwiałam z punktu widokowego znajdującego się w Largy pomiędzy Killybegs a Kilcar. Dzisiaj wrzucę na bloga trochę zdjęć.
A tymczasem czekam na kolejne Twoje eskapady :)))*
Zostałeś grotołazem. OK. Czekam na dalszy rozwój sytuacji. W kosmos się nie wybierasz?
OdpowiedzUsuńNie zostałem grotołazem :) W powietrzu na pewno mnie zobaczysz.
UsuńNo,no,spory wyczyn i swietne zdjecia! Gratuluje! Pozdrawiam i dziekuje za podzielenie sie.
OdpowiedzUsuńSuper! Imponujaco to wyglada z dolu!
OdpowiedzUsuńDzieki za wskazanie tego miejsca.
Zastanawia mnie fakt dlaczego nie znalazles GC4V6RC?
Wiedziałem, że tam jest ale telefon nie łapał mi satelit...
UsuńNiezła wyprawa, pogratulować zacięcia :) Szkoda tylko że nikt tam prądu nie pociągnął żeby lepiej oświetlić jaskinię ;)
OdpowiedzUsuńMieliśmy mieć lampy ale akumutory były rozładowane. Się wróci kiedyś :)
Usuńteraz żałuję że zostawiłem ochraniacze w PL, nie przewidziałem, że takie perspektywy może na wyspie życie naszkicować...
OdpowiedzUsuń"lato, zima, upał, mróż a tu zawsze osiem plus"
do zobaczenia kiedyś w jaskini!
Jak widzisz kalosze już mam więc jestem gotowy na ten kanion.
UsuńZa....sta sprawa taka wyprawa. Takie wyprawy są najlepsze.
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy
To niezapomniane wyprawy :)
UsuńWielkie wow! Wyprawa godna podziwu. Gratuluję odwagi i samozaparcia!
OdpowiedzUsuńJaysus, Maria, Joseph!! To nie dla mnie takie adrenaliny i tunele ;), jak wiesz, klaustrofobia mnie zzera.. Ale ciesze sie, ze sa smialkowie, ktorym nic nie straszne :))
OdpowiedzUsuńSą śmiałkowie, są :)
Usuń...b. ciekawe, pozdro;-)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń