Jestem z samego rana w pustym pubie i muszę poszukać kuchni, węch prowadzi mnie tam, gdzie już smażą się jajka, bekon i kiełbaski, za chwilę zaczną przychodzić tu przytruci dymem papierosowym turyści. Kucharz wynurza się z dymów patelni i mówi, że kogoś zawoła. Ten ktoś inny wkrótce przychodzi, ale nie wie o co mi chodzi, bo nie zna ani angielskiego ani polskiego. Nikt tu nie gada w języku Szekspira. Pokazuje ręką przy uchu, że musi do kogoś zadzwonić.
Wreszcie pojawia się kobieta, która jest tu pewnie jakimś managerem. Przedstawiam jej sytuację, że moi ludzie rezygnują ze śniadania, bo na booking.com nie było ostrzeżenia, że w Zardzewiałej Makreli okna w nowych pokojach mają wielkość chusteczki do nosa, a za tymi oknami marynarze odpalają jednego papierosa za drugim i dmuchają prosto w te okienka i że tu po prostu się nie da wyspać.
Ludzie z takimi doświadczeniami odradzą to miejsce wszystkim swoim znajomym, którzy już tu zarezerwowali nocleg. Ja też nigdy tu już nie przywiozę żadnych ludzi. Mówię, że chcę zapłacić z pominięciem śniadania. Kobieta absolutnie się ze mną zgadza, może kiedyś zatrudnili ją tu wbrew jej woli albo przetrzymywali ją tydzień w jednym z tych pokojów dmuchając dymem z papierosów przez te małe okienka. Nie ma wschodniego akcentu, więc już nie wiem o co chodzi. Może po prostu rozumie, że w Zardzewiałej Makreli oszukują ludzi na noclegach.
Jeśli tu ją przetrzymywali to przynajmniej miała wygodne dwuosobowe łóżko i dwa kurki z zimną i ciepłą wodą. W każdym razie wydaje mi się, że moja rozmówczyni rozumie problem z jakim się zjawiłem jeszcze przed śniadaniem i przed płaceniem.
Rezerwując pokoje miałem w pamięci, że pokoje są tu na górze, takie normalne i przytulne z oknami, jak kiedyś. W czasie covida Zardzewiała Makrela dobudowała sobie na tyłach nowe pokoje z wygodnymi łóżkami, ale z malutkimi oknami. Nie sprawdziłem tego, moja wina. Teraz widzę, że to wygląda trochę jak te kontenery na statkach. Muszę teraz ogarnąć śniadanie dla wszystkich.
Tak czy inaczej płacę za nocleg bez śniadania czyli tylko za jedno B w B&B. Co więcej, dostaję wskazówkę, że możemy jechać na dobre śniadanie do Killybegs 20 minut stąd. To mi przypomina sytuację, kiedy wszedłem do rzeźnika w Kells i poprosiłem o składniki do mojego pierwszego Irish stew. Nie miał kluczowej jego zdaniem przyprawy i polecił mi sąsiedni sklep. I powiedział: "Nie powinienem tego mówić, ale…". Ona miała taką samą minę. Bezcenne doświadczenie z Kells a teraz z Zardzewiałej Makreli w Teelin, Co. Donegal.
Idę uratować moich Amerykanów i widzę ich uśmiechniętych i zaskoczonych, że jesteśmy jeszcze przed śniadaniem. No, nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej. Pakujemy bagaże do vana i przedstawiam im nowy plan. Albo jedziemy 20 minut do miejsca poleconego przez kobietę z Zardzewiałej Makreli, którego nie znam, albo jedziemy godzinę do stolicy hrabstwa Donegal na śniadanie mistrzów, na mój koszt, bo nie chciałbym, żeby było inaczej. Wybór jest prosty. Jest czas na drzemkę pomiędzy noclegiem a śniadaniem. Droga prowadzi wzdłuż oceanu. Mijamy Killybegs, miejsce polecone dziś na nasze śniadanie przez kobietę z pubu. Nigdy tu nie miałem zamiaru się zatrzymywać ze względu na przetwórnię ryb obok portu, która zapewnia specyficzny mikroklimat, który nie każdemu może pasować.
Przejeżdżając wzdłuż nabrzeża mieliśmy wiatr z północy, więc nikt na pokładzie nawet nie dowiedział się, jaką atrakcję właśnie pominąłem.
Dojeżdżamy do miasteczka Donegal. Wybrana przeze mnie restauracja jest tuż obok Lidla, wspólny parking, jak nie idziesz na zakupy to musisz zapłacić za postój, strażnik już krąży, sprawdza bilety z parkomatów. Wszystko, co nam potrzebne już mamy, oprócz świeżego śniadania. Wreszcie mogę zapłacić za parkowanie kartą. Restauracja nazywa się Old Stone (Stary kamień).
Wnętrze jest bardzo przyjemne, siadamy przy stoliku, który nam wskazuje kelnerka, menu wygląda bardzo ciekawie. Nie ma tu typowego Irish Breakfast, ale jest coś, czego natychmiast chcę spróbować czyli naleśniki z syropem klonowym, borówkami, truskawkami i bekonem.
Jakby ktoś był w pobliżu, to polecam to miejsce, bo nieraz tu się żywiłem i nigdy nie byłem zawiedziony.
Jedziemy dalej na południe. Na trasie znajduje się miasteczko Bundoran, teraz jest tu obwodnica, więc mijam moje wspomnienia łukiem. Dawno temu oglądałem taki irlandzki film z 1997 roku "The Butcher Boy" - "Chłopak rzeźnika". Zapamiętałem jak w filmie chłopaki skuwali lód ze studni stojącej pośrodku trójkątnego rynku w mieście. Byłem pewien, że to było w Bundoran. Trójkątny rynek, słowo klucz. Właściwie dwa słowa.
Pamięć jest zawodna, więc coś mi się pomyliło. W filmie rodzice chłopaka zwanego Francie Brady poznali się w Bundoran, a ja sobie zakodowałem, że tam kręcili ten film. No i kiedyś jak miałem wolne przyjeżdżam specjalnie do Bundoran, żeby wtopić się w tamten klimat, poszukać trójkątnego rynku i studni pośrodku, skuć lud ze studni, była akurat zima. Przeszedłem wtedy całe miasteczko, wracam główną ulicą. Szukam telefonem pubu, gdzie rozdają wifi, siadam i włączam sobie na laptopie ten film. Jestem normalnie w centrum wydarzeń, jestem pewien, że właśnie tu kręcili ten film, ale jakoś rynku nie mogę znaleźć. Ktoś się przysiada, pyta skąd jesteś i dokąd jedziesz. Odpowiadam, że mam akurat wolne i chciałem poznać to miejsce, gdzie kręcili film. Dosiadają się inne chłopaki, robi się wesoło, wiem już że coś pomieszałem. Dzięki temu poznałem tu tylu miejscowych, że zostałem wtedy na noc w Bundoran. Chłopaki przeszli od zdziwienia przez zrywanie boków i znowu po zdziwienie, bo ode mnie dowiedzieli się, że może nawet sami grali w tym filmie ale tego nie pamietają bo byli małymi kaszojadami. A ja dalej nie wiem gdzie w Irlandii jest trójkątny rynek z tego filmu. Na pewno nie był to rynek w Donegal, bo tam nie ma studni.
Uśmiecham się na te wspomnienia, zbliżamy się do Sligo. Mijamy po drodze miejsca, na które nie ma czasu na 12 dniowej wycieczce. Przejeżdżam obok kamiennego grobowca Creevykeel Court Tomb, potem grób irlandzkiego poety Yeats'a w Drumcliff, piękny wodospad Glencar Waterfall i wspaniałą górę Benbullen, gdzie z przyjaciółmi puszczaliśmy latawce i na kradzionym torfie piekliśmy kiełbaski, a potem przy irlandzkiej whiskey śpiewaliśmy piosenki i puszczaliśmy mydlane bańki. To wszystko na przestrzeni około 20 kilometrów i nic z tego nie mogę pokazać naszym Amerykanom, bo mamy tylko 12 dni a jedziemy dookoła Irlandii.
Ludzie z naszego wczorajszego śniadania obrali najlepszą trasę. 30 dni dookoła Irlandii to jest jak marzenie. Nie mam tyle urlopu. Dojeżdżamy na klify na półwyspie Mullagmore i tu nagle widzimy ciekawy obrazek - krowy idą do oceanu napić się słonej wody. To stąd bierze się słone masło!
Potem idziemy do polskiego sklepu po musztardę sarepską, której mi brakuje na śniadaniu do tych irlandzkich kiełbasek oraz ptasie mleczko, żeby nasze dziewczyny poznały smak polskich słodyczy. Wracamy do naszego vana zaparkowanego przy rzece. Przekładam nasze bagaże, kompletuję wodę w kieszeniach drzwi i wtedy podchodzi gość, który wygarnia śmieci z koszy nad rzeką. Sam zaczyna rozmowę, bo zauważył nasze podróżnicze koszulki i ciekawość go wzięła co my tu robimy nad jego rzeką. Wyciąga z kosza worki i pyta skąd jesteście i dokąd jedziecie.
Dostajemy menu. W czasie wybierania potraw nasza rodzina dostrzega znajomy obrazek na ścianie. To nagi kowboj (tylko w samych gaciach), uliczny performer z Nowego Jorku, którego widzieli osobiście. Z reklam na budynkach można zorientować, że zdjęcie zrobiono 5 lat temu. Jest to również wskazówka, że goście ze Stanów są tu częstymi klientami.
Na koniec w drodze powrotnej okrążamy ogromną dziurę w ziemi, która również powstała pod wpływem fal Atlantyku. Skały podmywane przez wodę w pewnym miejscu zaczęły się zawalać i mimo dużej grubej pokrywy skalnej mamy teraz dziurę aż do poziomu oceanu. Metalowe ogrodzenie zabezpiecza przed upadkiem.
Oszałamiające widoki. Ciekawie opisane. Nie mogę doczekać się kolejnych dni. A może książka...?🥰
OdpowiedzUsuńKsiążka? Od dawna o tym myślę.
UsuńJak smakowały naleśniki z bekonem? 🙂
OdpowiedzUsuńCzemu torf został zakazany? Nieekologiczny? Piękna trasa i widoki! The Butcher boy również widziałam, ale dawno temu! Czy tym miastem nie jest Monaghan?
Monaghan się pewnie zmienił od czasów kręcenia filmu, ale nie kojarzę tam trójkątnego rynku ze studnią. Wydobycie torfu niszczy krajobraz, pewnie dlatego został odstawiony na bok. Poza tym torf powstaje przez długi czas a jego wydobycie na przemysłowa skalę odbywa się w mgnieniu oka i pozostawia nieciekawy widok.
UsuńWujek Google podaje jeszcze jako lokację filmu Clones, a filmweb Bray, chociaż nie kojarzę w Bray takich kadrów.
UsuńNadal oglądasz irlandzkie kino? Byłam całkiem niedawno w kinie na duchach z Brendanem. Dosyć nietuzinkowy film.
Rozumiem, że na tej wycieczce z Becky i świtą byłeś po dobrych kilku latach bez wizyty w Eire. Ciekawa jestem jakie naszły Cię przemyślenia po takiej przerwie.
Rose
Oglądam irlandzkie kino. Lubię :)
Usuń