wtorek, 30 kwietnia 2013

Magia irlandzkich chmur / Cloudspotting

Dowiedziałem się ostatnio, że ludzi zafascynowanych irlandzkimi chmurami jest dużo więcej. Nie załapałem się na ich zlot w 2011 roku, ale chmury się wtedy oczywiście zleciały, bo jakże by inaczej w tym kraju.



Magię za darmo czyli oglądanie chmur na niebie poznałem tak naprawdę ponad 6 lat temu. Kilka dni po tym, jak zlądowałem w Irlandii, pojechałem rowerem nad Morze Irlandzkie i spędziłem tam trochę czasu gapiąc się w niebo i robiąc zdjęcia starą nokią. Pierwszej roboty jeszcze nie miałem, więc tak sobie leżałem na plaży w Baltray i bujałem w obłokach.



Oglądanie chmur jest szalenie przyjemne, ciągle się zmieniają się, kształty, kolory, odcienie, wszystko jest ulotne, trudno uchwycić, taki irlandzki impresjonizm w najczystszej postaci. Polecam każdemu. 

Zainteresowanym podaję link do Pierwszego Festiwalu Irlandzkich Chmur oraz do PODCASTU na ten temat. Zainteresowanych zobaczeniem magii chmur na żywo polecam wycieczki z Pendragon Tours. Sezon na chmury trwa w Irlandii cały rok.

niedziela, 28 kwietnia 2013

Knocknarea - kurhan królowej Medb

Największy kamienny kurhan w Irlandii usypano na szczycie góry Knocknarea i widoczny jest on już z daleka. Góra znajduje się na półwyspie Cúil Irra około 5 kilometrów od Sligo.



Ścieżka od parkingu wiedzie pośród pastwisk i wrzosowisk. Wdrapanie się na szczyt w spacerowym tempie zajmuje około 25 minut. 



Kurhan ma około 55 metrów średnicy i 10 metrów wysokości. Nie był nigdy zbadany przez archeologów, więc irlandzkie legendy mają tu duże pole do popisu. Tabliczka OPW informuje, że to zabytek sprzed 5000 lat i że nie wolno wchodzić po kamieniach na górę. Pewnie monument mógłby się od tego popsuć.




Na szczycie usypany jest dodatkowy kopczyk z kamieni. Zabranie stąd kamienia na pamiątkę przynosi podobno pecha. Natomiast przyniesienie z dołu kamienia ma przynieść szczęście. Zrzucam z plecaka swoje dwa kamienie, które tu wtaszczyłem - szczegóły tutaj. 



Na górze nieźle wieje, więc znajduję sobie zagłębienie i chowam się tam aby popatrzeć na widoki.



Leżę na szczycie neolitycznego grobowca, równie starego jak Newgrange, Carrowmore i Carrowkeel. Być może gdzieś pode mną znajduje się zasypane kamieniami wejście do tajemnego korytarza prowadzącego do groty, gdzie spoczywa szkielet mitycznej Królowej Medb. Archeologom nie chciało się tego sprawdzać, ja również nie mam zamiaru. W moim zagłębieniu jest całkiem wygodnie. 




Królowa Medb została pochowana w pozycji stojącej, żeby jej wrogowie widzieli ją z daleka. Dlatego kopiec jest tak wysoki i widać go z daleka.  



Lubię irlandzkie legendy, zwłaszcza takie zakręcone. Mityczna królowa Medb, o ile w ogóle istniała, zmarła około 2000 lat temu, a pochowano ją w grobowcu starszym o kolejne 2 tysiące lat. W pozycji stojącej :) Archeologia milczy w kwestii tego tajemniczego pochówku. 



Na górze wieje lodowaty wiatr. Kiedy wychodzi słońce jest całkiem ciepło. Na sąsiednich wzgórzach leży śnieg.




Szczyt Knocknarea był przez wieki używany jako miejsce na rytualne obrządki. Składano tu ofiary Słońcu, Księżycowi, Królowej Medb, zawierano związki, składano przysięgi. Pogaństwo ma się w tym rejonie wciąż dobrze. Poniżej ofiara z bażanta, którą prawdopodobnie jacyś współcześni neoCeltowie złożyli w dniu wiosennej równonocy.           



Koniec przerwy, pora wracać na dół.




czwartek, 25 kwietnia 2013

Atlantyckie plaże w Irlandii

Sezon urlopowy zbliża się wielkimi krokami, niektórzy pewnie zastanawiają się czy wybrać Grecję, Chorwację a może Malediwy. A może by tak do Irlandii?



Na dzisiejszych zdjęciach pokazuję tylko plaże oznaczone symbolem "blue flag" - to rodzaj wyróżnienia, które należy się miejscom z krystalicznie czystą wodą i przeczystym piaseczkiem oraz dobrze oznaczonym i chronionym przez doskonale wyszkolonych ratowników.



Temperatura wody nie ma tu nic do rzeczy. Plaża to plaża, jak się przyjeżdża nad Atlantyk, to trzeba trochę spodni zamoczyć.



Na lunch można zatrzymać się w jakiejś skalnej szczelinie i skosztować owoców morza.



Plaż o standardzie Blue Flag jest w Irlandii dość dużo, statystycznie co 20 kilometrów mamy tu coś takiego.



Wszystkie obrazki przedstawiają zachodnie wybrzeże Irlandii. Przyjemnego oglądania.
















wtorek, 23 kwietnia 2013

Na wyspach bezludnych - Blasket Islands

Na przystani Dunquin nie ma nikogo. O tej porze roku na wyspy Blasket łodzie pływają bardzo nieregularnie, bardzo dużo zależy od pogody. Czasem przez kilka tygodni fale i wiatr są zbyt duże, żeby te trzy mile przepłynąć. Aby dostać się na wyspy Blasket najlepiej wziąć tradycyjną wiosłową łódź currach. Mój przewodnik wyciąga z kieszeni klucz i odpina kłódkę.



Z portu Dunquin widać największą z wysp Blasket, której garb wznosi się wysoko nad oceanem. To za daleko, aby zobaczyć jakieś szczegóły, więc sięgam do kieszeni.

Opieram obiektyw aparatu o skałę ale to na nic, wiatr jest zbyt silny. Rozmazane trzy białe domki - to wszystko co udaje mi się zobaczyć. 



Ponad godzina ostrego wiosłowania i dobijamy do brzegu wyspy Great Blasket. Zmęczeni i mokrzy wyciągamy łódź na brzeg i docieramy do tych trzech białych domów, które widziałem z brzegu. Nikogo tu nie ma, domy są opuszczone. Wokół hula wiatr, pasą się owce i skaczą dzikie zające. Ostatni mieszkaniec wysp Blasket wyjechał stąd 17 listopada 1953 roku.




Hmmm... Upijam kolejny łyk kawy i patrzę przez okno snując swoje marzenia. Kiedyś to zrobię i popłynę na wyspy Blasket. Dam się wychłostać wiatrowi, przejdę się grzbietem klifów, obejrzę resztki domów opuszczonych ponad pół wieku temu. Zobaczę jak odpływa moja łódź i poszukam sobie schronienia na noc. Pewnie będę sam, bo nie znajdę drugiego takiego wariata. Póki co siedzę w Blasket Visitor Center i patrzę na wyspę Great Blasket przez szybę. Pomiędzy nami tylko 3 mile Atlantyku. Tylko tyle i aż tyle...




Wyspy Blasket były zamieszkane przez Irlandczyków, którzy nie znali w ogóle angielskiego. Niesamowita enklawa z własnym królem, który mieszkał w najwyżej położonej chacie. 30 domów, 170 osób. Do stałego lądu 3 mile, plus 5 mil do najbliższego księdza i 12 mil do najbliższego lekarza. Nigdy tu nie dotarła elektryczność. Rząd irlandzki nakazał ewakuację wyspy dla bezpieczeństwa jej mieszkańców.


Cywilizacja w XX wieku przyspieszyła a Wyspy Blasket zostały w tyle. Byle sztorm mógł przeszkodzić akuszerce w przyjęciu porodu, pomoc medyczna mogła nie zdążyć na czas. Od lat 30. ludzie stąd zaczęli wyjeżdżać do lepszego świata. Wielu wyspiarzy zamieniło swoje chaty na domy z gankiem na przedmieściach Springfield w Massachusetts, US. Reszta otrzymała od irlandzkiego rządu domy na lądzie z widokiem na swoją dawną wyspę. Blaskety stały się wyspami bezludnymi.




Tradycyjna chałupa na Blasketach miała tylko jedno wejście (bo silne wiatry) i dużą kuchnię, która służyła do tańców w czasie zabawy i do czuwania nad zwłokami w czasie zadumy (wake). Domy nie były kryte strzechą, bo słomy na wyspie nie było. Zamiast tego używano skór zwierzęcych lub morskiej trawy. Materace i poduszki wypchane były gęsimi piórami, przykrycie stanowiły koce z owczej wełny i patchworki z resztek różnych tkanin. Wiele mebli zrobionych było z drewna wyrzuconego przez fale. Pożywienia dostarczał ocean i małe poletka utworzone z piasku i wodorostów. Mimo surowych warunków nikt na Blasketach głodny nie chodził. Słodką wodę czerpano wprost ze źródła na wyspie. Czasem morze wyrzucało beczkę z winem - to był jedyny alkohol na wyspie. 



Wyspa Great Blasket była na tyle duża, że można było tam polować na ptaki i dzikie króliki i jednocześnie tak mała, że każda zatoczka i klif miały swoją nazwę. Każde pole również było nazwane. Kiedy patrzyłem na starą mapę wyspy nie mogłem uwierzyć, że cały świat tych ludzi był tak dokładnie nazwany, oznaczony i oswojony.



W Centrum Turystycznym Wysp Blasket można spędzić mnóstwo czasu, usłyszeć irlandzką mowę i nawet wziąć krótką lekcję języka. Z pewnością więcej tam można dowiedzieć się o życiu na Blasketach niż na samych wyspach, gdzie przecież nikt już nie mieszka. 



Film wyświetlany w sali kinowej pokazuje ludzi, którzy na Blasketach mieszkali. Mówią po irlandzku, napisy są po angielsku. Widzimy ostatniego człowieka, który tam się urodził. Teraz ma 72 lata. Widzimy ówczesnych rzemieślników, rybaków i poetów. Oglądamy świat, którego już nie ma. A trzy białe domki wciąż stoją. 



Poeci i pisarze pośród niepiśmiennych, rolnicy na kamiennych poletkach nawożonych wodorostami, rybacy którzy nie wiedzieli, że homary da się jeść a łososie da się sprzedać. 





Oglądam mapkę wyspy, zaznaczone są na niej domy ostatnich mieszkańców. Niektórzy z nich zostawili po sobie książki i tomiki. Niektóre z nich przetłumaczono na język angielski. 

Wikingowie w X wieku nazwali wyspy Blasket "niebezpiecznym miejscem". Mieszkańców ewakuowano dopiero tysiąc lat później. Tyle dzieli nas - współczesnych ludzi - od prawdziwej natury.

czwartek, 18 kwietnia 2013

James Joyce - geniusz czy pornograf

Rozwiązanie fotozagadki


Na zdjęciu konkursowym widoczne są okulary Jamesa Joyce'a. To fragment pomnika stojącego na ulicy Earl Street North przy skrzyżowaniu z O'Connel Street w Dublinie, kilkanaście metrów od Szpili.

Pomnik ustawiono w 1990 roku, kiedy ulice Henry Street i Earl Street North zamieniono na deptaki. Pomnik odsłonięto 16 czerwca w dniu Bloomsday, który jest świętem czytelników "Ulissesa" .  

Zagadkę jako pierwszy rozwiązał MINIO i do niego powędruje pakiet z nagrodami. Kolejna fotozagadka za miesiąc. Serdecznie zapraszam.
_________________________________________________________________

James Joyce pisał książki, których nikt nie czytał. Nie dostał Nagrody Nobla tak jak Yeats, Shaw, Beckett i Heaney. Zmarł pijany, ślepy i bez grosza. Jednak to właśnie on jest tym irlandzkim pisarzem, który wywarł największy wpływ na literaturę, malarstwo, muzykę i telewizję XX wieku.




Niektóre swoje rękopisy palił sam, zanim ktokolwiek je przeczytał. Po śmierci pisarza jego książki palono publicznie (USA), wciągano na listę utworów zakazanych (UK) i cenzurowano (Irlandia). Nakręcony na podstawie "Ulissesa" film był zakazany w Irlandii aż do 2000 roku z powodu nieobyczajnych scen. Inna książka Joyce'a "Finnegans Wake" uznana została za "najlepszą książkę, której nikt nie przeczytał". Poległ na niej nawet sam Maciej Słomczyński - zrezygnował z jej tłumaczenia na język polski.



Dublińczycy zilustrowani w jego powieści ochrzcili pomnik Joyce'a "the prick with the stick" czyli "dupek z laseczką". Joyce stoi na swoim własnym pomniku dumnie i wyniośle. Swoją postawą pokazuje, że ma własne zdanie na każdy temat i się z nim zgadza. Co więcej - ma gdzieś to, co powiedzą inni.  


Miał opinię aroganta, egocentryka, impertynenta, heretyka, zboczeńca i nihilisty. Wyemigrował z Irlandii w wieku 22 lat, ale w późniejszych książkach tak dokładnie zilustrował Dublin, jakby tu wciąż mieszkał. Podobno na podstawie książek dałoby się odbudować Dublin po wojnie, gdyby tu spadły jakieś bomby.



Więcej o śladach Joyce'a w Dublinie:
Ślady na trotuarze
W wieży Jamesa Joyce'a

wtorek, 16 kwietnia 2013

Fotozagadka na kwiecień

Zasady konkursu związanego z Dublinem są TUTAJ. Liczą się wyłącznie odpowiedzi umieszczane w komentarzach pod tym postem. 
Na razie komentarze są wyłączone, czas do namysłu jest do czwartku do godz. 21.00 czasu dublińskiego.

Co jest na poniższym zdjęciu?







Drobiazgi dla zwycięzcy:

1. CD zespołu The Corrs "Bez prądu"
2. CD "The Ballads and the Craic" - piosenki prosto z irlandzkiego pubu
3. CD zespołu ASLAN
4. Wisiorek z harfą do telefonu
5. Książeczka z irlandzkimi przysłowiami
6. Celtycki wieczny kalendarz

O CZYM JEST TEN BLOG

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...