Do apteki chodzi się po
leki. Ale nie w Irlandii. Tutejszy odpowiednik apteki to Pharmacy.
Byłem we wszystkich trzech
pharmacjach w mieście, w kilku w Navan, w Dublinie i w Cork. Każda jest
prywatna, jak każdy inny zwykły sklep. I tak jak w każdym sklepie – można w nich
znaleźć różne rzeczy. Niekoniecznie leki. Można oczywiście w takiej aptece
kupić lekarstwa przepisane przez lekarza, ale można również zaopatrzyć się w
inne produkty, które w polskich aptekach są raczej nieosiągalne.
Tutejsze apteki to nie są
punkty wydawania lekarstw osobom chorym przez ubrane w białe kitle panie
farmaceutki. Nierzadko irlandzcy farmaceuci po trzech latach swojej nauki
witają klienta w progu, biorą receptę i wskazują miejsce do posadzenia swojego
niekoniecznie chorego ego. Potem idą na zaplecze i wracają z lekiem zapakowanym
w papierową torebkę z nalepką z nazwiskiem pacjenta. Pytają, czy wszystko okej
i to na tyle. Czasem nawet się nie płaci, jak się ma Kartę Medyczną.
Jeżeli nie mamy recepty,
czyli – jesteśmy zdrowi i też mamy prawo wejść do farmacji – rozglądamy się po
półkach, bo jest tu samoobsługa, tylko czasem koszyków brak. Może maszynkę do
golenia, lakier, albo coś do opalania... A gdzie jest ten automat do
wywoływania zdjęć?
Coś mi się wydaje, że te
kilka irlandzkich farmacji, które odwiedziłem oprócz wydawania leków dla
chorych pomagają uchronić się przed chorobą. Bo wyobraźcie sobie w Polsce
sytuację, kiedy do apteki wchodzi gość i mówi „Kurdę, Ferdek jestem coś mi jest
a nie wiem co”. A pan aptekarz zaczyna od zmierzenia Ferdkowi ciśnienia i
jeszcze sprawdzi na miejscu cholesterol.
Profilaktyka w Irlandii
skupia się na trzech grupach zagrożonych chorobą: astma (od łupania kamieni na
budowach), cukrzyca (od słodyczy i innych słodkich rzeczy dostępnych w każdym
sklepie) oraz palaczy papierosów (jak w pubach nie palą, to nie znaczy, że nie
palą).
Idę do swojego Generalnego
Praktykanta (GP). Pyta jaki mam problem. Mówię, że chcę rzucić. To może
Nicorette? Ja mówię, że to szajs i mi nie smakuje. Kładę mu na biurko kartkę z
nazwą pożądanego leku. A, to, dobrze, zapiszę ci to. Szuka w jakimś katalogu
teleadresowym, sprawdza nazwę. Tylko przeczytaj dokładnie ulotkę. Wypisuje mi
receptę, którą realizuję 3 minut w dół rzeki bez kosztów, bo mam Medical Card.
Farmaceuta, Pakistańczyk, niosąc mi zapakowany w podpisaną moim nazwiskiem lek
kopertę pyta o Medical Card. Pokazuję i spływam kolejne 2 minuty w dół rzeki ze
swoimi tabletkami podobnymi do Viagry, które działają odwrotnie, w sam raz dla
emigranta.
Szacowni mieszkańcy Wyspy,
którzy mają to szczęście tu się urodzić i to nieszczęście jeszcze pracować w
pełnym etacie, chociaż mają skończone 70 lat - mają wszystkie leki za darmo. Na
zdrowie, staruszkowie.
Poniżej skrócona oferta
odwiedzonych przeze mnie irlandzkich aptek – farmacji. Pamiętajcie, że chodzi
tu o zachowanie zdrowia, a nie tylko leczenie choroby:
Dział samoobsługowy:
Witaminy
Syropy na kaszel
Płyny po goleniu
Ramki do obrazków
Specyfiki na opalanie
Lakiery do paznokci,
szminki
Aparaty do mierzenia
ciśnienia
Maszyna do pomiaru wzrostu
i wagi
Wywoływanie zdjęć z
własnych kart pamięci
Urządzenia do usuwania
zbędnego owłosienia
Rowery na chodzie (nie,
żartowałem, to było kiedyś)
Paracetamol, ale tylko
jedno opakowanie, więcej na raz kupić nie można
Za ladą:
Recepty od Generalnego Praktykanta
Ewentualne wątpliwości,
pytania, wywiady
Wywiad z irlandzkim farmaceutą
Ja: Co mogę tu kupić bez
recepty?
Farmaceuta: środki
przeciwbólowe, syropy na kaszel, kremy, szampony, farby do włosów, lakiery do
paznokci, okulary przeciwsłoneczne, możesz wywołać swoje zdjęcia i je
powiększyć, mamy też różne ramki do zdjęć.
Ja: A co jest na receptę?
Farmaceuta: Wszystko, co
ci przepisze GP.
Ja: Czego najczęściej
poszukują Polacy?
Farmaceuta: Leków na
przeziębienie, ziołowych i homeopatycznych, oraz na zgagę i bóle żołądka.
Ja: Czy wiesz, że w Polsce
jest dużo większy wybór leków?
Farmaceuta: Tak, Polacy
pytają o leki, których tu nie znamy, ale mamy leki, których działanie jest
podobne, wystarczy spojrzeć na skład leku. Na przykład leki zobojętniające na
sprawy żołądkowe, dla kobiet ciężarnych albo dla dzieci. Podobno macie
kilkanaście różnych żeli dla ząbkujących dzieci – u nas są tylko trzy i
wszystkie działają tak samo.
Ja: Jak traktujecie pacjentów?
Farmaceuta: Każdy nasz
pacjent jest ważny.
Ja: Mam na myśli
procedury.
Farmaceuta: Jeżeli nasz
pacjent chodzi do naszej pharmacy, to mamy jego historię w komputerze. Wiemy,
na co jest uczulony, jakie może mieć skutki uboczne i czego nie powinien
dostać. Przestrzegamy tego, bo pacjent jest dla nas bardzo ważny. Chcemy go
leczyć jak najlepiej.
Ja: A jeżeli pacjent się
przeprowadzi i zmieni aptekę?
Farmaceuta: To kolejna
apteka nie wie nic o nim.
Ja: To co on ma robić ze
swoim zdrowiem?
Farmaceuta: Powinien to
wiedzieć jego nowy GP, który przeczytał dokumentację od poprzedniego GP, którą
należy przesłać w razie zmiany zamieszkania.
Ja: A co z przewlekle
chorymi?
Farmaceuta: Jest program
Drug Payment Scheme (Program Opłaty za Leki), który umożliwia dalsze leczenie
rodzinie, w której wydano na leki więcej niż 85 euro w ciągu miesiąca, za
darmo.
Ja: Czyli rodzina, w
której są małe zarobki i jest dużo chorób nie płaci za lekarstwa?
Farmaceuta: Właśnie tak
jest.
Ja: A cukrzycy? Narkomani?
Farmaceuta: Cukrzycy mają
specjalne książeczki na bezpłatną insulinę. Narkomani mogą dostawać za darmo
swój methadon codziennie, o ile się codziennie do mnie zgłoszą.
Ja: Jaki mam czas na
zrealizowanie recepty?
Farmaceuta: Pół roku.
Ja: A ile masz czasu na
lunch?
Farmaceuta: A co to jest
lunch?