czwartek, 25 lutego 2010

Moynalty - prawdziwa wieś

wtorek, 23 lutego 2010

Irlandzka recesja w reklamie

Ostatnio spodobała mi się taka reklama radiowa.
Dialog typu przychodzi pracownik do szefa.

- Witaj John, mam dla ciebie złe wieści.
- OK.
- Wiem, że masz kredyt mieszkaniowy, kłopoty finansowe i dziecko w drodze, ale obawiam się, że muszę cię zwolnić.
- O, nie ma sprawy.
- Poza tym nie zapłacimy ci za dwa ostatnie miesiące pracy.
- W porządku.
- I jeszcze nie będziesz mógł przychodzić do pubu w piątki wieczorem.
- CO? NIE! PROSZĘ! Nie możecie mi tego zrobić!!!
- Przykro mi.
(tu idzie adres pubu gdzieś w Dublinie).

Jaskinie - najciemniejsze miejsca w Irlandii

Irlandzkie jaskinie są przeważnie wykonane z wapienia, bo to właśnie wapień odwiecznie konkuruje z wodą, której u nas na wyspie dostatek. Efekty tej rywalizacji możemy podziwiać na dnie naszych czajników albo właśnie w irlandzkich jaskiniach. Trzy z nich poniżej za chwilę przedstawię.
  
Jako stały bywalec jaskiń przypomnę na wstępie, że te miejsca są położone z dala od słońca, więc oglądanie ich musi się odbywać w towarzystwie żarówek oraz przewodników, bo bez nich byśmy pewnie zabłądzili, co więcej – w obecnych czasach w ogóle byśmy tam nie weszli. Wszystkie jaskinie w Irlandii zostały już odkryte, więc zwiedzanie na własną rękę i bez biletu jest mocno utrudnione.
  
Udostępnienie jaskiń nie jest proste, trzeba zainstalować sporo udogodnień. Wybudować budynki, gdzie sprzedaje się bilety, pokazuje zdjęcia, filmy i ludzkie kości, podaje się kawę ze śmietanką i ciastka, wydrukować ulotki, żeby ktoś tu przyjechał. Nazwać to wszystko i nadać odpowiedni klimat i kolory.
  
W jaskiniach jest zawsze zimno i wilgotno, dlatego należy przestrzec zwiedzających, że mają założyć odpowiednie obuwie, zostawić wózki inwalidzkie na zewnątrz i ciepło się ubrać. Dobrze jest poinformować ludzi, że woda kapiąca ze stropu tworzy stalaktyty. Woda kapiąca do dołu tworzy stalagmity a jak jeden taki z drugim się połączą to powstaje stalagnat o wysokości np. 5 metrów i to jest wyjaśnienie, że bilet tyle kosztował a jaskinia ma co najmniej 350 milionów lat. Dobrze jest też nazwać poszczególne etapy wycieczki: Sala Główna, Sala Kryształowa, Sala Wodospadu.
  
1. Dunmore Cave w hrabstwie Kilkenny została odkryta w XVII wieku przez pasterza, który zaganiając swoje owce zobaczył, że jedna z nich nagle zapada się pod ziemię i znika na dobre. W trakcie późniejszych badań archeologicznych ustalono na podstawie odnalezionych pozostałości, że w tym miejscu Wikingowie dokonali w X wieku masakry na miejscowych mieszkańcach, którzy przed nimi się schronili - jak się okazało – na próżno. Ale dzięki ich licznym kościom wiemy teraz, że przed słynną owcą z XVII wieku dało się tam też wejść, a nie tylko wpaść.
 
Obecnie do wnętrza jaskini prowadzą długie schody, a na górze w centrum turystycznym jest kawiarnia, sala projekcyjna oraz eksponaty i zdjęcia. Czas zwiedzania – około godziny. Jaskinia została wzięta pod opiekę państwa w 1940 roku. Drabinki, ścieżki i oświetlenie zainstalowano w latach siedemdziesiątych.
 
Część udostępniona zwiedzającym nie jest duża, miałem wrażenie, że do wyjścia jest ciągle blisko. W najniższym punkcie jaskini (46 metrów poniżej wejścia) przewodnik pokazał zalany wodą korytarz opowiadając jak on sam wraz z grupą nurków-speleologów penetrował kilkakrotnie dalsze korytarze. Ponoć jaskinie ciągną się dalej jeszcze przez dobrych kilkaset metrów i jest tam pięknie, ale ze zrozumiałych powodów nie dane nam było tego zobaczyć.
  
Niektóre źródła wspominają, że grupa angielskich żołnierzy ścigająca irlandzkich  „rebeliantów” weszła do jaskini i nigdy z niej nie wyszła. Dunmore Cave słynie z najokazalszych w Irlandii kształtów uformowanych z kalcytu. Być może Anglicy zatracili się na kontemplacji kamiennych nawisów… W jaskini Dunmore dostępne są ulotki po polsku. Zafoliowane.
  
2. Aillwee Cave w hrabstwie Burren odkrył w 1940 roku farmer Jacko McGann. Zaprowadził go tu jego pies ścigający królika. Pan McGann nikomu nie powiedział o swoim znalezisku aż do 1973 roku. Nie wiadomo również z kim i po co chodził do swojej pustelni w Burren przez te 33 lat ani dlaczego nie jest ona teraz nazywana tylko jego imieniem. Za to ulotki sławiące Aillwee Cave jako największą atrakcję płaskowyżu Burren leżą niemal w każdym pensjonacie B&B promieniu trzech hrabstw.
 
Bardziej znana nazwa jaskini - Aillwee - wywodzi się od słów „żółty klif” albo od słowa „niedźwiedź”, w zależności z jakiego języka tłumaczyć. Szczątki niedźwiedzia to jeden z pierwszych przystanków w wędrówce po jaskini. Już dwa lata po ujawnieniu jaskini rozpoczęły się prace umożliwiające udostępnienie jej dla zwiedzających (Już dwa lata po ujawnieniu jaskini zaczęto montować oświetlenie, żeby na tym zarabiać). Korytarz prowadzący w głąb wzgórza na Burren ma ponad kilometr długości. W 1/3 odległości przewodnik dziękuje za wspólnie spędzoną wycieczkę i pokazuje drogę wyjściową – 250 metrowy idealnie prosty chodnik wykuty w skale specjalnie po to, żeby nie wracać tą samą trasą. Tam idzie już kolejna wycieczka.
   
Po wyjściu z jaskini można się zrelaksować w pobliskim Burren Bird of Prey Centre (dodatkowy bilet), czyli w ptasiej świątyni. Nietoperze jako ssaki zostają w jaskini a tu podziwiać możemy jastrzębie, sowy, orły, sępy i sokoły. Po oglądaniu w głębi góry elektrycznie podświetlanych ciemności widok ptaków na bezchmurnym niebie może być kojący.
 
3. Marble Arch Caves w hrabstwie Fermanagh leży na terytorium Wielkiej Brytanii. Uwzględniając kalendarz z ostatnich 350 milionów lat można jednak uznać, że jest to stara irlandzka dziura w ziemi. Odkryta została w 1895 roku przez pioniera speleologii na świecie - Édouarda-Alfred Martela. 90 lat później oficjalnie ją otwarto, a w 2008 roku stała się wraz z pobliskimi górskimi obszarami pierwszym międzynarodowym Geoparkiem na świecie. Wycieczka z przewodnikiem trwa 75 minut.
  
Oglądanie stalaktytów i stalagmitów oraz podziemnych wodospadów, które znalazły się na liście UNESCO nie różni się od podziwiania podobnych podziemnych nacieków sprzed 350 milionów lat, które widziałem w poprzednich jaskiniach. Jednak główną atrakcją jaskini Marble Arch jest podróż łodzią po podziemnej rzece.
 
Nie mogę się rozdwoić więc wykorzystuję tu fotkę ze strony Marble Arch.

Łódka na podziemnej rzece Claddagh River w Jaskini Marmurowego Łuku ma napęd elektryczny, jak wszystko tu pod ziemią. Ale ja zamykam oczy i wyobrażam sobie, jak Édouard-Alfred Martel i jemu podobni 100 lat temu ze świecami i flarami z magnezji odkrywali te zakątki Irlandii. Nie wiedzieli jaki zwierz z zębami wyskoczy na nich z ciemności i dokąd ta dziura w ziemi prowadzi. Nie zdawali też sobie sprawy, że kolejny gość za ileś tam lat wyjdzie z takiej jaskini i powie „nic takiego”.
  
Jeżeli ktoś marudzi, bo na głowę ciągle mu pada irlandzki deszcz, to zapraszam do jaskiń. Tam dowiecie się od przewodnika, że po trzech dniach przebywania w całkowitym mroku można pod powiekami zobaczyć wszystkie swoje poprzednie wcielenia a po miesiącu ciemności, picia wody ze skał i gryzienia kości nietoperzy i niedźwiedzi można zwariować. Wtedy może docenicie, że żyjecie na powierzchni ziemi i możecie zrobić wszystko co chcecie :)

sobota, 20 lutego 2010

Zagadka zielonej wyspy

W środku lutego zrobiłem kilka zdjęć ukazujących fragmenty Zielonej Wyspy. Mam nadzieję, że tym, którzy tu nie byli wyjaśnią one, dlaczego Irlandia jest tak nazywana, mimo, że bardzo mało tu lasów.

Przeciętny irlandzki zimowy lasek w lutym nie różni się za bardzo od polskiego lasku, tyle, że nie ma w nim śniegu.



Ale wystarczy z niego się wydostać pokonując drut kolczasty, żeby zobaczyć zielone pastwiska. 

Na drzewach pojawiają sie pąki. 



Zawsze zielone iglaste drzewa, które są w ogrodach, przy ulicach, na cmentarzach. I zawsze zielona trawa.

Bluszcz otaczający drzewa i kamienne murki. Mchy i porosty obecne na kamieniach i zwalonych drzewach.








Nie mógłbym zapomnieć o palmach. Naprawdę tu są przed wieloma domami.



Kolor zielony jest tu wszechobecny. I wszystkie odcienie zieleni możecie tu spotkać o każdej porze roku. Wiem, co mówię, bo wiosnę, lato, jesień i zimę już tu spędziłem. I dlatego zielony kolor z TEGO bloga nie zniknie.

Tu więcej zielonych zdjęć zrobionych wczoraj.
Aha, tych zdjęć nie robiłem już telefonem :)

czwartek, 18 lutego 2010

Kildemock Jumping Church

Skaczący kościół nie jest tym, czego wierni spodziewają się idąc na mszę. Jednak nie kościołami tu się zajmuję, tylko irlandzkimi ruinami i starymi kamieniami, więc dziś bardzo tajemnicza ruina w najmniejszym hrabstwie Irlandii.
  
Kościół, który w XIV wieku zbudowano w hrabstwie Louth nazwany został imieniem Cill Diomoc, człowieka którego na próżno teraz szukać w zastępach świętych, chociaż był uczniem Św. Patryka. 100 lat później kościół w Kildemock znalazł się pod opieką Templariuszy, podobno bywał tu sam seneszal - zastępca Wielkiego Mistrza Zakonu. Minął kolejny wiek i kościół przejął Zakon Kawalerów Maltańskich a dokładniej Suwerenny Rycerski Zakon Szpitalników św. Jana Jerozolimskiego z Rodos i z Malty. Mimo, że istnieją do dziś i mają swoją walutę to o tym kościele kawalerowie rycerze dawno zapomnieli.
  
Obecną nazwę czyli Jumping Church kościół zyskał dopiero w XVIII wieku. Porzucony przez wszystkie święte zakony Europy, położony z dala od ludzkich siedzib, zaniedbany i pozbawiony dachu stał się zwykłym wiejskim cmentarzem, gdzie grzebano wszystkich jak leci.
  
Jednym z wielu ludzi tu pochowanych był facet, który urodził się jako katolik, ale po ślubie z piękną protestantką zmienił wiarę i stał się również protestantem. Kilka lat później potem zginął spadając z rusztowania a potem go pochowano pod szczytową ścianą zrujnowanego kościoła w Kildemock. Młoda wdowa przyszła następnego dnia ze świeżymi kwiatami ale grobu swojego męża już nie ujrzała. Kamienna ściana zmieniła swoje położenie w taki sposób, żeby szczątki protestanta nie leżały w obrębie starego katolickiego sanktuarium. Tak mówi lokalna legenda.
  
Jak było naprawdę? Archeolodzy zainteresowali się tą legendą w 1953 roku i stwierdzili, że rzeczywiście kilkutonowa kamienna ściana w jakiś sposób przemieściła się o metr w stosunku do pierwotnego położenia. Z racji wykonywanego zawodu odrzucili wyżej wspomniany nadnaturalny powód jak również inną propozycję podtrzymywaną przez miejscowych, że jakoby mur został przesunięty w wyniku strasznej burzy w dniu Matki Boskiej Gromnicznej 2 lutego 1715 roku. Nauka nie dała jeszcze wystarczającej odpowiedzi na to dziwo.
  
Tymczasem legenda ma się dobrze chociaż mało kto tu zagląda, dziwnie pochylona ściana już więcej się nie porusza a sensownego wyjaśnienia wciąż nie ma. W 2015 roku odbędzie się tu uroczystość upamiętniająca trzechsetną rocznicę cudu w Kildemock. W dniu Candlemas Day - MB Gromnicznej czyli 2 lutego.

środa, 10 lutego 2010

Castlekeeran - celtyckie krzyże



Celtyckie krzyże w Castlekeeran to jedno z takich miejsc, których trzeba dobrze poszukać. Dość stara tabliczka przy drodze ostatniej kategorii pokazuje na leżące obok gospodarstwo. Należy sforsować ogrodzenie i wstrzymać oddech na czas przejścia obok pryzm z nawozem. Mieszkający tu ludzie są przyzwyczajeni, że czasem ktoś przejdzie przez ich łąkę.

Widoczna w oddali kępa krzaków z drzewem pośrodku otoczona jest murkiem z owcoodpornymi schodkami. Znajdują się tam 1000-letnie wysokie krzyże oraz kamienie rzeźbione pismem wcześniejszym od łaciny.




Legenda, którą można teraz usłyszeć tylko z ust miejscowych albo znaleźć w necie głosi, że św. Columban chciał ukraść jeden z krzyży i zabrać go do swojej kolekcji w Kells, ale św. Ciaran go na tym przyłapał. Columban wypuścił kamienny krzyż w locie. Było to mniej więcej przed chrzestem Polski. Spadający kamienny krzyż trafił w rzekę Blackwater i tam tkwił, aż do czasu, kiedy napisał o tym przewodnik Pascala. Szukałem go długo, aż zapytałem Niamh. Farmerka powiedziała mi, że krzyż z rzeki przeniesiono dwa lata temu na cmentarz, do innych krzyży. Spóźniłem się...

W tym miejscu odwiedzanym głównie przez okoliczne ptactwo stoi kamień z wyrytymi symbolami. To pismo ogamiczne, zastąpione jakiś czas później przez łacinę. Kółka i kreski na jednej osi. Pismo ogamiczne wyszło z użycia około VII w. Tego nikt teraz nie umie przeczytać.

   

Inskrypcja w języku Ogham na kamieniu z Castlekeeran głosi:„COVAGNI MAQI MUCOI LUGUNI”. Przeszukałem cały net, nie znalazłem odpowiedzi, co to właściwie oznacza...



poniedziałek, 1 lutego 2010

Zagadka zapasowego klucza

Ostatnio zacząłem miewać schizy. Kiedy wysiadam z samochodu i widzę pod nogami kratkę ściekową, mocniej ściskam w garści klucz. Jak mi wpadnie do tej kratki,to leżę i kwiczę. Mam tylko jeden klucz.

Kiedy z drugiej ręki (ale pierwszej od nowości) kupowałem auto i nie dostałem drugiego klucza, wcale się nie zdziwiłem, cena była dobra, zresztą po co mi dwa klucze, każdy może jeden zgubić, a jakoś nie podejrzewałem Adraina, że zostawił sobie ten dodatkowy, żeby mi potem ukraść auto.

Ostatnio zacząłem pytać znajomych, ile mają kompletów kluczy. Każdy miał tylko JEDEN! Dopiero wczoraj spotkałem kogoś, kto miał dwa, a auto w tym samym wieku. Więc jednak to nie spisek! Muszę popytać gdzieś w większym mieście, czy w ogóle da się dorobić zwykły klucz bez immobilizera. Mam nadzieję, że się da, bo inaczej kratki ściekowe staną się moją zmorą.

Z kluczem do domu jest prościej - i łatwiej dorobić, i ktoś jeszcze na pewno ma, najwyżej się poczeka, aż wróci ze szkoły, czy z pracy. Ale samochodu na krótko nie umiem odpalać, a szyby szkoda.
 
Gdzie się podziewają zapasowe klucze do używanych irlandzkich aut?

O CZYM JEST TEN BLOG

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...