Bookmaker - bukmacher czyli to, co Irlandczycy lubią najbardziej (przed pójściem do pubu).
Pracujący i niepracujący z
miast i wsi starają się zwiększyć swój dochód dzięki zakładom sportowym (bets).
Czasem też pomniejszają, ale oni są tego świadomi i wcale się nie zrażają. Jak
i na całym świecie – jak ktoś zaczął grać i coś wygrał, a do tego uważa, że zna
się na piłce (koniach, psach, polityce), albo przynajmniej zna kogoś, kto się
na tym zna, to trudno mu się powstrzymać w sytuacji, kiedy jest jasna sprawa,
kto wygra. Na tym wygrywają głównie firmy bukmacherskie, o czym powszechnie
wiadomo.
Mieszkańcy mają do wyboru
wiele firm oferujących duże wygrane. Moją dzisiejszą wycieczkę ilustrują fotki
z dwóch takich salonów.
Na monitorach głównie
konie i przeważnie z torów brytyjskich. Przygotowanie do startu, rozmowy z
dżokejami, właścicielami koni, sama gonitwa, powtórki, fotokomórka - kto
pierwszy zerwał sznurka, powtórnie powtórki, tabele. Czasem na sąsiednich
monitorach są cztery różne gonitwy w różnych fazach zaawansowania.
W przeciętnym wiejskim
bookmacherze jest około 30 monitorów. Wystarczająca ilość, żeby zorientować się,
że człowiek mało zorientowany w temacie powinien zatrzymać swoje pieniądze dla
żony, dzieci i siebie. No chyba, że się zna. Ja znam niestety tylko osoby,
które stawiając 5 euro na 6 kolejnych meczów zabierają z kasy 50 euro, więc ograniczam
się do robienia zdjęć. Bo znam też takich, co wygrali tylko raz, a płacą
regularnie co tydzień.
Wyścigi psów są bardzo
krótkie – idąc do automatu po kawę można je przegapić. Psy biegną tylko jedno
okrążenie i nikt na nich nie siedzi, ale ponieważ są szybsze to hamują przez
kolejne pół okrążenia i potem wyglądają jakoś niewyraźnie, jak wyjęte psu z
gardła. Trudno zrobić im ostre zdjęcie.
Mecze piłki nożnej, rugby
i futbolu irlandzkiego trwają za długo, nikt tyle czasu tu nie siedzi, bo krowy
muczą i trzeba je wydoić, więc przez cały czas różnych monitorach są
wyświetlane tylko tabele wyników. Swoje wyniki panowie zapisują na karteczkach,
które potem w wiadomych sytuacjach rzucają na ziemię. Przez to zakłady
bukmacherskie mają najbardziej zaśmiecone podłogi w mieście.
Zakład bukmacherski jest
miejscem dość ciepłym i nie wymagającym typowego „hajhałarja” i "nobada nobada" przy wchodzeniu.
Każdy gracz zapatrzony jest w swój kupon oraz w ekrany monitorów. Można
popatrzeć w telewizory, napić się kawy, zagrzać się, porobić zdjęcia,
porozmawiać z paniami zza kontuaru. Zresztą jedynymi paniami w tym miejscu.
Można wejść i wyjść i nikt nie zauważy.
Można się rozwalić na
wygodnym do przesady fotelu, zapaść w drzemkę, obudzić się na wyścig psów,
który trwa około 30 sekund, zalać się kawą, zerknąć w prawo i obejrzeć kawałek
światowego snookera.
Przedmiotem zakładów są
nie tylko konkurencje sportowe. Można stawiać na kandydatów w wyborach, na
wyniki giełdy i gier liczbowych, w tym lotto (nie biorąc w lotto wcale
udziału), można typować kto wygra najbliższy odcinek tańca na lodzie, kto
zostanie człowiekiem roku, sportu i tak dalej. Zakłady bukmacherskie w tym mieście
nie mają wywieszonych godzin otwarcia. Zainteresowani wiedzą, kiedy przyjść.
Zawsze mogą obstawić coś przez Internet. Ewentualnie następnego dnia mogą
przeczytać swój wynik w specjalnej gazecie wydawanej codziennie i wywieszanej
jak ściana długa i szeroka (ta ściana bez monitorów).
Ogólnie na wyspach brytyjskicj i Irlandii jest ogromna liczba graczy. Bukmacherzy najwięcej przychodów mają z tych rynków.
OdpowiedzUsuńFajnie napisane
OdpowiedzUsuńZakłady bukmacherskie mogą być dla jednych dość dobrym źródłem dodatkowych dochodów, a dla drugich fajnym sposobem na spędzenie miło czasu. Ja zazwyczaj obstawiam mecze na zwycięzcę spotkania u bukmachera https://www.iforbet.pl/zaklady-bukmacherskie który moim zdaniem ma najlepsze mnożniku kursu z dostępnych u nas w kraju.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy wpis. Jestem pod wrażeniem !
OdpowiedzUsuńJak dla mnie świetny wpis. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń