KARTY
▼
czwartek, 25 lutego 2010
wtorek, 23 lutego 2010
Irlandzka recesja w reklamie
Ostatnio spodobała mi się taka reklama radiowa. 
Dialog typu przychodzi pracownik do szefa.
- Witaj John, mam dla ciebie złe wieści.
- OK.
- Wiem, że masz kredyt mieszkaniowy, kłopoty finansowe i dziecko w drodze, ale obawiam się, że muszę cię zwolnić.
- O, nie ma sprawy.
- Poza tym nie zapłacimy ci za dwa ostatnie miesiące pracy.
- W porządku.
- I jeszcze nie będziesz mógł przychodzić do pubu w piątki wieczorem.
- CO? NIE! PROSZĘ! Nie możecie mi tego zrobić!!!
- Przykro mi.
(tu idzie adres pubu gdzieś w Dublinie).
Dialog typu przychodzi pracownik do szefa.
- Witaj John, mam dla ciebie złe wieści.
- OK.
- Wiem, że masz kredyt mieszkaniowy, kłopoty finansowe i dziecko w drodze, ale obawiam się, że muszę cię zwolnić.
- O, nie ma sprawy.
- Poza tym nie zapłacimy ci za dwa ostatnie miesiące pracy.
- W porządku.
- I jeszcze nie będziesz mógł przychodzić do pubu w piątki wieczorem.
- CO? NIE! PROSZĘ! Nie możecie mi tego zrobić!!!
- Przykro mi.
(tu idzie adres pubu gdzieś w Dublinie).
Jaskinie - najciemniejsze miejsca w Irlandii
Irlandzkie jaskinie są przeważnie wykonane z wapienia, bo
 to właśnie wapień odwiecznie konkuruje z wodą, której u nas na wyspie 
dostatek. Efekty tej rywalizacji możemy podziwiać na dnie naszych 
czajników albo właśnie w irlandzkich jaskiniach. Trzy z nich poniżej za 
chwilę przedstawię. 
Nie mogę się rozdwoić więc wykorzystuję tu fotkę ze strony Marble Arch.
Łódka na podziemnej rzece Claddagh River w Jaskini Marmurowego Łuku ma napęd elektryczny, jak wszystko tu pod ziemią. Ale ja zamykam oczy i wyobrażam sobie, jak Édouard-Alfred Martel i jemu podobni 100 lat temu ze świecami i flarami z magnezji odkrywali te zakątki Irlandii. Nie wiedzieli jaki zwierz z zębami wyskoczy na nich z ciemności i dokąd ta dziura w ziemi prowadzi. Nie zdawali też sobie sprawy, że kolejny gość za ileś tam lat wyjdzie z takiej jaskini i powie „nic takiego”.
sobota, 20 lutego 2010
Zagadka zielonej wyspy
W środku lutego zrobiłem kilka zdjęć ukazujących 
fragmenty Zielonej Wyspy. Mam nadzieję, że tym, którzy tu nie byli 
wyjaśnią one, dlaczego Irlandia jest tak nazywana, mimo, że bardzo mało 
tu lasów.
Przeciętny irlandzki zimowy lasek w lutym nie różni się za bardzo od polskiego lasku, tyle, że nie ma w nim śniegu.
 
 
Ale wystarczy z niego się wydostać pokonując drut kolczasty, żeby zobaczyć zielone pastwiska.
Na drzewach pojawiają sie pąki.
Przeciętny irlandzki zimowy lasek w lutym nie różni się za bardzo od polskiego lasku, tyle, że nie ma w nim śniegu.
Ale wystarczy z niego się wydostać pokonując drut kolczasty, żeby zobaczyć zielone pastwiska.
Na drzewach pojawiają sie pąki.
Zawsze zielone iglaste drzewa, które są w ogrodach, przy ulicach, na cmentarzach. I zawsze zielona trawa.
Bluszcz otaczający drzewa i kamienne murki. Mchy i porosty obecne na kamieniach i zwalonych drzewach.
Nie mógłbym zapomnieć o palmach. Naprawdę tu są przed wieloma domami.
Kolor zielony jest tu wszechobecny. I wszystkie odcienie zieleni możecie tu spotkać o każdej porze roku. Wiem, co mówię, bo wiosnę, lato, jesień i zimę już tu spędziłem. I dlatego zielony kolor z TEGO bloga nie zniknie.
Tu więcej zielonych zdjęć zrobionych wczoraj.
Aha, tych zdjęć nie robiłem już telefonem :)
czwartek, 18 lutego 2010
Kildemock Jumping Church
Skaczący kościół nie jest tym, czego
 wierni spodziewają się idąc na mszę. Jednak nie kościołami tu się 
zajmuję, tylko irlandzkimi ruinami i starymi kamieniami, więc dziś 
bardzo tajemnicza ruina w najmniejszym hrabstwie Irlandii. 
  Kościół,
 który w XIV wieku zbudowano w hrabstwie Louth nazwany został imieniem 
Cill Diomoc, człowieka którego na próżno teraz szukać w zastępach 
świętych, chociaż był uczniem Św. Patryka. 100 lat później kościół w 
Kildemock znalazł się pod opieką Templariuszy, podobno bywał tu sam 
seneszal - zastępca Wielkiego Mistrza Zakonu. Minął kolejny wiek i 
kościół przejął Zakon Kawalerów Maltańskich a dokładniej Suwerenny 
Rycerski Zakon Szpitalników św. Jana Jerozolimskiego z Rodos i z Malty. 
Mimo, że istnieją do dziś i mają swoją walutę to o tym kościele 
kawalerowie rycerze dawno zapomnieli.
 
Kościół,
 który w XIV wieku zbudowano w hrabstwie Louth nazwany został imieniem 
Cill Diomoc, człowieka którego na próżno teraz szukać w zastępach 
świętych, chociaż był uczniem Św. Patryka. 100 lat później kościół w 
Kildemock znalazł się pod opieką Templariuszy, podobno bywał tu sam 
seneszal - zastępca Wielkiego Mistrza Zakonu. Minął kolejny wiek i 
kościół przejął Zakon Kawalerów Maltańskich a dokładniej Suwerenny 
Rycerski Zakon Szpitalników św. Jana Jerozolimskiego z Rodos i z Malty. 
Mimo, że istnieją do dziś i mają swoją walutę to o tym kościele 
kawalerowie rycerze dawno zapomnieli.
  Obecną
 nazwę czyli Jumping Church kościół zyskał dopiero w XVIII wieku. 
Porzucony przez wszystkie święte zakony Europy, położony z dala od 
ludzkich siedzib, zaniedbany i pozbawiony dachu stał się zwykłym 
wiejskim cmentarzem, gdzie grzebano wszystkich jak leci.
 
Obecną
 nazwę czyli Jumping Church kościół zyskał dopiero w XVIII wieku. 
Porzucony przez wszystkie święte zakony Europy, położony z dala od 
ludzkich siedzib, zaniedbany i pozbawiony dachu stał się zwykłym 
wiejskim cmentarzem, gdzie grzebano wszystkich jak leci. 
  Jednym
 z wielu ludzi tu pochowanych był facet, który urodził się jako katolik,
 ale po ślubie z piękną protestantką zmienił wiarę i stał się również 
protestantem. Kilka lat później potem zginął spadając z rusztowania a 
potem go pochowano pod szczytową ścianą zrujnowanego kościoła w 
Kildemock. Młoda wdowa przyszła następnego dnia ze świeżymi kwiatami ale
 grobu swojego męża już nie ujrzała. Kamienna ściana zmieniła swoje 
położenie w taki sposób, żeby szczątki protestanta nie leżały w obrębie 
starego katolickiego sanktuarium. Tak mówi lokalna legenda.
 
Jednym
 z wielu ludzi tu pochowanych był facet, który urodził się jako katolik,
 ale po ślubie z piękną protestantką zmienił wiarę i stał się również 
protestantem. Kilka lat później potem zginął spadając z rusztowania a 
potem go pochowano pod szczytową ścianą zrujnowanego kościoła w 
Kildemock. Młoda wdowa przyszła następnego dnia ze świeżymi kwiatami ale
 grobu swojego męża już nie ujrzała. Kamienna ściana zmieniła swoje 
położenie w taki sposób, żeby szczątki protestanta nie leżały w obrębie 
starego katolickiego sanktuarium. Tak mówi lokalna legenda. 
  Jak
 było naprawdę? Archeolodzy zainteresowali się tą legendą w 1953 roku i 
stwierdzili, że rzeczywiście kilkutonowa kamienna ściana w jakiś sposób 
przemieściła się o metr w stosunku do pierwotnego położenia. Z racji 
wykonywanego zawodu odrzucili wyżej wspomniany nadnaturalny powód jak 
również inną propozycję podtrzymywaną przez miejscowych, że jakoby mur 
został przesunięty w wyniku strasznej burzy w dniu Matki Boskiej 
Gromnicznej 2 lutego 1715 roku. Nauka nie dała jeszcze wystarczającej 
odpowiedzi na to dziwo.
 
Jak
 było naprawdę? Archeolodzy zainteresowali się tą legendą w 1953 roku i 
stwierdzili, że rzeczywiście kilkutonowa kamienna ściana w jakiś sposób 
przemieściła się o metr w stosunku do pierwotnego położenia. Z racji 
wykonywanego zawodu odrzucili wyżej wspomniany nadnaturalny powód jak 
również inną propozycję podtrzymywaną przez miejscowych, że jakoby mur 
został przesunięty w wyniku strasznej burzy w dniu Matki Boskiej 
Gromnicznej 2 lutego 1715 roku. Nauka nie dała jeszcze wystarczającej 
odpowiedzi na to dziwo. 
  Tymczasem
 legenda ma się dobrze chociaż mało kto tu zagląda, dziwnie pochylona 
ściana już więcej się nie porusza a sensownego wyjaśnienia wciąż nie ma.
 W 2015 roku odbędzie się tu uroczystość upamiętniająca trzechsetną 
rocznicę cudu w Kildemock. W dniu Candlemas Day - MB Gromnicznej czyli 2 lutego.
 
Tymczasem
 legenda ma się dobrze chociaż mało kto tu zagląda, dziwnie pochylona 
ściana już więcej się nie porusza a sensownego wyjaśnienia wciąż nie ma.
 W 2015 roku odbędzie się tu uroczystość upamiętniająca trzechsetną 
rocznicę cudu w Kildemock. W dniu Candlemas Day - MB Gromnicznej czyli 2 lutego.
środa, 10 lutego 2010
Castlekeeran - celtyckie krzyże
Celtyckie
 krzyże w Castlekeeran to jedno z takich miejsc, których trzeba dobrze 
poszukać. Dość stara tabliczka przy drodze ostatniej kategorii pokazuje 
na leżące obok gospodarstwo. Należy sforsować ogrodzenie i wstrzymać 
oddech na czas przejścia obok pryzm z nawozem. Mieszkający tu ludzie są 
przyzwyczajeni, że czasem ktoś przejdzie przez ich łąkę. 
Widoczna
 w oddali kępa krzaków z drzewem pośrodku otoczona jest murkiem z 
owcoodpornymi schodkami. Znajdują się tam 1000-letnie wysokie krzyże 
oraz kamienie rzeźbione pismem wcześniejszym od łaciny.
Legenda,
 którą można teraz usłyszeć tylko z ust miejscowych albo znaleźć w necie
 głosi, że św. Columban chciał ukraść jeden z krzyży i zabrać go do 
swojej kolekcji w Kells, ale św. Ciaran go na tym przyłapał. Columban 
wypuścił kamienny krzyż w locie. Było to mniej więcej przed chrzestem 
Polski. Spadający kamienny krzyż trafił w rzekę Blackwater i tam tkwił, 
aż do czasu, kiedy napisał o tym przewodnik Pascala. Szukałem go długo, 
aż zapytałem Niamh. Farmerka powiedziała mi, że krzyż z rzeki 
przeniesiono dwa lata temu na cmentarz, do innych krzyży. Spóźniłem 
się...
W
 tym miejscu odwiedzanym głównie przez okoliczne ptactwo stoi kamień z 
wyrytymi symbolami. To pismo ogamiczne, zastąpione jakiś czas później 
przez łacinę. Kółka i kreski na jednej osi. Pismo ogamiczne wyszło z 
użycia około VII w. Tego nikt teraz nie umie przeczytać.
Inskrypcja
 w języku Ogham na kamieniu z Castlekeeran głosi:„COVAGNI MAQI MUCOI 
LUGUNI”. Przeszukałem cały net, nie znalazłem odpowiedzi, co to 
właściwie oznacza...
poniedziałek, 1 lutego 2010
Zagadka zapasowego klucza
Ostatnio zacząłem miewać schizy. Kiedy wysiadam z samochodu i widzę pod nogami kratkę ściekową, mocniej ściskam w garści klucz. Jak mi wpadnie do tej kratki,to leżę i kwiczę. Mam tylko jeden klucz.
Kiedy
 z drugiej ręki (ale pierwszej od nowości) kupowałem auto i nie dostałem
 drugiego klucza, wcale się nie zdziwiłem, cena była dobra, zresztą po 
co mi dwa klucze, każdy może jeden zgubić, a jakoś nie podejrzewałem Adraina, że zostawił sobie ten dodatkowy, żeby mi potem ukraść auto. 
Ostatnio
 zacząłem pytać znajomych, ile mają kompletów kluczy. Każdy miał tylko 
JEDEN! Dopiero wczoraj spotkałem kogoś, kto miał dwa, a auto w tym samym
 wieku. Więc jednak to nie spisek! Muszę popytać gdzieś w większym 
mieście, czy w ogóle da się dorobić zwykły klucz bez immobilizera. Mam 
nadzieję, że się da, bo inaczej kratki ściekowe staną się moją zmorą. 
Z
 kluczem do domu jest prościej - i łatwiej dorobić, i ktoś jeszcze na 
pewno ma, najwyżej się poczeka, aż wróci ze szkoły, czy z pracy. Ale 
samochodu na krótko nie umiem odpalać, a szyby szkoda. 
Gdzie się podziewają zapasowe klucze do używanych irlandzkich aut?
