KARTY

poniedziałek, 28 lutego 2011

Język polski w Irlandii

Od 1 sierpnia 2010 roku język polski staje się oficjalnie trzecim językiem urzędowym w Irlandii. Napływ tak dużej ilości emigrantów z Polski w ciągu ostatnich sześciu lat zmienił obraz Irlandii nie do poznania. Zaakceptowanie jeszcze jednego języka poza irlandzkim i angielskim jako trzeciego języka urzędowego w ciągu tak krótkiego czasu jest wydarzeniem bez precedensu. 

Początki były trudne. Większość Polaków, która od 2004 roku przyjeżdżała do Irlandii w celach zarobkowych nie znała języka angielskiego w zadowalającym kogokolwiek stopniu. Uczynni Irlandczycy chcąc ułatwić przybyszom życie zaczęłi tłumaczyć na język polski ważniejsze komunikaty. Należy im się za to szczególne uznanie bo mimo znajomości polskiego te tłumaczenia dawało się jakoś zrozumieć. W większości... 


Wraz z Polakami pojawiły się polskie produkty, początkowo głównie w polskich sklepach. Obecnie już w każdym supermarkecie znajdują się „polskie” półki. Właściciele mniejszych sklepów – jeżeli nie sprzedają polskich produktów - mają obowiązek tłumaczenia na język polski nazw irlandzkich produktów. 
  
Rola prekursora w podawaniu informacji po polsku przypadła liniom lotniczym Ryanair, którymi Polacy najczęściej podróżują. W ślad za Ryanem poszedł Aerlingus oraz Irish Ferries i inni przewoźnicy promowi. Ostatnio do szeregu dołączyły również krajowe linie autobusowe Bus Éireann, które stworzyły swoją stronę po polsku. Obecnie wszystkie informacje ważne do życia w Irlandii znaleźć można w całości po polsku na stronie internetowej Citizen Information. 
  
Ulotki w trzech językach znajdują się na pocztach oraz na posterunkach policji - Gardy. Związki zawodowe SIPTU po polsku informują na swojej stronie o prawach pracowniczych, a Health and Safety Authority – o aktualnie obowiązujących przepisach BHP.
  
Każdy oddział dowolnego banku w Irlandii ma obowiązek zatrudniać polskojęzycznego konsultanta. Każda ulotka o produktach bankowych dostępna jest już w trzech językach urzędowych. 

Towarzystwa ubezpieczeniowe mają obecnie obowiązek należycie informować o swoich produktach również po polsku. Do zatrudnianych od dawna polskich agentów ubezpieczeniowych i konsultantów telefonicznych doszła niedawno pełna oferta dostępna na stronach poszczególnych firm.
  
Rozliczenie z fiskusem w nowym kraju nie jest zbyt trudne, jeżeli z Revenue wszystko można załatwić po polsku przez internet.
  
Irlandzka opieka społeczna – Social Welfare - na swoich stronach szczegółowo informuje po polsku co należy zrobić, kiedy straci się pracę. 
  
Ministerstwo Zdrowia poprzez swój organ Health Service Executive (HSE) przypomina polskim mamom o dobrodziejstwach szczepień.  
  
Egzamin teoretyczny na prawo jazdy zdawać można po polsku – zarówno podczas zapisywania się na egzamin jak i podczas samego egzaminu znajomość języka angielskiego nie jest już wymagana. 
  
Nieliczne organizacje i firmy, które nie zatrudniają jeszcze osób mówiących po polsku otrzymały polecenie, aby w dowolny sposób (poprzez zatrudnionych na part-time lub wolontariuszy) umożliwić Polakom dotarcie do swych usług i informacji. 
  
W obecnej sytuacji, kiedy do poznania obcego kraju nie potrzebna jest już znajomość jakiegokolwiek języka obcego nie pozostaje nic innego jak zaplanować sobie wycieczkę do Irlandii
 

sobota, 26 lutego 2011

Całkiem nowy dolmen w Cadamstown

Wspomniałem ostatnio o pewnym rzeźbiarzu z gór, który w swoim ogrodzie trzyma kamiennego maszkarona w kształcie kobiety prezentującej swe atrybuty. Patrick pokazał mi w ogrodzie jeszcze kilka innych swoich rzeźb. Przyznam szczerze, że w przypadku niektórych miałem wątpliwości, czy aby na pewno to on jest ich autorem. Niektóre z nich wyglądały jak żywcem wyjęte ze średniowiecznych murów. Być może Patrick wcale nie jest rzeźbiarzem tylko kleptomanem plądrującym celtyckie ruiny porzucone gdzieś na bezdrożach gór Slieve Bloom…
  
Co do największego z dzieł Patricka nie miałem wątpliwości – nie ma go w żadnym katalogu dolmenów ani w przewodnikach, więc jest to niezwykła rzeźba, nie oryginał. Dolmen z Cadamstown stoi na wzgórzu za starym młynem i jest widoczny również z drogi. 
   
Patrick wspomina jak kilkanaście lat temu ustawiał swój dolmen, przy pomocy sąsiadów z wioski oraz dźwigu. Kamień leżący na tych trzech stojących waży 36 ton. Na moje pytanie po co ustawił na wzgórzu replikę dolmenu odpowiedział, że lubi dolmeny za ich tajemniczość. Spodobało mi się to, że facet zrobił coś takiego z czystej pasji, nie na zamówienie urzędu gminy czy w ramach jakiejś akcji. Ustawił kilka wielkich głazów na swojej górce jako swój prywatny pomnik kamiennych dolmenów sprzed 5000 lat.

 
O dolmenach sporo już napisałem wcześniej, zainteresowanych szczegółami zapraszam na przykład tutaj. A może ktoś ma ciekawą teorię jak stawiano prawdziwe wielotonowe dolmeny w czasach megalitycznych, kiedy to dźwigów jeszcze nie było? 
 

czwartek, 24 lutego 2011

Okrągła wieża w Clondalkin

Okrągłe wieże są jednymi z najwyższych budowli w Irlandii. Te smukłe, blisko trzydziestometrowe budowle zbudowane zostały pomiędzy IX a XII wiekiem jako punkty obserwacyjne i jednocześnie spichlerze. Mnisi gromadzili w wieżach wartościowe przedmioty i zapasy na wypadek ataku Wikingów. Do dziś pozostało około dwudziestu w pełni zachowanych takich wież, poniższa jest ich znakomitym przykładem.
  
Wieża stoi w samym centrum miasteczka Clondalkin, tuż przy ruchliwej jednokierunkowej ulicy. Ma prawie 28 metrów wysokości i jest „najszczuplejszą” ze wszystkich wież w kraju. Jak każda inna okrągła wieża ma wejście na wysokości około 4 metrów i bardzo płytkie fundamenty (około 70 cm). Na szczycie wieży cztery okna odpowiadają czterem drogom prowadzącym do miasta. Z tych okien wypatrywano w średniowieczu zagrożenia. Spiczasty dach jest oryginalny, płaskie kamienie położono około X wieku. Od tamtej pory pojawił się tylko piorunochron i szyby w oknach (do niedawna można było nawet wejść na samą górę po drabinach odtworzonych w XVIII i XIX wieku).
  
Wysoko umieszczone drzwi spełniały funkcję obronną – do wnętrza nie można było się dostać z ziemi bez drabiny. Nierzadko zdarzało się tak, że pod wieżę podkładano ogień, przez co zamieniała się w olbrzymi komin. Ten los najwidoczniej ominął Clondalkin. Wieża wygląda na nietkniętą, chociaż wydaje się to nieprawdopodobne - minęło prawie 1000 lat od jej wybudowania.
  
Bardzo ciekawym elementem są nietypowe kamienne schody prowadzące do owych wysoko położonych drzwi. Schody zostały najprawdopodobniej dobudowane niedługo po wzniesieniu samej wieży, kiedy już funkcja obronna przestała być istotna, czyli kiedy Wikingowie przestali nękać Irlandię. Kamienny dodatek przy okazji wzmocnił fundamenty i samą budowlę. Wieża w Clondalkin zbudowana została na terenie dużo starszego ośrodka religijnego z VII wieku.
 

niedziela, 20 lutego 2011

Jak pokonywano Atlantyk

Najkrótsza odległość pomiędzy Europą a Ameryką to około 3100 km. Ten ogromny morski dystans pokonywano przez stulecia wyłącznie pod żaglami, przesłanie jakiejkolwiek wiadomości zajmowało około dwóch tygodni. W połowie XIX wieku pierwszy podwodny kabel transatlantycki skrócił ten czas do kilku minut. Został uszkodzony już po miesiącu, przeciążył go nadmiar wiadomości, które musiały dotrzeć z jednego kontynentu na drugi. 
  
Jednak prawdziwa rewolucja technologiczna dokonała się na początku XX wieku. Kilka odkryć, kilka wynalazków, paru śmiałków i świat nagle skurczył się, daleka Ameryka przybliżyła się do Europy, a dokładniej do Irlandii. Na bagnie Derrigimlagh Bog niedaleko Clifden w zachodniej Irlandii odnalazłem ślady tych wydarzeń sprzed około stu lat.

Historia pierwsza – radio transatlantyckie

Historia pierwsza zaczyna się od pewnego Włocha, który najlepsze lata swojej młodości spędził na badaniu fal radiowych. 25-letni Guglielmo Marconi miał już na koncie wysłanie sygnału radiowego z własnej sypialni prosto do szopy za swoim domem rodzinnym w słonecznej Italii. Wkrótce potem udało mu się wywołać przez radio własnej produkcji włoski okręt stojący w zasięgu wzroku na kotwicy. Rząd włoski odmówił finansowania dalszych prób Marconiego, bo uznał je za niepotrzebną stratę czasu i pieniędzy. Jednak Guglielmo widział dużo dalej, więc wyniósł się z Włoch i trafił do Irlandii, kraju skąd pochodziła jego mamma. Bezdroża Connemary, bliskość oceanu, ogromne przestrzenie do pokonania zainspirowały Marconiego do stopniowego zwiększania zasięgu swojego radia. W 1901 roku Włoch nawiązuje pierwszy w historii świata bezprzewodowy kontakt radiowy pomiędzy Europą i Ameryką.
  
Od tej pory okolice Clifden szybko stają się najważniejszym komunikacyjnie miejscem w Europie. Ilość wiadomości, które muszą zostać przesłane pomiędzy kontynentami jest ogromna. Na bagnie Derrigimlagh powstaje olbrzymi kompleks komunikacyjny. Powstają pierwsze na świecie anteny radiowe zaprojektowane również przez Marconiego. Potrzebni są ludzie do obsługi tych anten, olbrzymich generatorów, nowoczesnych lamp radiowych, nasłuchu radiowego, kodowania i przekazywania wiadomości przez całą dobę. Ponad 150 osób obsługi stacji Marconiego mieszka w specjalnie wybudowanych domach. To samo dzieje się po drugiej stronie Atlantyku, w kanadyjskiej Nowej Szkocji. Przez kilka lat tym właśnie kanałem przekazywane są wszystkie informacje. W 1909 roku Marconi otrzymuje Nobla za wkład w rozwój komunikacji bezprzewodowej.
  
W każdym kraju powstają coraz silniejsze nadajniki, więc stacja Marconiego przechodzi do historii a zabudowania ulegają zniszczeniu w trakcie działań wojennych w 1922 roku. Dziś po najsilniejszej niegdyś stacji radiowej na świecie pozostała tylko nędzna tabliczka pamiątkowa w pobliżu zrujnowanego betonowego budynku na bagnie oraz pub i restauracja The Marconi w pobliskim Clifden.
  
Historia druga – samolotem przez Atlantyk

Historia druga zaczyna się w momencie, kiedy dwaj lotnicy - Szkot i Anglik - transportują statkiem do Ameryki swój ulubiony samolot Vickers Vimy, wojskowy bombowiec dalekiego zasięgu rozebrany na kawałki. Ich zamiarem jest dolecieć z Kanady do Irlandii bez międzylądowań na wodzie, dlatego zamiast pływaków montują zwykłe koła. Tego zresztą wymaga regulamin konkursu ogłoszonego przez Daily Mail – 10 000 funtów szterlingów nagrody dla pierwszego śmiałka, który przeleci Atlantyk bez wodowania. Jest ryzyko ale też jest nagroda i sława. 
   
John Alcock i Arthur Brown w czerwcu 1919 roku startują z Nowej Fundlandii w Kanadzie i po ponad 16 godzinach nieprzerwanego lotu dolatują do Irlandii. Wybór miejsca do lądowania nie jest prosty, bo nikt na nich nie czeka, a dookoła widać tylko bagna Connemary. Wreszcie piloci widzą wysokie maszty - to wymarła już stacja Marconiego. Lądowanie na bagnie kończy się zaryciem nosem samolotu w podmokłym terenie, jednak ostatecznie obaj piloci wychodzą bez szwanku, potem odbierają swoją nagrodę od Daily Mail i zostają pasowani na rycerzy przez króla Jerzego V. Ich samolot trafia do muzeum i do dziś jest udostępniony do oglądania w Science Museum w Londynie.
  
Pierwszy w historii lot maszyną bez możliwości wodowania to było szaleństwo. Radio pokładowe (Marconi) odmówiło posłuszeństwa wkrótce po starcie. Mgła, chmury i sztorm urozmaicały długą podróż nad jednostajnym bezmiarem oceanu. Odkryta kabina dawała możliwość dokładnego poczucia zimna, deszczu a nawet śniegu. Nieoczekiwany mróz spowodował oblodzenie urządzeń sterowniczych, Brown kilkakrotnie zeskrobywał swoim nożem lód z wlotów silnika stojąc na dolnym skrzydle lecącego samolotu. No i na koniec to lądowanie na wyczucie.
   
Alcock i Brown ryzykowali życiem ale jednak warto było... Teraz podobizny obu pilotów oraz drewniane modele ich słynnego Vickersa zdobią większość pubów w Clifden...

Zamiast nich do historii awiacji przeszedł Charles Lindbergh, który przeleciał nad Atlantykiem samotnie, było to w 1927 roku. Udoskonalone radio Marconiego działało wtedy już bez zarzutu. Lindbergh nad irlandzkim bagnem tylko przeleciał machając skrzydłami, wylądował natomiast we Francji, na kontynencie.

wtorek, 15 lutego 2011

Pojazdy nie tylko do jazdy

Dziwne samochody jeżdżą po całym świecie i nie ma w tym nic dziwnego. Pierwszym samochodem, który mnie w Irlandii zaskoczył był zwyczajnych rozmiarów dom z podłogą, dachem, z łóżkami z kompletem pościeli oraz ze sztućcami w szufladach. Pod osłoną nocy dom przejechał na lawecie ciągniętej przez ciągnik spory kawałek kraju, aby nad ranem przy pomocy dźwigu spocząć w docelowym miejscu. Od tamtej pory mieszka tam jakaś irlandzka rodzina, która dostała ten dom od swojego rządu w prezencie z okazji Dnia Fantazji AD 2008. Nocne zdjęcie zrobił telefonem kierowca ciężarówki, bardzo zdziwiony tym co tym razem kazali mu wieźć.
  
Kiedyś w moim miasteczku na parkingu przed marketem ustawił się TIR, który do wieczora powiększył się trzykrotnie. Gdy jedyną na prowincji rozrywką jest siedzenie w pubach i płoszenie owiec za płotem, cała nadzieja w objazdowych atrakcjach – dwa razy w roku przyjeżdża wesołe miasteczko a raz na dwa lata przyjeżdża właśnie objazdowe kino, gdzie miejscowi farmerzy mogą wraz ze swoimi dziećmi obejrzeć jakieś produkcje z Hollywood. Kino 3D przyjedzie tu podobno za 15 lat.
  
W Irlandii Północnej ujrzałem inny ciekawy i praktyczny pojazd. Była to objazdowa stacja naprawy rowerów. W tym vanie można było dokupić części do roweru, załatać dętkę, wyregulować przerzutki, nawet kupić nowy rower albo po prostu poradzić się fachowca.
  
Na zachodnim wybrzeżu zatrzymałem się którejś soboty w jednym z pensjonatów. Na wewnętrznej stronie drzwi umieszczone były ważne informacje: o której mam zwolnić pokój, o której jest jutro msza w kościele i kiedy przyjedzie do wsi bankomat. Nie mam zdjęcia tego vana z bankomatem, bo to miało być dopiero za trzy dni. Dużo później dowiedziałem się zresztą, że mobilne bankomaty nie są jakąś rzadkością, skoro spotkać je można również na byle festynie koło Radomska.
  
Po zachodnich pustkowiach Irlandii jeździ natomiast objazdowa biblioteka. Widziałem to również na jakimś filmie. Mieszkańcy Connemary mają swoje karty biblioteczne i wypożyczają w samochodzie książki. Nie muszą jednak do biblioteki chodzić, bo ona sama przyjeżdża do czytelników pod sam dom. Wygoda na miarę XXI wieku.
  
Objazdowe stacje krwiodawstwa nie już są niczym nowym. Przeczytałem natomiast ostatnio, że ich zastosowanie staje się coraz bardziej interesujące. Coraz więcej firm w miejsce kosztownych zakrapianych alkoholem imprez integracyjnych organizuje grilla pod lasem połączonego z paintballem i pobieraniem krwi w samochodzie. Jakież muszą się tworzyć więzy krwi podczas takiej imprezy… W Irlandii ciągle jeszcze jest tradycyjnie – mierzenie ciśnienia, pobieranie krwi i mammografia.
  
Samochód, który mnie szczerze zachwycił służył do zdawania teoretycznego egzaminu na kierowcę. Zapisy na egzamin są przez internet, wewnątrz pojazdu - stanowiska komputerowe z zestawami testów na prawo jazdy oraz fragment ściany do robienia zdjęcia polaroidem – cóż więcej potrzeba. Jeżeli wynik testu jest pozytywny, otrzymujemy tymczasowe prawo jazdy, potem kupujemy jakiś tani samochód i naklejkę z literką L i legalnie zaczynamy się poruszać po wsi ćwicząc manewry. Po pół roku samochód jest jeszcze bardziej poobijany ale za to my śpiewająco i bezstresowo zdajemy egzamin praktyczny. Proste.
  
Serial „Londyńczycy” pokazał, że w UK jak się trafi niezła okazja, to od razu można zacząć robić biznes kupując naraz kilkanaście frytkowozów i objeżdżać wszystkie budowy w Londynie sprzedając fast-food. W Irlandii tego serialu nie puszczali, więc tu szybkie żarcie wciąż serwują głównie Chińczycy, Turcy i Hindusi w swoich stacjonarnych punktach take-away. Przed wiejskimi pubami natomiast stoją przyczepy kempingowe z frytkami i kiełbaskami. Otwierane są tuż przed zamknięciem pubów – w ten sposób ich właściciele dopisują swoim pracownikom nadgodziny. Samochodów podobnych do tych z serialu praktycznie w Irlandii nie ma – jeden z niewielu przyjechał tu aż z Ustrzyk Górnych, aby nieść świeżą i niezdrową strawę głodnej nowinek ze świata irlandzkiej młodzieży.
  
Zdziwiłem się kiedyś, że w niektórych irlandzkich miasteczkach świeże ryby sprzedaje się tylko raz w tygodniu. W końcu jest to kraj otoczony ze wszystkich stron morzami. Jednak objazdowy van z owocami morza do centrum kraju nie może przyjeżdżać przecież codziennie. Natomiast prawie każdego popołudnia w każdym irlandzkim pueblu reklamy w telewizji są przerywane przez donośny dźwięk obwieszczający, że przyjechały właśnie lody z budki na kołach. Z zielonej budki :)
 

niedziela, 13 lutego 2011

Skąd się wzięły Walentynki?

Patron zakochanych żył w III wieku w Rzymie. Panujący wówczas cesarz Klaudiusz II Gocki kazał go ściąć, ponieważ ksiądz Walenty miał zupełnie odmienne podejście do spraw miłości. Miał w tym pewne doświadczenie, jako że celibat jeszcze wówczas nie obowiązywał. Jak się zapewne moi stali Czytelnicy domyślają - cała sprawa musi mieć jakiś związek z Irlandią, bo inaczej bym o tym nie pisał. Rzeczywiście, wczoraj zapaliłem świeczkę na grobie św. Walentego w Dublinie.
  W tej skrzyni spoczywają doczesne szczątki patrona zakochanych
Egzekucję wykonano 14 lutego 269 roku w Rzymie. Walenty poważnie naraził się cesarzowi za osłabianie sił rzymskich legionów, więc musiał umrzeć. Otóż cesarz Klaudiusz był przekonany, że kawalerowie są o wiele lepszymi legionistami niż żonaci więc zabraniał swoim poborowym żeniaczki. Z kolei Święty Walenty był zdania, że jeśli rzymski legionista chce przed pójściem na wojnę spędzić noc z ukochaną, to musi to być legalnie i z sakramentem. Dlatego w tajemnicy przed cesarzem udzielał zakochanym ślubów, na czym w końcu został przyłapany. W więzieniu czekając na topór kata sam się zakochał w córce strażnika, która przynosiła mu jadło. Na ślub nie starczyło już czasu.
  
Pozbawione głowy ciało męczennika złożono na cmentarzu św. Hipolita. W okolicach rzymskiego grobu św. Walentego powstawały przez kolejne wieki nowe budynki, domy i kościoły i w końcu trzeba było szczątki Walentego gdzieś przenieść. W tym właśnie czasie do Rzymu zawitał z wizytą pewien irlandzki karmelita, brat John Spratt. Sława jego porywających kazań sprawiła, że przyszli go wysłuchać najważniejsi ludzie w Rzymie. Brat Spratt stanął na wysokości zadania, a zachwyceni słuchacze zaczęli go obdarowywać cennymi upominkami, jak to wtedy było w rzymskim zwyczaju. Ówczesny papież Grzegorz XVI akurat zastanawiał się co zrobić ze świeżo odkopanymi prochami św. Walentego, relikwie męczennika jako prezent wydawały się w tej sytuacji całkiem dobrym rozwiązaniem.
  
Urna z prochami św. Walentego trafiła w ten sposób do Dublina, do jednego z ołtarzy wielkiego kościoła karmelitów na Whitefriar Street. Pięć lat później Irlandię zdziesiątkował Wielki Głód i ponad milion ludzi wyjechało z Irlandii. Tysiące osób zabierały wtedy ze sobą poświęcone przez braci karmelitów tradycyjne pierścienie Claddagh, pomagające pamiętać o miłości pozostawionej na Zielonej Wyspie. Św. Walenty wraz z Irlandczykami zaczął pojawiać się w różnych zakątkach świata. Jakieś sto lat potem zaczęły się w supermarketach pojawiać kartki z czerwonymi sercami, które stanowią jeden z atrybutów dzisiejszych Walentynek.
  Wejście do kościoła karmelitów na Whitefriar Street, Dublin
Nie wyjaśnię jakim sposobem odciętą w 269 roku toporem kata głowę św. Walentego Krzyżacy przywieźli do Chełmna nad Wisłą. Nie wiem też skąd wzięły się palce Walentego i kawałki jego kości w innych polskich kościołach (Kraków, Toruń, Lublin, Rudy Raciborskie). Z rozmieszczenia relikwii św. Walentego wynikałoby, że najwięcej zakochanych powinno być w Irlandii i w Polsce.

All you need is love!

czwartek, 10 lutego 2011

Filmy irlandzkie - muzycznie

Trzy filmy, które dziś polecam pokazują Irlandię od muzycznej strony.  
  
1. ONCE. 
Czasy współczesne. Film o spotkaniu dwóch samotnych osób pośrodku ruchliwej Grafton Street w Dublinie. Różni ich wiele a łączy muzyka i wrażliwość. Bardzo pozytywny film, kameralny, ciepły. Magia muzyki z tego filmu jest niesamowita. Nagroda publiczności i owacja na stojąco na festiwalu filmów niezależnych Sundance i Oscar za piosenkę "Falling Slowly". Bob Dylan zaprosił głównych aktorów - Marketę i Glena aby otworzyli jego nową trasę koncertową a oni sami postanowili, że już nie będą samotni, połączyła ich muzyka i ten film.

2. THE COMMITMENTS
W latach 80. pojawia się w dublińskiej gazecie ogłoszenie o treści "czy masz duszę?" (do you have a soul?). To nabór do zespołu muzycznego. Skąd w Dublinie czarna muzyka soul? Jeżeli Irlandczycy są czarnuchami Europy, to Dublińczycy są czarnuchami Irlandii. A w blokowiskach Ballymun mieszkają największe dublińskie czarnuchy i oni są z tego dumni! Powstaje fantastyczna grupa muzyczna, która ma szansę iść w ślady U2. Film Alana Parkera. Świetna muzyka i świetna zabawa.   
3. The BOYS & GIRL FROM COUNTY CLARE
Irlandia, lata 60. Na konkursie tradycyjnej muzyki irlandzkiej w hrabstwie Kerry spotykają się muzycy rozrzuceni po całym świecie. Wszyscy wierni tradycji, używają typowych irlandzkich instrumentów, są świetni w swoim fachu, chociaż niektórzy nigdy nie byli w Irlandii. Oprócz muzyki pojawia się irlandzki taniec, intryga i w końcu miłość. Duża dbałość o szczegóły z tamtych czasów, przestronne irlandzkie krajobrazy, no i piękna Andrea Corr w roli głównej.

poniedziałek, 7 lutego 2011

Gary Moore

Wczoraj zmarł Gary Moore. Przeszedł do legendy jako wirtuoz gitary elektrycznej. Urodził się w Belfaście w 1952 roku, od 1969 roku grał w irlandzkim zespole Thin Lizzy a później solo. Nagrał ponad 30 płyt. Dla przypomnienia proponuję dwa jego utwory:
Whiskey in the jar - wykonanie z 1973 roku wraz z Thin Lizzy
Still got the blues  - wersja solo live, rok 2001


 

sobota, 5 lutego 2011

Zagadka tęczy

Tęcza jest jednym z wdzięczniejszych zjawisk, które bardzo często zdarzają się w Irlandii. Są dni, kiedy widać ich kilka, zwłaszcza jak się jedzie gdzieś dalej. Obłoki płyną po niebie, deszcz pada i zaraz przestaje, słońce wychodzi zza chmur i potem się za nie chowa. Po kilku latach spędzonych na Zielonej Wyspie można z łatwością przewidzieć, kiedy pojawi się tęcza.
   
Nie zawsze udaje się ją sfotografować, to estetyczne przeżycie bardzo często zostaje tylko w pamięci. Najpiękniejsza tęcza, którą tu widziałem wyglądała niesamowicie – na zewnątrz wisiały gęste chmury, a pod nią był błękit. Aparatu ze sobą nie miałem. 
  
Załamanie promieni słonecznych tworzy kolory zawsze w tej samej kolejności. Kiedy po deszczu wychodzi słońce wystarczy odwrócić się do niego plecami by sobie te kolory przypomnieć.
  
Wiele razy miałem okazję być prawie w środku tęczy, była tak blisko i jednocześnie nieuchwytna. Każda próba podejścia bliżej – i tęcza znikała. 
  
Kiedyś wjechałem prosto w tęczę, słońce było dokładnie z tyłu, droga prowadziła wprost w chmury, patrzyłem na prawo i w lewo na niknące powoli na zielonych łąkach końce tęczy aż znikły na dobre a potem dogonił mnie deszcz. 
  
Żeby tęcza się pojawiła, słońce nie może być za wysoko, dlatego najładniejsze tęcze widać późnym południem albo rankiem. Ale również wtedy nie da się ich złapać na zdjęciu w całości, do tego potrzebny jest szerokokątny obiektyw. 
  
W pewnych warunkach pojawia się tęcza podwójna, potrójna a nawet poczwórna. Zagadki tęczy nie wyjaśnię tu dokładnie, bo swego czasu nie uważałem na fizyce. W ogóle to fizycznie tęcza nie istnieje, takie zjawisko optyczne przeznaczone jest tylko dla oczu. 
  
Tęczę widać również w fontannach. A słona woda ma inny współczynnik załamania światła, więc przy morskich i oceanicznych brzegach Irlandii tęcze widać jeszcze częściej. Poniżej tęcza znad klifów Atlantyku.
  
Pierwsze naukowe wyjaśnienie tego zjawiska podano w XIV wieku. Wcześniej tęcze pojawiały się w mitologiach i legendach. Tęcza była drogą pomiędzy niebem a grecką ziemią, szczeliną w chińskim niebie zamkniętą siedmioma kolorami, łukiem hinduskiego boga błyskawic, skandynawskim mostem łączącym świat bogów i ludzi, biblijnym przymierzem pomiędzy Bogiem a człowiekiem, w końcu - jedną z irlandzkich zagadek kryjącą na jednym z jej końców mityczny skarb. 
  
Irlandzkiego skarbu strzegł leprechaun – paskudny z wyglądu elf. Nie miał trudnego zajęcia, bo jak wspomniałem wyżej – nie da się dojść do końca tęczy, jednak leprechaun jest do dziś jednym z irlandzkich symboli, który pojawia się najczęściej 17 marca, w dniu święta narodowego Irlandii. Postaram się go do tego czasu przedstawić nieco bliżej.