KARTY

niedziela, 20 lutego 2011

Jak pokonywano Atlantyk

Najkrótsza odległość pomiędzy Europą a Ameryką to około 3100 km. Ten ogromny morski dystans pokonywano przez stulecia wyłącznie pod żaglami, przesłanie jakiejkolwiek wiadomości zajmowało około dwóch tygodni. W połowie XIX wieku pierwszy podwodny kabel transatlantycki skrócił ten czas do kilku minut. Został uszkodzony już po miesiącu, przeciążył go nadmiar wiadomości, które musiały dotrzeć z jednego kontynentu na drugi. 
  
Jednak prawdziwa rewolucja technologiczna dokonała się na początku XX wieku. Kilka odkryć, kilka wynalazków, paru śmiałków i świat nagle skurczył się, daleka Ameryka przybliżyła się do Europy, a dokładniej do Irlandii. Na bagnie Derrigimlagh Bog niedaleko Clifden w zachodniej Irlandii odnalazłem ślady tych wydarzeń sprzed około stu lat.

Historia pierwsza – radio transatlantyckie

Historia pierwsza zaczyna się od pewnego Włocha, który najlepsze lata swojej młodości spędził na badaniu fal radiowych. 25-letni Guglielmo Marconi miał już na koncie wysłanie sygnału radiowego z własnej sypialni prosto do szopy za swoim domem rodzinnym w słonecznej Italii. Wkrótce potem udało mu się wywołać przez radio własnej produkcji włoski okręt stojący w zasięgu wzroku na kotwicy. Rząd włoski odmówił finansowania dalszych prób Marconiego, bo uznał je za niepotrzebną stratę czasu i pieniędzy. Jednak Guglielmo widział dużo dalej, więc wyniósł się z Włoch i trafił do Irlandii, kraju skąd pochodziła jego mamma. Bezdroża Connemary, bliskość oceanu, ogromne przestrzenie do pokonania zainspirowały Marconiego do stopniowego zwiększania zasięgu swojego radia. W 1901 roku Włoch nawiązuje pierwszy w historii świata bezprzewodowy kontakt radiowy pomiędzy Europą i Ameryką.
  
Od tej pory okolice Clifden szybko stają się najważniejszym komunikacyjnie miejscem w Europie. Ilość wiadomości, które muszą zostać przesłane pomiędzy kontynentami jest ogromna. Na bagnie Derrigimlagh powstaje olbrzymi kompleks komunikacyjny. Powstają pierwsze na świecie anteny radiowe zaprojektowane również przez Marconiego. Potrzebni są ludzie do obsługi tych anten, olbrzymich generatorów, nowoczesnych lamp radiowych, nasłuchu radiowego, kodowania i przekazywania wiadomości przez całą dobę. Ponad 150 osób obsługi stacji Marconiego mieszka w specjalnie wybudowanych domach. To samo dzieje się po drugiej stronie Atlantyku, w kanadyjskiej Nowej Szkocji. Przez kilka lat tym właśnie kanałem przekazywane są wszystkie informacje. W 1909 roku Marconi otrzymuje Nobla za wkład w rozwój komunikacji bezprzewodowej.
  
W każdym kraju powstają coraz silniejsze nadajniki, więc stacja Marconiego przechodzi do historii a zabudowania ulegają zniszczeniu w trakcie działań wojennych w 1922 roku. Dziś po najsilniejszej niegdyś stacji radiowej na świecie pozostała tylko nędzna tabliczka pamiątkowa w pobliżu zrujnowanego betonowego budynku na bagnie oraz pub i restauracja The Marconi w pobliskim Clifden.
  
Historia druga – samolotem przez Atlantyk

Historia druga zaczyna się w momencie, kiedy dwaj lotnicy - Szkot i Anglik - transportują statkiem do Ameryki swój ulubiony samolot Vickers Vimy, wojskowy bombowiec dalekiego zasięgu rozebrany na kawałki. Ich zamiarem jest dolecieć z Kanady do Irlandii bez międzylądowań na wodzie, dlatego zamiast pływaków montują zwykłe koła. Tego zresztą wymaga regulamin konkursu ogłoszonego przez Daily Mail – 10 000 funtów szterlingów nagrody dla pierwszego śmiałka, który przeleci Atlantyk bez wodowania. Jest ryzyko ale też jest nagroda i sława. 
   
John Alcock i Arthur Brown w czerwcu 1919 roku startują z Nowej Fundlandii w Kanadzie i po ponad 16 godzinach nieprzerwanego lotu dolatują do Irlandii. Wybór miejsca do lądowania nie jest prosty, bo nikt na nich nie czeka, a dookoła widać tylko bagna Connemary. Wreszcie piloci widzą wysokie maszty - to wymarła już stacja Marconiego. Lądowanie na bagnie kończy się zaryciem nosem samolotu w podmokłym terenie, jednak ostatecznie obaj piloci wychodzą bez szwanku, potem odbierają swoją nagrodę od Daily Mail i zostają pasowani na rycerzy przez króla Jerzego V. Ich samolot trafia do muzeum i do dziś jest udostępniony do oglądania w Science Museum w Londynie.
  
Pierwszy w historii lot maszyną bez możliwości wodowania to było szaleństwo. Radio pokładowe (Marconi) odmówiło posłuszeństwa wkrótce po starcie. Mgła, chmury i sztorm urozmaicały długą podróż nad jednostajnym bezmiarem oceanu. Odkryta kabina dawała możliwość dokładnego poczucia zimna, deszczu a nawet śniegu. Nieoczekiwany mróz spowodował oblodzenie urządzeń sterowniczych, Brown kilkakrotnie zeskrobywał swoim nożem lód z wlotów silnika stojąc na dolnym skrzydle lecącego samolotu. No i na koniec to lądowanie na wyczucie.
   
Alcock i Brown ryzykowali życiem ale jednak warto było... Teraz podobizny obu pilotów oraz drewniane modele ich słynnego Vickersa zdobią większość pubów w Clifden...

Zamiast nich do historii awiacji przeszedł Charles Lindbergh, który przeleciał nad Atlantykiem samotnie, było to w 1927 roku. Udoskonalone radio Marconiego działało wtedy już bez zarzutu. Lindbergh nad irlandzkim bagnem tylko przeleciał machając skrzydłami, wylądował natomiast we Francji, na kontynencie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz