Na zachód słońca wybraliśmy się na południowy skraj Klifów Moher w zachodniej Irlandii, do ruin wieży Mohair. Trochę padało, ale spomiędzy chmur wyłaniały się coraz dłuższe promienie słońca. Wiatr od zachodu przeganiał chmury czyszcząc niebo na spektakl, na który mieliśmy zarezerwowane miejscówki w pierwszym rzędzie.
Chwilkę poczekaliśmy w ruinach wieży aż przestanie padać, po czym wysłuchaliśmy koncertu skrzypcowego, zawołaliśmy JAK TU PIĘKNIE po czym zaczęliśmy sobie robić zdjęcia z PEŁNĄ tęczą.
Zachodzące słońce pięknie oświetlało klify Moheru. Tęcza trwała, a kolor nieba zmieniał się z każdą chwilą. Przybywało widzów, stali z tyłu bo to my mieliśmy najlepsze miejsca siedzące. Słońce powoli opadało do oceanu, aby w końcu zrobić cichutkie PSSST.
Na koniec zrobiliśmy sobie kilka neuro-celtyckich fotogłupotów i pojechaliśmy do pubu w Doolin na prawdziwe granie. Szczegóły wkrótce.
KARTY
▼
niedziela, 28 lipca 2013
czwartek, 25 lipca 2013
Ogłoszenia drobne z Irlandii - wyprzedaż z wraku
Tym razem ogłoszenie znad rzeki Shannon z roku 1796.
PUBLICZNA AUKCJA
rzeczy wydobytych z wraku,
odnalezionego całkiem niedawno na naszych wodach
DATA I MIEJSCE:
24 kwietnia 1796 roku
10 rano, nabrzeże Shannon w mieście Athlone
DO SPRZEDANIA
56 bel wełny
124 mokre jelenie skóry
37 skrzynek mokrej mąki
9 skrzyń ołowiu
287 włóczni z dębiny
21 beczek smoły
341 sztuk mokrych ubrań
67 sztuk bibelotów i innych metalowych pierdoletów
23 beczki materiału do wyrobu szkła
154 sztuk z drewna jodłowego
1 łódź ratunkowa
16 siekier
20 beczek farby do barwienia lnu
112 skrzynek angielskiej porcelany
45 butli oleju lnianego
209 zwojów przędzy bawełnianej
oraz
Żagle, maszty, deski pokładowe, kotwice i inne przedmioty odzyskane z wraku.
Po wodach Shannon pływa obecnie łódź Wikingów kierowana przez kapitana Michaela Mc Donnela. Wycieczki po jeziorze Ree lub do opactwa Clonmacnoise zaczynają się przy najstarszym pubie w Irlandii, koło zamku w Athlone.
niedziela, 21 lipca 2013
Adres w Irlandii
Irlandia jest jedynym krajem w Unii Europejskiej, w którym nie istnieje coś takiego jak kod pocztowy. Doręczenie listu zależy od umiejętności listonosza. Adresy w miastach są łatwe, bo są osiedla, są numery domów. Na prowincji jest inaczej, po trzeba się posługiwać wszystkimi dostępnymi zmysłami, pytać ludzi w pubie albo sklepie spożywczym, liczyć domy i patrzeć na ich kolory. Zupełnie jak w piosence U2 "Where the streets have no name"... Domy mają swoje nazwy, na przykład Fuchsia House.
Nieraz zdarzało mi się pytać ludzi na wiosce gdzie mieszka taki czy śmaki. Była to niezawodna metoda, zawsze skierowali mnie do właściwej chałupy. Ostatnio odwiozłem klientów na nocleg do B&B i od gospodyni dostałem wskazówki, gdzie sam miałem spać. Nie podała mi adresu. Nie podała mi koordynatów GPS. Miała za to przygotowaną kartkę ze wskazówkami.
"Skręć w lewo, jedź pod górę aż do sklepu, znowu skręć w lewo. Przy szpitalu skręć w prawo, na następnym skrzyżowaniu jedź prosto. Potem znowu będzie rondo i ślepa uliczka. Dom Audrey jest po lewo."
I tak się tu trafia do celu.
Nieraz zdarzało mi się pytać ludzi na wiosce gdzie mieszka taki czy śmaki. Była to niezawodna metoda, zawsze skierowali mnie do właściwej chałupy. Ostatnio odwiozłem klientów na nocleg do B&B i od gospodyni dostałem wskazówki, gdzie sam miałem spać. Nie podała mi adresu. Nie podała mi koordynatów GPS. Miała za to przygotowaną kartkę ze wskazówkami.
"Skręć w lewo, jedź pod górę aż do sklepu, znowu skręć w lewo. Przy szpitalu skręć w prawo, na następnym skrzyżowaniu jedź prosto. Potem znowu będzie rondo i ślepa uliczka. Dom Audrey jest po lewo."
I tak się tu trafia do celu.
piątek, 19 lipca 2013
W irlandzkim dworku - Historic Irish Manor
Zwykły śmiertelnik, zwiedzacz Irlandii i bywalec pensjonatów B&B może w takie miejsce nigdy nie trafić. Gdzieś na bezludziu przy drodze prowadzącej do jakiejś dziury na prowincji pojawia się nagle brama z napisem "PRIVATE". Na bramie jest herb, a za bramą około pół mili drogi prowadzącej przez pastwisko lub rozległy park. Droga kończy się przy głównym wejściu do dworku.
Budynek z zewnątrz nie wygląda jakoś okazale, ale już od progu ma się wrażenie, że to wyjątkowe miejsce. Marmury, pozłacane ramy, grube dywany, wysokie sufity, figurki, ornamenty, normalnie jak w muzeum. I gospodyni witająca w iście szlachecki sposób.
Nocleg ze śniadaniem w domu typu Manor House to wydatek rzędu 90 euro za osobę. Kolacja to kolejne 50 euro. Wokół na ścianach wiszą wielkie portrety przodków, a w bibliotece długi spis prawowitych właścicieli tych gruntów. Pierwszym na liście jest ostatni arcykról Irlandii - Ruaidrí Ua Conchobair (zmarł w roku 1198). Ostatni na liście jest Charles, mąż pani Margueritte O'Conor (zmarł w roku 1981). Wdowa po ostatnim potomku ostatniego króla Irlandii zaprasza nas na pokoje.
Jedna z kilku sypialni z olbrzymimi łazienkami.
Jadalnia z kominkiem opalanym torfem z własnych torfowisk.
W Clonalis House jest 45 pokojów. W każdym jest guzik poruszający kiedyś dzwonkiem w pomieszczeniu dla służby. Każdy dzwonek miał inny dźwięk. W ten sposób dobrze urodzone darmozjady porozumiewały się z niepiśmiennymi służącymi.
Pałacowa biblioteka zawiera 8500 książek. Najstarsze z nich pochodzą z XVI wieku. Są do nich przyczepione karteczki z prośbą o niedotykanie.
Prawie jak w muzeum. Tylko że to dom prywatny, rodzinna rezydencja. Wszechogarniający spokój i cisza, luksusy, sok z czarnego bzu z lodem na powitanie, klimatyzacja (wreszcie!), wi-fi, ogrody, owce i krowy za oknem.
Na koniec przeglądam książkę pamiątkową. Wpisy głównie z USA, Australii i Kanady. Jako Poland jestem pierwszy, wpisuję więc Pendragon Tours i żegnam się z Clonalis House. Do następnego razu.
Budynek z zewnątrz nie wygląda jakoś okazale, ale już od progu ma się wrażenie, że to wyjątkowe miejsce. Marmury, pozłacane ramy, grube dywany, wysokie sufity, figurki, ornamenty, normalnie jak w muzeum. I gospodyni witająca w iście szlachecki sposób.
Nocleg ze śniadaniem w domu typu Manor House to wydatek rzędu 90 euro za osobę. Kolacja to kolejne 50 euro. Wokół na ścianach wiszą wielkie portrety przodków, a w bibliotece długi spis prawowitych właścicieli tych gruntów. Pierwszym na liście jest ostatni arcykról Irlandii - Ruaidrí Ua Conchobair (zmarł w roku 1198). Ostatni na liście jest Charles, mąż pani Margueritte O'Conor (zmarł w roku 1981). Wdowa po ostatnim potomku ostatniego króla Irlandii zaprasza nas na pokoje.
Jedna z kilku sypialni z olbrzymimi łazienkami.
Jadalnia z kominkiem opalanym torfem z własnych torfowisk.
W Clonalis House jest 45 pokojów. W każdym jest guzik poruszający kiedyś dzwonkiem w pomieszczeniu dla służby. Każdy dzwonek miał inny dźwięk. W ten sposób dobrze urodzone darmozjady porozumiewały się z niepiśmiennymi służącymi.
Pałacowa biblioteka zawiera 8500 książek. Najstarsze z nich pochodzą z XVI wieku. Są do nich przyczepione karteczki z prośbą o niedotykanie.
Prawie jak w muzeum. Tylko że to dom prywatny, rodzinna rezydencja. Wszechogarniający spokój i cisza, luksusy, sok z czarnego bzu z lodem na powitanie, klimatyzacja (wreszcie!), wi-fi, ogrody, owce i krowy za oknem.
Na koniec przeglądam książkę pamiątkową. Wpisy głównie z USA, Australii i Kanady. Jako Poland jestem pierwszy, wpisuję więc Pendragon Tours i żegnam się z Clonalis House. Do następnego razu.
środa, 17 lipca 2013
EIRE 50 - Inishmore
Powierzchnia wyspy Inishmore zajmuje około 30 km². Gdyby połączyć wszystkie kamienne murki tej wyspy w jedną linię, to miałaby ona ponad 7000 kilometrów. Na jednym z tysięcy zielonych "poletek" otoczonych kamieniami znajduje się ułożony z kamieni znak z czasów II wojny światowej. Postanowiłem go znaleźć.
Znak widoczny z powietrza miał informować niemieckich lotników, że Irlandia nie bierze udziału w wojnie i mają jej nie bombardować. "Lećcie dalej, Anglia jest bardziej na wschód". Napis EIRE ułożony był z białych kamieni na zielono-szarym tle miał być z samolotów dobrze widoczny. EIRE to oczywiście IRLANDIA po irlandzku.
Znak widoczny z powietrza miał informować niemieckich lotników, że Irlandia nie bierze udziału w wojnie i mają jej nie bombardować. "Lećcie dalej, Anglia jest bardziej na wschód". Napis EIRE ułożony był z białych kamieni na zielono-szarym tle miał być z samolotów dobrze widoczny. EIRE to oczywiście IRLANDIA po irlandzku.
Uzbrojony w mapy satelitarne i GPS wdrapałem się na najwyższy punkt Inishmore, gdzie stoi nieszczęsna latarnia morska. Dlaczego nieszczęsna? Zbudowano ją w XIX wieku na środku wyspy, dlatego dawała mylne sygnały o jej położeniu, więc statki rozbijały się o brzeg Inishmore jeden po drugim. Latarnię zamknięto po 20 latach użytkowania. Jednak da się tam na górę wejść. Z najwyższego punktu wyspy przeskanowałem całą okolicę zoomem i znalazłem znak EIRE.
Teraz tylko wystarczyło przeskoczyć kilka kamiennych murków aby dostać się na to właściwe poletko, gdzie znajdował się znak.
Białe znaki ułożone dookoła wybrzeża Irlandii po wybuchu drugiej wojny światowej zostały współcześnie zabezpieczone i pomalowane na biało. To w końcu pomnik i dobrze, że ktoś o to dba. Z 83 znaków tego typu do dziś przetrwało tylko 9.
W 1944 roku w neutralnej Irlandii rozeszła się wieść, że alianci szykują desant w Normadii (znany jako D-day). "Neutralni" Irlandczycy dołożyli do znaków EIRE trochę kamieni aby pomóc aliantom w orientacji. Tak powstały numery od 1 do 83 informujące o położeniu.
Znak EIRE 50 można zobaczyć przy okazji zwiedzania starego kamiennego fortu Dun Eochla, który leży kilkaset metrów dalej.
Więcej o znakach na ziemi tutaj.
Teraz tylko wystarczyło przeskoczyć kilka kamiennych murków aby dostać się na to właściwe poletko, gdzie znajdował się znak.
Białe znaki ułożone dookoła wybrzeża Irlandii po wybuchu drugiej wojny światowej zostały współcześnie zabezpieczone i pomalowane na biało. To w końcu pomnik i dobrze, że ktoś o to dba. Z 83 znaków tego typu do dziś przetrwało tylko 9.
W 1944 roku w neutralnej Irlandii rozeszła się wieść, że alianci szykują desant w Normadii (znany jako D-day). "Neutralni" Irlandczycy dołożyli do znaków EIRE trochę kamieni aby pomóc aliantom w orientacji. Tak powstały numery od 1 do 83 informujące o położeniu.
Znak EIRE 50 można zobaczyć przy okazji zwiedzania starego kamiennego fortu Dun Eochla, który leży kilkaset metrów dalej.
Więcej o znakach na ziemi tutaj.
niedziela, 14 lipca 2013
Irlandzka herbata
Rozwiązanie fotozagadki
Na zdjęciu konkursowym widoczny jest fragment mozaiki przed wejściem do kawiarni Bewley's na deptaku Grafton Street. Co roku odwiedza to miejsce milion osób.
BEWLEY'S to uznana irlandzka marka, specjalizuje się w sprzedaży herbaty i kawy pod własną nazwą. Pierwszą herbaciarnię Bewley's w Dublinie otworzono wtedy, kiedy picie herbaty w Irlandii nie należało jeszcze do codziennych czynności.
Bewleyowie byli francuskimi kwakrami, którzy osiedlili się w Irlandii w XVIII wieku. Samuel Bewley podjął spore ryzyko zakupując ponad 2000 skrzyń z herbatą prosto z Chin. Znajomi pukali się w czoło: "kto ci to kupi?". Jednak znaleźli się tacy, co kupili. Interes zaczął się kręcić, a Irlandczycy nabrali ochoty na picie nie-angielskiej herbaty. Pierwszą herbaciarnię otwarto w 1894 r. na South Great Georges Street w Dublinie.
Po odzyskaniu niepodległości otwarta została herbaciarnia Bewley's na Grafton Street, dziś chyba najbardziej rozpoznawalna. Już wtedy Irlandczycy nie wyobrażali sobie dnia bez aromatycznej herbaty.
Wraz z upływem czasu do herbaty zaczęto dolewać mleka, a herbaciarnia Bewley's zamieniła się w herbaciarnio-kawiarnię. Doszły do tego ciasteczka i rogaliki, a potem Grafton Street została zamknięta dla pojazdów i stała się popularnym deptakiem pełnym ulicznych grajków.
Bewley's Oriental Cafe przy głównym deptaku Dublina jest przygotowana na przyjęcie setek miłośników kawy i herbaty dziennie. Każdego roku to miejsce odwiedza milion osób.
BEWLEY'S to uznana irlandzka marka, specjalizuje się w sprzedaży herbaty i kawy pod własną nazwą. Pierwszą herbaciarnię Bewley's w Dublinie otworzono wtedy, kiedy picie herbaty w Irlandii nie należało jeszcze do codziennych czynności.
Zagadkę odgadła ROSE i do niej powędruje pakiecik z nagrodami. Kolejna fotozagadka za miesiąc. Serdecznie zapraszam.
_________________________________________________________________
Samuel Bewley w 1835 roku wygrał bitwę z angielską herbatą. Przełamał monopol East India Company, która dostarczała liście herbaty z odległych brytyjskich kolonii w Indiach wprost do filiżanek fajfokloków i zamożnych irlandzkich protestantów. _________________________________________________________________
Bewleyowie byli francuskimi kwakrami, którzy osiedlili się w Irlandii w XVIII wieku. Samuel Bewley podjął spore ryzyko zakupując ponad 2000 skrzyń z herbatą prosto z Chin. Znajomi pukali się w czoło: "kto ci to kupi?". Jednak znaleźli się tacy, co kupili. Interes zaczął się kręcić, a Irlandczycy nabrali ochoty na picie nie-angielskiej herbaty. Pierwszą herbaciarnię otwarto w 1894 r. na South Great Georges Street w Dublinie.
Po odzyskaniu niepodległości otwarta została herbaciarnia Bewley's na Grafton Street, dziś chyba najbardziej rozpoznawalna. Już wtedy Irlandczycy nie wyobrażali sobie dnia bez aromatycznej herbaty.
Wraz z upływem czasu do herbaty zaczęto dolewać mleka, a herbaciarnia Bewley's zamieniła się w herbaciarnio-kawiarnię. Doszły do tego ciasteczka i rogaliki, a potem Grafton Street została zamknięta dla pojazdów i stała się popularnym deptakiem pełnym ulicznych grajków.
Bewley's Oriental Cafe przy głównym deptaku Dublina jest przygotowana na przyjęcie setek miłośników kawy i herbaty dziennie. Każdego roku to miejsce odwiedza milion osób.
piątek, 12 lipca 2013
Fotozagadka na lipiec
Zasady konkursu związanego z Dublinem są TUTAJ. Liczą się wyłącznie odpowiedzi umieszczane w komentarzach pod tym postem.
Na razie komentarze są wyłączone, czas do namysłu jest do niedzieli do godz. 19.00 czasu dublińskiego.
Co jest na poniższym zdjęciu?
Drobiazgi dla zwycięzcy:
1. Kalendarz ścienny na 2014 z fotografiami Irlandii z lat 50.
2. Przepisy na tradycyjne irlandzkie ciasta do herbaty
3. kilka podstawek pod herbatę
4. Koncertowe CD Phila Lynotta
5. DVD z kilkoma niepublikowanymi klipami zespołu U2 "The History Mix"
Na razie komentarze są wyłączone, czas do namysłu jest do niedzieli do godz. 19.00 czasu dublińskiego.
Co jest na poniższym zdjęciu?
Drobiazgi dla zwycięzcy:
1. Kalendarz ścienny na 2014 z fotografiami Irlandii z lat 50.
2. Przepisy na tradycyjne irlandzkie ciasta do herbaty
3. kilka podstawek pod herbatę
4. Koncertowe CD Phila Lynotta
5. DVD z kilkoma niepublikowanymi klipami zespołu U2 "The History Mix"
czwartek, 11 lipca 2013
Dziwki z Galway
Z jakiegoś powodu taką dziwną nazwą ochrzczono w zatoce Galway piekielnie szybkie łodzie. Galway hooker to jedna z tradycyjnych irlandzkich łodzi, które używane są wyłącznie w rejonie Galway i Mayo.
Ostry, wąski kadłub i jeden maszt z trzema żaglami pozwalał zwinnie poruszać się po wodach zatoki, gdzie często wieją silne i porywiste wiatry, a dno przy brzegach jest dość płytko. Szybki sprint po falach pozwalał uwinąć się z ładunkiem przed zmianą pogody. Czarna farba na poszyciu i czerwono-brązowe płótno sprawiały, że łodzie widoczne były z daleka.
Łodzie typu Galway hooker przewoziły z Connemary i Mayo torf potrzebny do opalania chat na wyspach Aran i na skalistym The Burren. Natomiast w drodze powrotnej zabierały wapień, który mieszkańcom Connemary i Mayo pozwalał zneutralizować bagienne gleby. Rzadziej używane były jako łodzie rybackie.
Jeśli komuś nie podoba się nazwa "dziwka z Galway" może używać jednej z irlandzkich nazw tych łodzi: Bád Mór, Leathbhád, Gleoiteog albo Púcán.
W ostatnich latach wzrosło zainteresowanie tym rodzajem łodzi i co roku na wodach hrabstw Galway i Clare odbywają się zawody hookerów. Najbliższe będą 16 - 17 - 18 sierpnia 2013 w zatoce Kinvarra w ramach festiwalu Cruinniu na mBád.
Galway Hooker to też nazwa piwa z łódką na etykiecie.
Ostry, wąski kadłub i jeden maszt z trzema żaglami pozwalał zwinnie poruszać się po wodach zatoki, gdzie często wieją silne i porywiste wiatry, a dno przy brzegach jest dość płytko. Szybki sprint po falach pozwalał uwinąć się z ładunkiem przed zmianą pogody. Czarna farba na poszyciu i czerwono-brązowe płótno sprawiały, że łodzie widoczne były z daleka.
Łodzie typu Galway hooker przewoziły z Connemary i Mayo torf potrzebny do opalania chat na wyspach Aran i na skalistym The Burren. Natomiast w drodze powrotnej zabierały wapień, który mieszkańcom Connemary i Mayo pozwalał zneutralizować bagienne gleby. Rzadziej używane były jako łodzie rybackie.
Jeśli komuś nie podoba się nazwa "dziwka z Galway" może używać jednej z irlandzkich nazw tych łodzi: Bád Mór, Leathbhád, Gleoiteog albo Púcán.
W ostatnich latach wzrosło zainteresowanie tym rodzajem łodzi i co roku na wodach hrabstw Galway i Clare odbywają się zawody hookerów. Najbliższe będą 16 - 17 - 18 sierpnia 2013 w zatoce Kinvarra w ramach festiwalu Cruinniu na mBád.
Galway Hooker to też nazwa piwa z łódką na etykiecie.