To pora roku, która w Irlandii wygląda zazwyczaj zupełnie inaczej niż w Polsce, jednak tegoroczna zima wygląda inaczej nawet niż
 zwyczajne irlandzkie zimy. Globalne ocieplenie przejawia się widocznie 
tym, że tam gdzie w grudniu bywało dość ciepło teraz po prostu pada 
śnieg. 
Dla
 nas taka zima to bułka z masłem, bo cóż strasznego może być w kilku 
centymetrach śniegu i kilku stopniach mrozu, to przecież i tak cieplej 
niż w Polsce (i wreszcie deszcz nie pada :). Nie takie zimy się przeżyło
 a pojechać samochodem możemy przecież w każdych warunkach. Można się dziwić, z czego oni robią taką sprawę, przecież w Polsce nawet przy minus 18 stopniach dzieciaki muszą biegać z tornistrami do szkoły. W Irlandii co tylko śnieg spadnie – to od razu ogłaszają ferie zimowe. O co w tym chodzi?
Niezapowiedziany
 tydzień przerwy w szkołach pozwala zrozumieć jak bardzo śnieg i mróz są
 niebezpieczne dla zdrowia i życia Irlandczyków. Irlandia nie jest do 
takich zim przygotowana, nie są na nią gotowe irlandzkie domy, samochody
 ani szkoły. Sami Irlandczycy powoli się przyzwyczajają, przed rokiem 
mieli próbę generalną, o czym wspominałem o tu. 
Przypuśćmy
 więc, że ktoś zawozi dziecko do szkoły mimo, że w nocy padał śnieg. 
Dziecko zostaje razem z innymi w szkole położonej za miastem, gdzie 
wszyscy przywożą swoje pociechy samochodami, a w tym czasie śnieg sobie 
powolutku pada dalej. Po południu zaczyna się dramat - nie ma kto 
odebrać dzieci, ponieważ śniegu jest jeszcze więcej, a droga do szkoły 
jest bielusieńka. W Polsce – nic takiego, z czym nie można by sobie 
spokojnie poradzić. Po prostu zima znowu zaskoczyła drogowców. Ale w 
Irlandii jest zupełnie inaczej.
Tu
 drogowców w ogóle nie ma, więc zima ich nie mogła zaskoczyć. Nie 
istnieją tu pługi śnieżne, solarki ani piaskarki. Nie ma łopat do 
śniegu. Jest natomiast śnieg, szufle do węgla i maszyny ściągnięte z pól
 i budów w miarę przystosowane do odgarniania śniegu z dróg.
Opony
 zimowe również nie istnieją. Każdy jeździ na zwykłych oponach nie 
przystosowanych do niskich temperatur, oponach które ślizgają się, 
twardnieją i mają przyczepność zbliżoną do plastikowej butelki z wodą 
mineralną. Jedynym ratunkiem jest spuszczenie połowy powietrza z opon, o
 ile ktoś zna ten patent. 
W
 dodatku połowa kierowców zamiast płynu do spryskiwaczy i do chłodnicy 
używa zwykłej wody. Normą staje się poranne polewanie zamarzniętych szyb
 wodą z czajnika. Skutków tej niefrasobliwości nie muszę chyba bliżej 
przedstawiać. Sąsiedzi mają hardkor, ale przynajmniej przy głównej ulicy
 łatwiej o miejsce do parkowania.
Powyższe
 czynniki składają się na paraliż kraju, o którym możecie usłyszeć w 
telewizji. Nieprzejezdne drogi, zamknięte szkoły, opóźnione pociągi i 
autobusy, odwołane loty, wyspa odcięta od reszty świata. Opóźnione 
dostawy do sklepów, odwołane mecze i zawody sportowe, niewywiezione 
śmieci, korki na autostradach i obwodnicach, na których drożny jest 
tylko jeden pas ruchu. I niezliczona ilość stłuczek. A wszystko to z 
powodu kilku centymetrów śniegu…
  
  
Od
 środka (Irlandii) nie wygląda to wcale najgorzej. Owszem, spadło nam 
trochę śniegu, więc jest nowy temat do rozmowy (w Irlandii ludzie wciąż 
lubią ze sobą rozmawiać). Kto nie musi jechać, zostawia auto pod domem, 
zakłada kalosze i idzie pieszo. Jeśli ma za daleko, to po prostu zostaje
 w domu. Nie ma potrzeby ryzykować życia. Lata wkładania do głów zasad 
bezpieczeństwa przynoszą teraz efekty. Dzięki temu nie trzeba się teraz 
obawiać, że ktoś wyleci z roboty z powodu surowej zimy. Jeżeli nie 
przyszedł do pracy – to znaczy że naprawdę nie mógł. My jakoś zniesiemy 
to, że w banku jest otwarte tylko jedno okienko a w Tesco tylko trzy 
kasy. Mimo długiej kolejki też można porozmawiać.
- Dojechałeś jakoś do pracy w ten zimowy dzień.
- Taaak, musiałem odgarniać śnieg z przedniej szyby okładką mojej płyty kompaktowej i bardzo powoli jechać. Boże, jechałem chyba z godzinę!
- A daleko mieszkasz? 
- Trzy mile stąd.
Ciekawe, czy odgarnie śnieg również z reflektorów jak będzie wieczorem wracał do domu. 
Jednak
 najgorsze dopiero przed nami. Kiedy jest zima, to musi być zimno, jak 
powiedział pewien poeta pracujący w kotłowni. Kiedy mróz spadnie do 
minus 10 stopni to większość mieszkańców Irlandii zostanie pozbawiona 
wody, która zwyczajnie zamarznie z rurach doprowadzających ją do domów. 
Zakopano je za płytko nie przewidując globalnego ocieplenia. Warto więc 
rozejrzeć się zawczasu za znajomymi, którzy mieszkają w nowoczesnych 
apartamentach. Tam woda w rurach nie zamarznie i będziemy mogli do nich 
biegać z bańkami na wodę. Inaczej zostanie nam grzanie się przy kominku tradycyjnie opalanym torfem i topienie w nim śniegu na herbatę, rąbanie starych palet i dokarmianie braci mniejszych zeschniętym chlebem tostowym.  
  
  
I
 teraz wyobraźmy sobie, że w tej szkole, gdzie w powodu śniegu zostały 
rano uwięzione nasze dzieci i nie możemy ich odebrać - pękły w dodatku 
rury z wodą. Prawda, że lepiej, że szkoła jest zamknięta do odwołania, 
że dzieci znowu mają ferie zimowe, są bezpieczne i lepią bałwana koło 
domu? To właśnie nazywa się dmuchać na zimne.
P.S. Widziałem jedną piaskarkę w okolicach Dublina. Sypała kamieniami głównie po szybach.