KARTY

czwartek, 20 stycznia 2011

Zagadka irlandzkiej zimy

To pora roku, która w Irlandii wygląda zazwyczaj zupełnie inaczej niż w Polsce, jednak tegoroczna zima wygląda inaczej nawet niż zwyczajne irlandzkie zimy. Globalne ocieplenie przejawia się widocznie tym, że tam gdzie w grudniu bywało dość ciepło teraz po prostu pada śnieg. 
  
Dla nas taka zima to bułka z masłem, bo cóż strasznego może być w kilku centymetrach śniegu i kilku stopniach mrozu, to przecież i tak cieplej niż w Polsce (i wreszcie deszcz nie pada :). Nie takie zimy się przeżyło a pojechać samochodem możemy przecież w każdych warunkach. Można się dziwić, z czego oni robią taką sprawę, przecież w Polsce nawet przy minus 18 stopniach dzieciaki muszą biegać z tornistrami do szkoły. W Irlandii co tylko śnieg spadnie – to od razu ogłaszają ferie zimowe. O co w tym chodzi?
  
Niezapowiedziany tydzień przerwy w szkołach pozwala zrozumieć jak bardzo śnieg i mróz są niebezpieczne dla zdrowia i życia Irlandczyków. Irlandia nie jest do takich zim przygotowana, nie są na nią gotowe irlandzkie domy, samochody ani szkoły. Sami Irlandczycy powoli się przyzwyczajają, przed rokiem mieli próbę generalną, o czym wspominałem tu.

Przypuśćmy więc, że ktoś zawozi dziecko do szkoły mimo, że w nocy padał śnieg. Dziecko zostaje razem z innymi w szkole położonej za miastem, gdzie wszyscy przywożą swoje pociechy samochodami, a w tym czasie śnieg sobie powolutku pada dalej. Po południu zaczyna się dramat - nie ma kto odebrać dzieci, ponieważ śniegu jest jeszcze więcej, a droga do szkoły jest bielusieńka. W Polsce – nic takiego, z czym nie można by sobie spokojnie poradzić. Po prostu zima znowu zaskoczyła drogowców. Ale w Irlandii jest zupełnie inaczej.
  
Tu drogowców w ogóle nie ma, więc zima ich nie mogła zaskoczyć. Nie istnieją tu pługi śnieżne, solarki ani piaskarki. Nie ma łopat do śniegu. Jest natomiast śnieg, szufle do węgla i maszyny ściągnięte z pól i budów w miarę przystosowane do odgarniania śniegu z dróg.
  
Opony zimowe również nie istnieją. Każdy jeździ na zwykłych oponach nie przystosowanych do niskich temperatur, oponach które ślizgają się, twardnieją i mają przyczepność zbliżoną do plastikowej butelki z wodą mineralną. Jedynym ratunkiem jest spuszczenie połowy powietrza z opon, o ile ktoś zna ten patent. 

W dodatku połowa kierowców zamiast płynu do spryskiwaczy i do chłodnicy używa zwykłej wody. Normą staje się poranne polewanie zamarzniętych szyb wodą z czajnika. Skutków tej niefrasobliwości nie muszę chyba bliżej przedstawiać. Sąsiedzi mają hardkor, ale przynajmniej przy głównej ulicy łatwiej o miejsce do parkowania.
  
Powyższe czynniki składają się na paraliż kraju, o którym możecie usłyszeć w telewizji. Nieprzejezdne drogi, zamknięte szkoły, opóźnione pociągi i autobusy, odwołane loty, wyspa odcięta od reszty świata. Opóźnione dostawy do sklepów, odwołane mecze i zawody sportowe, niewywiezione śmieci, korki na autostradach i obwodnicach, na których drożny jest tylko jeden pas ruchu. I niezliczona ilość stłuczek. A wszystko to z powodu kilku centymetrów śniegu…
  
Od środka (Irlandii) nie wygląda to wcale najgorzej. Owszem, spadło nam trochę śniegu, więc jest nowy temat do rozmowy (w Irlandii ludzie wciąż lubią ze sobą rozmawiać). Kto nie musi jechać, zostawia auto pod domem, zakłada kalosze i idzie pieszo. Jeśli ma za daleko, to po prostu zostaje w domu. Nie ma potrzeby ryzykować życia. Lata wkładania do głów zasad bezpieczeństwa przynoszą teraz efekty. Dzięki temu nie trzeba się teraz obawiać, że ktoś wyleci z roboty z powodu surowej zimy. Jeżeli nie przyszedł do pracy – to znaczy że naprawdę nie mógł. My jakoś zniesiemy to, że w banku jest otwarte tylko jedno okienko a w Tesco tylko trzy kasy. Mimo długiej kolejki też można porozmawiać.

- Dojechałeś jakoś do pracy w ten zimowy dzień.
- Taaak, musiałem odgarniać śnieg z przedniej szyby okładką mojej płyty kompaktowej i bardzo powoli jechać. Boże, jechałem chyba z godzinę!
- A daleko mieszkasz? 
- Trzy mile stąd.

Ciekawe, czy odgarnie śnieg również z reflektorów jak będzie wieczorem wracał do domu. 
   
Jednak najgorsze dopiero przed nami. Kiedy jest zima, to musi być zimno, jak powiedział pewien poeta pracujący w kotłowni. Kiedy mróz spadnie do minus 10 stopni to większość mieszkańców Irlandii zostanie pozbawiona wody, która zwyczajnie zamarznie z rurach doprowadzających ją do domów. Zakopano je za płytko nie przewidując globalnego ocieplenia. Warto więc rozejrzeć się zawczasu za znajomymi, którzy mieszkają w nowoczesnych apartamentach. Tam woda w rurach nie zamarznie i będziemy mogli do nich biegać z bańkami na wodę. Inaczej zostanie nam grzanie się przy kominku tradycyjnie opalanym torfem i topienie w nim śniegu na herbatę, rąbanie starych palet i dokarmianie braci mniejszych zeschniętym chlebem tostowym.  
  
I teraz wyobraźmy sobie, że w tej szkole, gdzie w powodu śniegu zostały rano uwięzione nasze dzieci i nie możemy ich odebrać - pękły w dodatku rury z wodą. Prawda, że lepiej, że szkoła jest zamknięta do odwołania, że dzieci znowu mają ferie zimowe, są bezpieczne i lepią bałwana koło domu? To właśnie nazywa się dmuchać na zimne.
 

P.S. Widziałem jedną piaskarkę w okolicach Dublina. Sypała kamieniami głównie po szybach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz