KARTY

środa, 30 marca 2011

Zagadka mojego aparatu

Ostatnio dostałem kilka zapytań o aparat, którym robię zdjęcia. To Sony Cyber-shot 7,2 Mpx czyli zwykła kompaktowa cyfrówka. Wychodzą z niej zdjęcia takie jak to poniżej. 
  
Natomiast na blogu pokazuję to samo zdjęcie po zmianach kosmetycznych.
  
Nie sądzę, żeby to pierwsze zdjęcie, zrobione moją cyfrówką, na której ustawienia nie mam dużego wpływu podobało Wam się bardziej niż drugie. Nie oddaje też nawet w połowie uroku obrazka, który tego dnia na Connemarze zobaczyłem i postanowiłem sfotografować. Moim skromnym zdaniem zdjęcia z aparatu cyfrowego wymagają podstawowej obróbki, tak samo jak dawne zdjęcia z kliszy. 

Ja w dalszym ciągu jestem fotograficznym amatorem w trakcie nauki. Może niektórzy pamiętają, ale zaczynałem od ilustrowania niniejszego bloga zdjęciami z komórki. Mam nadzieję na dalszy postęp i na zdjęcia lepszej jakości, tak abyście na moim blogu zawsze z przyjemnością oglądali Irlandię.

poniedziałek, 28 marca 2011

Wiedźma na ścianie - Sheela-na-Gig

To najbardziej dziwaczna i tajemnicza kamienna płaskorzeźba, którą w Irlandii widziałem. Bo chyba sami przyznacie – wizerunek zadowolonej kobiety prezentującej szeroko rozwarte krocze wmurowany nad drzwiami kościoła nie jest tym, do czego człowiek jest przyzwyczajony. 
  
Sheela-na-Gig to w wolnym tłumaczeniu z celtyckiego: „Wiedźma na ścianie”, „Cecylka na gigancie”, „Cycata starucha” lub „Dama z łasiczką” - w zależności od tłumacza. Maszkarony tego typu odnaleziono na różnych kamiennych ścianach w ponad 1000 miejscach w Europie, z czego do dziś najwięcej (ponad 100) zachowało się w Irlandii, pewnie dlatego że zrujnowane budowle nikomu tu nie przeszkadzają.
  
Pochodzenie i znaczenie wizerunku kobiety rozkraczonej wysoko na ścianie średniowiecznego kościoła pozostaje kompletnie niejasne. Pierwsze Sheele pojawiły się na murach Francji i Hiszpanii w XI wieku. Zaraz potem gołe baby na murach zaczęły się pojawiać w Anglii, Walii, Szkocji i Irlandii, niczym jakaś zaraza. Badacze spierają się do dziś, czy maszkarony owe przedstawiały płodność czy też grzeszność kobiet. A może wszystko zaczęło się po prostu od żartu jakiegoś kamieniarza, który chciał swojemu księdzu przypomnieć, co w imię celibatu stracił. Może byłoby to rzeczywiście śmieszne, gdyby ów kamieniarz był gejem. 
  
Po ostatniej wyprawie w góry Slieve Bloom zatrzymałem się w wiosce Cadamstown aby napoić konie i kupić kawę. Płacąc za benzynę spytałem o coś ciekawego w pobliżu. Facet wystukał rachunek, zmierzył mnie wzrokiem i powiedział, że mogę poszukać czegoś za jego domem przy starym młynie, kawałek w górę rzeki. Wypiłem kawę, obejrzałem co tam miał w ogródku i wróciłem. 
- No cóż, znalazłem kilka starych kamieni młyńskich, płytę nagrobną z VIII wieku i Sheela-na-Gig. Znalazłeś czy ukradłeś? – zażartowałem. Na dźwięk słowa „Sheela-na-Gig” gość spoważniał, zawołał kogoś z zaplecza i wyszedł ze mną na zewnątrz. 
  
Patrick wyjaśnił mi, że jest z zamiłowania rzeźbiarzem i że wszystko co zobaczyłem w jego ogrodzie wykonał on sam. Spytał mnie skąd wiem o Sheela-na-Gig, więc wdaliśmy się w miłą pogawędkę. Potem zaprowadził mnie na górkę za młynem, aby pokazać mi swoją największą rzeźbę. Ale o tym będzie dopiero w następnym wpisie, bo dzisiejszym tematem jest przecież Sheela-na-Gig – czyli wiedźma na kościelnym murze.
 

piątek, 25 marca 2011

Trim i brama echa

Zdarzyło mi się kiedyś zatrzymać pod ukrytym między gałęziami drzewa znakiem. Stara tabliczka informowała, że mam stanąć przy bramie i krzyknąć w stronę pasących się krów: TRZYNASTOWIECZNA KATEDRA SAJMONA DEROSZFORTA!!! a potem poczekać co się stanie...
   
Co się stało, to się nie odstanie :) Wróciłem szybko do samochodu, żeby spisać współrzędne GPS tej bramy bo na pewno tu wrócę nieraz ze znajomymi.  

 
To co wyprawia echo w tym miejscu jest niesamowite. Brama Echa w Trimie jest na czwartym miejscu listy alternatywnych atrakcji Irlandii.

poniedziałek, 21 marca 2011

W kamiennym kregu

Kamienny krąg (stone circle) to megalityczna struktura, która od dawna porusza wyobraźnię i wzbudza ciekawość swoją tajemniczością i przeznaczeniem. Pierwsze zagadkowe kręgi utworzone z głazów powstały ponad 6 tysięcy lat temu. Chociaż ich prawdziwych funkcji jeszcze nie poznaliśmy i być może nigdy nie poznamy, to z całą pewnością kręgi te związane były z kultem Słońca, które wtedy było najważniejszym z bogów. 
  
Wiele kamiennych kręgów już znikło, kamienie posłużyły jako budulec. Szacuje się że w Europie pozostało jeszcze ponad 1000 kręgów, głównie na Wyspach Brytyjskich, w Irlandii i Francji. Spośród wielu domniemanych funkcji kręgów najciekawsza jest teoria wiążąca je z astronomią. Twórcy kamiennych kręgów żyli w okresie epoki kamienia i brązu, dopiero uczyli się tworzyć narzędzia i ich używać, ubierali się w skóry zwierząt i jedli rękami, jednak dzisiejsi naukowcy nie są w stanie wytłumaczyć jakim cudem ci ludzie zbudowali tak precyzyjne konstrukcje. Wschodzące słońce w najdłuższym dniu przechodzi co roku dokładnie pomiędzy dwoma największymi kamieniami i oświetla kamień stojący w centrum kręgu niczym ołtarz. Taki spektakl wyreżyserowany przez ludzi neolitu wzbudza szacunek. 
  
Najbardziej znanym kamiennym kręgiem na świecie jest Stonehenge w Anglii. Co roku w dniu letniego przesilenia gromadzą się tam tysiące ludzi. Siła przyciągania Stonehenge wynika z przekonania, że kamienie gromadzą pozytywne wibracje i dobrą energię, mają właściwości magiczne i lecznicze oraz potrafią chronić przed szkodliwym działaniem otoczenia.
  
Irlandia pełna jest kamiennych kręgów, podobnie jak cała Szkocja, Walia i Anglia. Niektóre z nich wymieniane są w przewodnikach, prowadzą do nich znaki a w pobliżu można wygodnie zaparkować. Wtedy zazwyczaj turysta może podziwiać ładny widok na góry lub morze, a o kręgach może poczytać na tabliczce informacyjnej. 
  
Inne kręgi z kamienia znaleźć można w pobliżu zamieszkanych domów, w pobliżu wiosek. Zawsze pytam, czy mogę popatrzeć z bliska i nigdy nie spotkałem się z odmową. Czasem farmer sam proponuje mi zrobienie pamiątkowej fotki ze mną w kamiennym kręgu. Takie miejsca są zazwyczaj zadbane. Na prywatnym terenie stoi kawał irlandzkiej historii, więc trawa musi być skoszona.
  
Jeszcze inne kamienne kręgi stoją w lasach i nie są oznakowane ani wymienione w żadnych przewodnikach. Dotrzeć do nich można tylko dzięki wskazówkom tych, którzy już tam kiedyś byli, miejscowi też pokażą drogę. W takich miejscach można w kamiennym kręgu stanąć sam na sam z legendami, energiami, wibracjami i tajemniczymi symbolami wyrytymi w kamieniach. Czasem też sam na sam z własnym lękiem...  
  
Wśród głównych zastosowań kamiennych kręgów wymienia się dziś: obserwatoria astronomiczne, miejsca obrzędowe szamanów i druidów, czakramy energetyczne, portale kosmiczne, bramy czasu, lądowiska. Hipotezy mieszają się z legendami, a mity ze współczesnością. Nie ma reguły co do wielkości kręgu ani ilości kamieni. Zazwyczaj średnica kręgu to około 20-30 metrów.  
  
Szukając kamiennych kręgów natknąć się można na ciekawych ludzi i na ciekawe obrzędy. Załapałem się kiedyś na obrzęd powitania wschodzącego słońca w towarzystwie kapłanki druidów odprawiającej swoje modły przy akompaniamencie celtyckich instrumentów i pieśni. Ten kielich zawierał czerwony sok żurawinowy. Był też drożdżowy placek do podziału. Tym razem wschód słońca odbył się niestety pośród chmur i mgieł.  
  
Kamienne kręgi w Irlandii są też świetnym przykładem gładkiego przejścia z pogańskiej wiary w Boga Słońce na wiarę chrześcijańską, którą w V wieku wprowadził w Irlandii św. Patryk. Wysocy Królowie rządzący Irlandią przez ponad dwa tysiąclecia po spotkaniu z Patrykiem po prostu dali się ochrzcić i zezwolili na to swoim poddanym. Dotychczasowe pogańskie ołtarze w kamiennych kręgach otrzymały dodatkowo wyryty symbol krzyża i już. 
  
Fenomen kręgów w kamieniu jest na tyle silny, że kamienne kręgi powstają również współcześnie. W oparciu o dostępną wiedzę i materiały tworzy w Polsce kamienne kręgi polski megalitomaniak, p. Andrzej Lamparski. Jeden z jego kręgów w Myślęcinku koło Bydgoszczy widoczny jest nawet z satelity.  

  
Kamienny krąg o mały włos nie został zlikwidowany, ponieważ w miejscowym katolickim społeczeństwie pojawiły się silne głosy potępienia. Toż to pogaństwo i szatan, to symbol ciemnoty i kołtuństwa! Andrzej został napiętnowany za propagowanie niebezpiecznych treści, dopiero po usunięciu tabliczek kamienny krąg przetrwał. Podobny krąg stoi w Skarbienicach. 
  
Jedną z ciekawych cech kamiennych kręgów jest ich położenie w stosunku do mórz i oceanów. W głębi lądu nie występują, największa odległość od morza to 200 km. Dlatego Irlandia i Wyspy Brytyjskie są pełne kamiennych kręgów. To również tłumaczy położenie polskich kamiennych kręgów głównie na Pomorzu.  

  
Jakie jest prawdziwe działanie kamiennego kręgu można sprawdzić osobiście. Wystarczy w nocy wejść na szczyt zamglonego wzgórza, odnaleźć jakiś kamienny krąg i poczekać na wschód słońca.

wtorek, 15 marca 2011

Wywiad ze mną - irlandzkie tajemnice

Wywiad, który przeprowadził ze mną p. Przemysław Pelikan z serwisu Tanie Loty. Pełen tekst na tej stronie

Irlandzkie tajemnice

Wraz z Pendragonem rozwiąż ,,irlandzkie zagadki" i poznaj Zieloną Wyspę od kuchni.

Nazywam się: Piotr Sobociński vel Pendragon
O mnie: Z zawodu jestem masażystą, od kilku lat moimi klientami są głównie Irlandczycy. W wolnych chwilach zwiedzam Irlandię, szukając pięknych widoków, różnych historycznych śladów i kamiennych pomników. Czasem udaje mi się coś sfotografować i opisać, wtedy pokazuję to na swoim blogu o Irlandii

Blog: Pendragon w Irlandii


Na początku 2007 roku, jak większość Polaków, wyjechał Pan za chlebem do Irlandii. Początki nie były łatwe. …

Do Irlandii przyjechałem prawie nie znając tego kraju, bez żadnych kontaktów ani znajomych, ale za to z ogromną wiarą w siebie. Zostawiałem w kraju swoją rodzinę i musiałem jej zapewnić utrzymanie, więc do dalekiej Irlandii wkraczałem z impetem i odwagą. Początek to było wielkie zdziwienie, bo prawie nie rozumiałem irlandzkiej mowy. Przyzwyczajałem się do akcentu przez kilka pierwszych dni, jednocześnie intensywnie szukając pracy. Efekty przyszły dość szybko – pierwszą pracę znalazłem po tygodniu, a już po pierwszym miesiącu pracowałem w swoim zawodzie, jako masażysta. Przyszła jednak samotność i tęsknota, poczucie odległości do Polski. W pokonywaniu codziennych trudności pomagali mi wtedy między innymi czytelnicy mojego bloga, który szybko stał się dość popularny. Dzięki temu też poznałem pierwszych Polaków w Irlandii.





Odkrywa Pan przed czytelnikami, ale chyba również przed sobą, tajemnice ,,Zielonej Wyspy”. Co Pana najbardziej zaskoczyło w Irlandii?

Byłem ciekaw tego państwa, chłonąłem wszelkie różnice, zapisywałem swoje obserwacje. Zaskoczyło mnie wiele rzeczy – ludzie, którzy nie narzekają na codzienność, którzy pozdrawiają nieznajomych na ulicy i uśmiechają się do nich. Wielonarodowość i wielokulturowość jest obecna nawet w małych miasteczkach. Zobaczyłem, jak można umawiać się na słowo nawet w poważnych kwestiach – bez pieczątek i pisemnych umów, jak prosto załatwiać można różne formalności, jak inaczej pracują urzędnicy, jak wygląda kraj bez PIT-ów, ZUS-u i zachłannego urzędu skarbowego, jak wysłany list może dojść już nazajutrz, pomimo, że tu w ogóle nie ma kodów pocztowych, wiele domów nie ma numerów, a niektóre ulice nawet nazw. Dobrze poznałem wąskie irlandzkie drogi i nauczyłem się jeździć po lewej stronie, co wcale nie okazało się trudne. Zaskoczyło mnie swoiste podejście Irlandczyków do czasu i jego pomiaru – zupełnie bez pośpiechu. Bardzo spodobały mi się irlandzkie puby i związana z nimi atmosfera. Byłem zaskoczony jak wiele się w nich dzieje, jak tętnią życiem i jak potrafią bawić się w nich ludzie w całkiem podeszłym wieku. Zdziwiła mnie irlandzka policja, która zatrzymuje samochód po to, by przypomnieć kierowcy, że nie jeździ się pod prąd, albo że tylny kierunkowskaz nie działa.


Zaskoczyła mnie bardzo również słynna irlandzka pogoda, te niesamowite chmury, wielokrotne tęcze, zmiany pogody po kilka razy dziennie, wszystkie pory roku w jeden dzień. Najbardziej zaskoczyło mnie jednak to, że tak bardzo mi się tu spodobało. Teraz żałuję, że do Irlandii nie przyjechałem 10 lat wcześniej. Natomiast wcale nie zaskoczył mnie smak Guinnessa z beczki – czułem, że to jest to.


Przemierza Pan Irlandię wzdłuż i wszerz, które miejsce najbardziej zwróciło Pana uwagę?

Jest wiele miejsc, do których lubię wracać. Najwięcej satysfakcji przynoszą mi miejsca, do których trudno jest dotrzeć i które zdobywam w samotności. Lubię wracać również w miejsca popularne i tłumnie odwiedzane. Imponującej struktury Giant’s Causeway nie da się zadeptać, oszałamiającego urwiska Cliffs of Moher nie przesłoni żadna ilość turystów, a ich obecność na Connemarze czy Ring of Kerry nie powinna w ogóle nikomu przeszkadzać.



Moim ulubionym miejscem jest wzgórze Loughcrew, gdzie wspinałem się dziesiątki razy – sam, ze znajomymi lub moimi klientami. Na szczycie wzniesienia znajduje się kamienny grobowiec korytarzowy, starszy od egipskich piramid. Spośród innych grobowców ten wyróżnia się wyjątkowym położeniem względem wschodzącego słońca – w czasie równonocy wiosennej i jesiennej słońce wpada przez wejście i rozświetla cały korytarz, ukazując w pełnym blasku wspaniałe rzeźby. To neolityczne widowisko widziałem na własne oczy wraz z kilkunastoma osobami. Było to niesamowite i wzruszające przeżycie.


Stara się Pan dotrzeć do ,,jądra” Irlandii. Czy już Pan odkrył i zasmakował prawdziwej Irlandii?

Tak, zasmakowałem Irlandii. Prawdziwa Irlandia moim zdaniem jest daleko od Dublina, pośród zielonych wzgórz pełnych owiec, surowych gór, urwistych klifów i piaszczystych plaż, gdzieś pomiędzy Morzem Irlandzkim, a Oceanem Atlantyckim. Tam można spotkać ludzi, którzy zawsze mają czas na pogawędkę z nieznajomym, którzy nie martwią się rzeczami błahymi, bo przeżyli już bardzo wiele. Można ich spotkać kiedy pędzą drogą owce, kiedy siedzą w wiejskim pubie, kiedy wskazują drogę. Irlandia to powolne i spokojne tempo życia, zgodne z rytmem natury. To również porośnięte bluszczem ruiny zamków, opactw i klasztorów; stojące w polu masywne, bogato rzeźbione krzyże; to smukłe okrągłe kamienne wieże, menhiry i dolmeny porzucone gdzieś poza wszelką cywilizacją. Taka Irlandia to bezkresne torfowiska, ciche jeziora, wąskie kanały i rzeki pełne mieszkalnych łodzi oraz wybrzeża dookoła wyspy, na których spotkać można wraki statków.




Prawdziwa Irlandia jest również w Belfaście. Można tam zrozumieć przyczynę konfliktu pomiędzy katolikami, a protestantami i spróbować rozstrzygnąć, kto ma rację. Mur oddzielający dwie dzielnice wyjaśnia 800 lat angielskiej okupacji i odpowiada na pytanie dlaczego język irlandzki ustąpił miejsca angielskiemu.


Kultura irlandzka, jakże odmienna od naszej, potrafi zaskoczyć każdego obcokrajowca. Na swoim blogu opisuje Pan wiele ,,irlandzkich zagadek”. Która jest Pana ulubioną?

Zagadki mają urozmaicać te wszystkie irlandzkie zabytki i ciekawe miejsca, które na swoim blogu opisuję. Chcę by mój blog przybliżał Polakom daleką Irlandię, więc staram się również w żartobliwy sposób przybliżać te sprawy, które najczęściej nas dziwią w Irlandii. A jest ich sporo, np. podwójne krany, brak kodów pocztowych, normalne wydawanie reszty przy kasie czy nienormalny paraliż kraju przy ledwie dwóch centymetrach śniegu. Spośród tych różnic najbardziej podoba mi się zwykła wyspiarska wtyczka do kontaktu z trzema bolcami. Ma bardzo wiele zalet i tylko jedną wadę – nie da się jej bezpośrednio podłączyć do kontaktu na kontynencie europejskim.




Irlandia to raj dla ludzi kochających historię. Pan również jest swoistym archeologiem, odkrywa Pan nieznane.

Dużo było tego odkrywania. Najpierw odkryłem, że historia czai się tu za każdym krzakiem. Potem, że cała historia Irlandii zapisana jest w kamieniu. Dałem się zainteresować, wciągnąć, porwać – odkryłem w końcu, że Irlandia stała się moją pasją. Rzeczywiście archeologia pełni bardzo ważną rolę w odkrywaniu Irlandii. Znam kilku tutejszych archeologów, byłem na świeżo odkrywanych stanowiskach, widziałem co można znaleźć ot tak po prostu w ziemi, jak jest to zabezpieczane i trafia potem do muzeów. Jednego dnia broń i amunicja zakopana przez IRA, a innego dnia naszyjnik z kości i grobowiec z epoki neolitu. Przy okazji budowy autostrad albo osiedli z ziemi odkrywane były przedziwne rzeczy. Każdego roku po żniwach z pól wyłaniają się ustawione pionowo kamienie, rzeźbione przez druidów albo kamienne dolmeny sprzed 5000 lat. Nikomu one nie przeszkadzają – wieśniacy żartują, że nie można ich przenieść, bo tam przy księżycu w pełni tańczą dobre wróżki. Puszczają do mnie oko i jak co roku omijają swoim traktorem kamienny pomnik.


Czy można już nazwać Irlandię drugą Pana ojczyzną?

Bardzo dobrze się w Irlandii czuję, tu jest teraz mój dom. Nie nazwałbym jednak Irlandii drugą ojczyzną. Mam trochę wiedzy o historii kraju, ale nie czuję się z nią związany emocjonalnie - to nie za moją wolność ginęli irlandzcy powstańcy. Zawsze chętnie tu wracam, ale moje korzenie są gdzie indziej. Nie zapominam o tym.




Jakie są Pana plany na przyszłość?

Od roku prowadzę również nową działalność polegającą na pokazywaniu Irlandii innym i mam zamiar to robić w dalszym ciągu. To zajęcie przynosi mi ogromną satysfakcję, a jednocześnie dzięki temu poznaję Irlandię jeszcze lepiej. Każdy nasz wyjazd jest inny i za każdym razem staram się ze swoją wycieczką coś nowego odkryć. Nie poruszam się tylko i wyłącznie utartymi szlakami, ale i nie mogę omijać tych najbardziej obleganych miejsc. Na szczęście za każdym razem udaje się coś nowego odkryć i coś fajnego przeżyć. Zainteresowanym tą formą poznawania Irlandii polecam swoją stronę Pendragon Tours: www.around-ireland.com

sobota, 12 marca 2011

Uniwersytet Maynooth - korytarze i witraże

Uniwersytet w Maynooth to miła odmiana dla oka przyzwyczajonego do ciągłego oglądania irlandzkich zamków i opactw w ruinach, pogańskich i celtyckich kamieni oraz innych pozostałości sprzed tysięcy lat. 
  
Uniwersytet w Maynooth powstał w 1795 roku jako katolicka szkoła wyższa kształcąca przede wszystkim w zakresie teologii, filozofii i prawa kanonicznego. Przez długie lata było to największe seminarium duchowne na świecie. Aż do roku 1992, kiedy to biskup Galway, Eamon Casey został szczęśliwym ojcem. 

Minęły już czasy, kiedy irlandzki ksiądz mógł bezkarnie gmerać pod komżą ministranta bez obawy, że nazajutrz w gazetach pojawi się jego zdjęcie w towarzystwie funkcjonariuszy Gardy. Co tu dużo gadać, Kościół Katolicki nieco się zmienił od tamtej pory a liczba powołań drastycznie spadła. Obecnie główne seminarium kraju w Maynooth kształci jedynie 81 kleryków. 
  
Natomiast Uniwersytet ma się bardzo dobrze. Kształci w przeróżnych kierunkach ponad 7,5 tysiąca studentów. To bardzo dużo zważywszy, że poza studentami w Maynooth mieszka około 15 tysięcy ludzi. To jedyna w kraju uczelnia wyższa, która nie znajduje się w mieście. 
  
Na terenie uniwersytetu znajdują się dwa rozległe campusy, duży park z wyjątkowo starymi cisami (mówią, że najstarszymi w kraju), biblioteka im. Jana Pawła II oraz kaplica, której szpiczasta wieża góruje nad mieściną i całą okolicą. Dostęp do tej kaplicy jest dość utrudniony. W końcu to kaplica najważniejszego seminarium duchownego w Irlandii. Prowadzi do niej kilka korytarzy, trzeba wybrać tylko te właściwe.
  
Wybór odpowiednich korytarzy jest nagrodzony wejściem do najbardziej bogatego w witraże, rzeźbione detale i czerwone sznurki (zabraniające siadania w ławkach zarezerwowanych dla kleryków) kościoła w hrabstwie Kildare. 
     

Mógłbym tam siedzieć jeszcze długo ale ciszę przerwała sprzątaczka, która kazała mi się wynosić, bo nie miałem pozwolenia na robienie zdjęć w kaplicy. Może to był pierwszy dzień jej pracy, w każdym razie poszedłem szukać tych starych cisów.
 

czwartek, 10 marca 2011

Filmy irlandzkie - komediowo

Irlandzki humor jest jeszcze bardziej wyrafinowany niż humor angielski. Rzekłbym - dla koneserów tematu. Jestem przekonany, że wraz z poznawaniem Irlandii i Irlandczyków wrażliwość obcokrajowców na ten rodzaj humoru może tylko rosnąć :)  Poniżej przedstawiam kilka propozycji. 
  
The Van (Furgonetka) 1996. Dwaj bezrobotni przyjaciele z północnego Dublina otwierają własny biznes - odnawiają starą, zarośniętą mchem furgonetkę i zaczynają sprzedawać tak lubiany przez Irlandczyków fast food. Ścieżka muzyczna - Eric Clapton. 

Father Ted (Ojciec Ted) 1995-1998, serial. Akcja dzieje się na małej wyspie u zachodnich wybrzeży Irlandii. Trzech księży i ich gospodyni przeżywają takie przygody, których nie przeszłaby żadna plebania w Polsce. Nieznane nam humorystyczne podejście do spraw wiary i duchowieństwa. Trzecia seria była tak śmieszna, że główny aktor, czyli ojciec Ted zmarł zaraz po nakręceniu ostatniego odcinka. 

The Snapper (Berbeć) 1993. Cóż może być śmiesznego w tym, że najstarsza z szóstki rodzeństwa zachodzi w ciążę? Toż to samo życie! Rzecz dzieje się w katolickim społeczeństwie, w jednej z dzielnic Dublina. Wszyscy się znają, jak to na wsi. Nie spodziewacie się nawet z czego w tej sytuacji można się śmiać. Jeysus feckin' eijit :)

sobota, 5 marca 2011

Zagadka używanej odzieży

Każdy, kto chociaż przez tydzień mieszkał w Irlandii, miał możliwość zetknięcia się z ulotkami zachęcającymi do wystawienia przed dom worka z niechcianymi ubraniami. Worki zostaną zabrane nazajutrz bez względu na pogodę a podobna ulotka wpadnie dwa albo trzy dni później. Odzież zostanie natomiast wysłana do Nigerii, Konga i innych kolorowych biednych krain. 

"Program zbiórki niepotrzebnej odzieży. Rozpaczliwie szukamy: niepotrzebnych męskich, damskich i dziecięcych ubrań, zasłon, pościeli i butów połączonych parami. Wszystkie te rzeczy będą posortowane i przekazane do krajów afrykańskich i innych rozwijających się krajów na terenie całego świata, gdzie ludzi nie stać na kupowanie sobie nowych ubrań. Niektóre z ubrań sprzedane zostaną w sklepach dla zwrócenia naszych kosztów. Cała reszta zostanie dostarczona bezpośrednio rodzinom, które tego potrzebują i zrobią z tych ubrań użytek. Czy wiesz, że polio paraliżuje 1000 dzieci każdego dnia?" (tłumaczenie z rzeczonej ulotki).

Powtórne wykorzystanie nieużywanych już ubrań i przedmiotów ma wiele walorów poczynając od ubierania biednych dzieci afrykańskich poprzez tanie zakupy w lokalnym charity shopie a na ekologii kończąc. Jednak moje podejrzenia wzbudziła częstotliwość ulotek wpadających przez moje drzwi. Czasem miałem wrażenie, że jestem świadkiem swoistej walki na ulotki.

Po zgromadzeniu 10 kolejnych świstków zadzwoniłem pod numery umieszczone na samym dole. Podałem się za fikcyjnego przedsiębiorcę, który chce nawiązać współpracę. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się że w ponad połowie przypadków jakąś tam współpracę mógłbym nawet nawiązać i to po polsku albo po rosyjsku. 

Zbiórki odzieży używanej mogą w Irlandii dokonywać wyłącznie zarejestrowane firmy działające w bardzo specyficznej formie a co za tym idzie – założenie takiej firmy dobroczynnej nie jest wcale proste, trzeba spełnić wiele kryteriów. Ale jak pokazuje doświadczenie – warto się natrudzić. Nikt nie kontroluje ile worków z odzieżą przywiezie objazdowy van ani co dokładnie tam się znajdzie. Ale na pewno przyjedzie w tych workach potencjał do wykorzystania. Jak go właściwie wykorzystać – o to zadbają sprytni przedsiębiorcy. Nie każdy worek wystawiony przed drzwi zostanie przekazany do sklepu dobroczynnego lub wysłany do krajów potrzebujących. Śmiem twierdzić, że większość swoich zdobyczy niektóre firmy wysyłają z Irlandii prosto do Polski. Dobroczynność jest różnie rozumiana.

Sortownia w Piasecznie. Pracuje tu prawie 100 osób. „Tu mam niesort z Irlandii, tu z Anglii. Na tej linii sortuje się odzież na Warszawę i na mniejsze miasta. Ubrania z rozdarciami i bez guzików wysyłam do Nigerii. A najgorsze szmaty sprzedaję do warsztatów” – opowiadał mi właściciel dużej sieci warszawskich szmateksów. Trafiłem do niego 4 lata temu sprzedając jakieś ubezpieczenia. Już wtedy pan J. działał w tym biznesie od 10 lat. Pokazał mi też inne rzeczy, które znaleźć można w „niesorcie”. Zabawki, walkmany, figurki - zwykły asortyment irlandzkich i angielskich „czariciaków”. Tyle, że w tym przypadku przedmioty te nigdy nie miały trafić do sklepów za grosze. 

Sortownia pod Dublinem. Tu oddziela się nieco ubrań oraz zabawki, walkmany i figurki - trafią potem do tutejszych sklepów charytatywnych. Resztę prasuje się w 40-kilogramowe bele i wysyła do Polski i innych „potrzebujących” krajów. Bezpośrednio do sortowni pana J. oraz wielu innych dobrze prosperujących sprytnych firm. Handel używanymi szmatami ma się w Polsce wciąż dobrze, jak wszyscy chyba wiedzą. Bela sprasowanej odzieży prosto z hurtowni kosztuje 600-800 zł. Taką cenę w hurcie płacą właścicielowi interesu małe sklepy, które potem każdą sztukę mogą wycenić i powiesić na wieszaku albo sprzedać na wagę.
  
Wielki sklep z odzieżą używaną gdzieś w Polsce. Po zrobieniu kilku zdjęć zostaję z niego wyrzucony. Jasne, jeszcze się coś wyda. Lokalnie ten sklep nosi nazwę „Rzeźnia”.

 
Ciekawostką jest, że nowy polar z kapturem kupiony w angielskim Primarku lub irlandzkim Penistorze kosztuje tyle prawie samo co taki sam ale używany kupiony w polskim lumpeksie. 

Nowa bluza z kapturem – 10 euro
Używana bluza z kapturem – 30 złotych. 
Widok klientów rzucających się na świeży stojak z importowanymi bluzami z kapturem - bezcenny.
  

wtorek, 1 marca 2011

Wyspy Aran - kamienne murki

Kamienne murki ciągnące się w nieskończoność to pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy na Aranach. Szare kamienie ustawione bez żadnej zaprawy mogą tak stać przez całe wieki, bo wiatr przez nie swobodnie przewiewa. Z pozoru nietrwała metoda układania kamieni zwana "dry stone" była na Aranach stosowana już przed trzema tysiącleciami i budowle z tamtego okresu wciąż stoją. Zobaczycie to w następnym odcinku.      
  
Skąd się wzięły te tysiące kilometrów kamiennych murków? Ludzie z niewyjaśnionych powodów osiedlili się na tym skalistym pustkowiu, gdzie cień dają tylko chmury, jedyna woda nadająca się do picia leci z nieba a glebę trzeba samemu robić latami z pokruszonych skał zmieszanych z wodorostami. Z czasem kamienie odkładane na bok zaczęły ogradzać małe poletka chroniąc uprawy przed wyrwaniem przez wiatr i pozwalając na trzymanie zwierząt.  
  
Sposób układania kamieni zależał od rodzaju i kształtu kamieni oraz od umiejętności i doświadczenia układającego. Wiele z tych murków ma tysiące lat. Czasem tylko trzeba je poprawić. Nawet te małe kamienie są dość ciężkie, więc te konstrukcje okazują się bardzo wytrzymałe i trwałe.    
  
Murki służyły między innymi jako zagrody dla owiec. Kiedy gospodarz chciał je przenieść do kolejnej "zagrody" po prostu rozbierał część muru i przeganiał owce dalej. Widziałem takie kwadratowe pułapki bez żadnej furtki ani przerwy w murze. Ciężko się tam dostać, ale jeszcze gorzej - wydostać. Najciekawiej jest jak się zabłądzi w labiryncie kamiennych murków i nie wiadomo gdzie się zostawiło rower... 
cdn.