Chciałbym Wam pokazać Belfast tak jak go zobaczyłem i jak
go poczułem. Dlatego uważam za konieczne nakreślić pewien rys
historyczny, bo bez zrozumienia historii nie możemy zrozumieć
teraźniejszości, zwłaszcza, że w Belfaście od wielu lat bywała ona
krwawa.
Belfast jest stolicą Irlandii Północnej - dziwnego tworu
administracyjnego utworzonego w 1921 roku. Jadąc z Republiki Irlandii
przekracza się niewidzialną granicę i wjeżdza się w obszar administracji
brytyjskiej wraz z jej walutą, religią i polityką.
Kiedyś
Irlandia była spokojnym domem Celtów, druidów i leprechaumów, zieloną
krainą dolmenów i megalitycznych budowli postawionych przez kosmitów.
Ostrzyły sobie na nią zęby legiony rzymskie, potem Wikingowie i ich
spadkobiercy - Normanowie. Nikomu jednak nie udało się przejąć władzy na
wyspie. Do czasu.
W 1171 roku Irlandia pod presją papieża
złożyła hołd lenny angielskiemu królowi Henrykowi II tracąc swoją
niepodległość na rzecz Anglii. Pech chciał, że kolejny Henryk, miłośnik
rozwodów, pokłócił się z kolejnym papieżem i postanowił w Anglii
wprowadzić protestantyzm wymyślony przez Marcina Lutra. Potem zaczął
wprowadzać nową religię również w Irlandii, bo ogłosił się również jej
królem. Henryk VIII zdobywał zarówno kobiety jak i wyspy.
Najbliższa
droga morska z angielskiej wyspy do wyspy irlandzkiej prowadzi do jej
północnej części. Tamtędy właśnie w XVII wieku na statkach zaczęli
przypływać osadnicy ze Szkocji i Anglii. Rodziny protestanckie wysłane
na inną wyspę dekretem króla nie były miło witane przez rodziny
katolickie, które musiały cały swój dobytek spakować i wynieść się ze
swoich domów gdzieś do rodzin na południu Irlandii.
Przez kolejne
wieki przez Irlandię przetoczyło się wiele powstań, wszystkie nieudane.
Irlandczycy chcieli pozbyć się niechcianych przybyszy, obcych rządów i
wojsk, przymusowej nauki angielskiego w szkołach. Brzmi znajomo? Ale 750
lat okupacji brytyjskiej to nie to samo co 123 lata okupacji
rosyjskiej. Teraz każdy Irlandczyk mówi po angielsku, który jest
językiem urzędowym. Po irlandzku obecnie mówi mało kto. A ja ciągle
piszę po polsku.
Można komuś kazać pod przymusem, kogo ma
słuchać, ale nie można mu kazać w co ma wierzyć. Irlandzka walka o
niepodległość to była walka z okupantem, który wierzył w Boga inaczej.
Protestanci z Anglii chcieli, żeby Irlandczycy wierzyli tak jak oni, a
oni bardzo protestowali.
W końcu w 1921 roku Irlandia odzyskała
niepodległość. Podpisano traktat, powstała wtedy Republika Irlandii
zajmująca większą część wyspy oraz Irlandia Północna ze stolicą w
Belfaście. Zamieszkałym zarówno przez protestantów z angielskimi
korzeniami oddających cześć Królowej, jak i przez irlandzkich katolików
uważających, że Irlandia powinna być w całości irlandzka i katolicka.
Przechodzę wreszcie do Belfastu.
Centrum
miasta jest kolorowo oświetlone, przy gmachu City Hall stoi całoroczne
koło młyńskie, z którego można bez względu na pogodę podziwiać
rozbudowującą się metropolię, bo wagoniki są zamknięte i klimatyzowane.
Wieczorem wygląda to uroczo.
Jednak w nocy ludzie chodzą wcześniej spać. Wcześniej niż
w Republice Irlandii. Mniej ludzi w pubach, mniej na ulicach. Nie można
nic zjeść na mieście po 23.00. Jakiś opancerzony wóz policyjny
delikatnie daje do zrozumienia, że lepiej by było, żebyśmy sobie stąd
już poszli.
Centrum pełne turystów, urzędników, robotników i
innych ludzi w swoich uniformach w dzień wygląda inaczej, normalnie. Nie
można poznać, że kilka lat temu krew protestantów i katolików barwiła
te chodniki. Zastanawiam się, czy asfalt na głównych ulicach celowo
został zabarwiony na czerwono.
W centrum miasta, w biurach,
spotykają się zarówno protestanci, jak i katolicy. Nie mają większych
problemów niż to, jak obsłużyć klienta, albo gdzie jest ten raport z
wczoraj. Mieszkają jednak w innych dzielnicach.
Dzielnica
protestancka czyli angielska rozpoczyna się ostrzeżeniem, że rządzi tu
królowa brytyjska i w jej kolorach malujemy krawężniki, słupki
parkingowe, zdobimy domy flagami i mamy swoje nacjonalistyczne sklepy.
Kostuchy z dawno minionego Halloween wiszą tu cały rok ku przestrodze
katolików, którzy tu się zapuszczają ze swoimi aparatami. W Południowym
Belfaście granicą jest ulica Sandy Row.
Do dzielnicy protestanckiej można bezkarnie wejść pieszo
albo wjechać specjalną taksówką. Mogą w niej usiąść cztery osoby,
wszyscy twarzami do siebie, to przerobiony na Belfast turystyczny Nissan
Micra. Swój samochód z republikańską tablicą rejestracyjną lepiej
zostawić na płatnym parkingu w centrum miasta. Nie wiadomo co też komuś
może przyjść do głowy, kamieni tu pod dostatkiem, a butelka z benzyną
też się znajdzie. Szkło ze stłuczonej szyby samochodowej leży właśnie
przede mną na asfalcie. W Shankill nie łatwo czuć się bezpiecznie będąc
katolikiem - wystarczy tylko spojrzeć na nazwę dzielnicy - jest tam
słowo KILL.
Specjalnie oznakowaną nietykalną taksówką kierowaną przez
katolickiego kierowcę wjeżdżamy do dzielnicy protestantów. Czy kiedyś
wsiadając do taksówki usłyszeliście pytanie, jakiego jesteście wyznania?
Skąd wiem, że nasz kierowca był katolikiem? Czuliśmy to kiedy opowiadał
o tym, co mijamy i kiedy wyłączał silnik.
Murals - po polsku graffiti. Setki domów, których boczne
ściany pozbawione okien są pomalowane. Każdy dom to inna historia
opowiedziana na zlecenie rodziny zabitego, albo pod wpływem wyższej
potrzeby. Religijnej potrzeby.
"Katolicyzm to więcej niż religia - to siła polityczna,
dlatego wierzę, że nie będzie pokoju w Irlandii dopóki Kościół Katolicki
nie upadnie" - Oliver Cromwell
Jedna z wielu ścian upamiętniająca działacza Ulsteru zabitego przez partyzantów z IRA.
Stevie był płatnym zabójcą - na zlecenie likwidował
działaczy IRA. Kiedy zaczął żądać większych pieniędzy za swoją pracę -
został zlikwidowany przez swoich mocodawców z Ulster Freedom Fighters.
Jego rodzina zamówiła u grafficiarzy taki nagrobek na ścianie swojego
domu.
H - block, czyli więzienie, w którego dwóch skrzydłach osadzeni byli osobno katolicy i protestanci. Łącznik to "no men's land".
Budynek
niedawnego sądu - obecnie w stadium rozkładu. Mógłby tu być teraz
niezły hotel, ale nikt nie bierze na siebie tego ryzyka. Więźniowie
przyprowadzani byli do sądu korytarzem pod ulicą. Naprzeciwko -
niszczejące więzienie.
Przez te wszystkie lata ciągła gotowość do walki.
Królowa Matka żyła bardzo długo. W Shankill żyje nadal, na ścianie tuż obok supermarketu.
Synowie Ulsteru nie zapomną nigdy.
Dzieci wojny totalnej w 1969 roku.
Kolejny zasłużony bojownik słusznej sprawy.
Dzielnicę protestancką oddziela od katolickiej mur, zwany
Linią Pokoju. Ciągnie się od samego centrum przez kilka kilometrów do
granic miasta na wzgórzach. W betonowym murze podwyższonym stalowymi
siatkami jest kilka bram. Niektóre są zamknięte na głucho przez cały
rok, inne zamykane są dopiero w piątek, kiedy ludzie idą po wypłacie do
pubów i może im się coś przypomnieć. Bramy otwierane są przez służby
miejskie dopiero w poniedziałek o 6.00 rano, żeby było bliżej do roboty.
Po przejechaniu tej bramy bezpieczną taksówką oglądamy tę
samą historię widzianą innymi oczami - katolików z Belfastu. Jesteśmy w
dzielnicy Falls.
Lider IRA - Bobby Sands uwięziony zagłodził się na śmierć w strajku głodowym w 1981 r.
Brendan
Hughes - inny lider IRA - odmówił założenia więziennego uniformu i
spędził cały czas odsiadki w samym kocu. Zmarł w tym roku.
Długi mur z malowidłami po stronie katolickiej.
Jeden
z kilku katolickich "ogrodów pamięci". Są tu nazwiska dzieci zabitych w
zamachach bombowych, irlandzkich turystów podróżujących po Hiszpanii,
księdza zastrzelonego przez żołnierzy brytyjskich w pobliskim kościele. I
wielu, wielu innych.
Krwawe zamieszki z różnym natężeniem pojawiały się w
Belfaście w XX wieku. Powstanie wielkanocne w 1916, wojna domowa w 1922,
wojna totalna rozpoczęta od "Krwawej niedzieli" w 1972 roku, kiedy brytyjscy żołnierze otworzyli ogień do katolickiej ludności. Irlandzki
katolicki zespół U2 napisał o tym piosenkę. Jeżeli można w rockowy
sposób wyrazić protest przeciwko walkom religijnym to oni zrobili to
całkiem nieźle. Nazwiska ludzi, którzy zostali zabici przez brytyjskich
żołnierzy za to, że wierzyli inaczej pojawiły się na koncercie na zamku w
Slane.
SUNDAY BLOODY SUNDAY
Paramilitarne grupy Ulsteru wymienione na murze powyżej
walczyły o wolność z Irlandzką Armią Republikańską, która też walczyła o
wolność. Obie strony strzelały do siebie amerykańską amunicją. UFF czy
też UDA kontrolowane były przez Żelazną Damę z Londynu. Partyzanci z IRA
nie mogli zaszkodzić jej wpływom w Irlandii Północnej, takie było
zdanie rządu brytyjskiego.
IRA powstała w 1916 roku i od początku
walczyła o pokój, aż się lała krew. Podkładała bomby, strzelała do UFF i
UDA, napadała na brytyjskie koszary i organizowała zamachy w Londynie.
Trzy lata temu IRA oddała oficjalnie przed specjalną pokojową komisją
dużą część swojej broni i powiedziała, że to już koniec walk. Bojownicy
Ulsteru stwierdzili również, że teraz lepiej chodzić na zakupy do
centrum niż strzelać i schowali również dużą część swojej broni.
Bramy
w murze pokoju są dziś nadal zamykane w dzień wypłaty, a kraty w oknach
na parterze nie dopuszczają możliwości, żeby jakiś motocyklista wrzucił
do mieszkania bombę.
Strzeżonego Pan Bóg strzeże, zwłaszcza w Belfaście, kiedy ta historia jest taka świeża. I nikt nie rozwikłał do tej pory zagadki, jakiego wyznania jest sam Bóg.
Sondaże
pokazują, że jest duża grupa ludności, która chce utworzenia państwa
Irlandii Północnej, oddzielonego administracyjnie zarówno od imperium
brytyjskiego jak i od Republiki Irlandii. Na razie w Belfaście jest
pokój, ale czy we wszystkich sercach? Nie wiem.