KARTY

niedziela, 10 maja 2009

Belfast - historia namalowana na murach

Chciałbym Wam pokazać Belfast tak jak go zobaczyłem i jak go poczułem. Dlatego uważam za konieczne nakreślić pewien rys historyczny, bo bez zrozumienia historii nie możemy zrozumieć teraźniejszości, zwłaszcza, że w Belfaście od wielu lat bywała ona krwawa.

Belfast jest stolicą Irlandii Północnej - dziwnego tworu administracyjnego utworzonego w 1921 roku. Jadąc z Republiki Irlandii przekracza się niewidzialną granicę i wjeżdza się w obszar administracji brytyjskiej wraz z jej walutą, religią i polityką.

Kiedyś Irlandia była spokojnym domem Celtów, druidów i leprechaumów, zieloną krainą dolmenów i megalitycznych budowli postawionych przez kosmitów. Ostrzyły sobie na nią zęby legiony rzymskie, potem Wikingowie i ich spadkobiercy - Normanowie. Nikomu jednak nie udało się przejąć władzy na wyspie. Do czasu.

W 1171 roku Irlandia pod presją papieża złożyła hołd lenny angielskiemu królowi Henrykowi II tracąc swoją niepodległość na rzecz Anglii. Pech chciał, że kolejny Henryk, miłośnik rozwodów, pokłócił się z kolejnym papieżem i postanowił w Anglii wprowadzić protestantyzm wymyślony przez Marcina Lutra. Potem zaczął wprowadzać nową religię również w Irlandii, bo ogłosił się również jej królem. Henryk VIII zdobywał zarówno kobiety jak i wyspy.

Najbliższa droga morska z angielskiej wyspy do wyspy irlandzkiej prowadzi do jej północnej części. Tamtędy właśnie w XVII wieku na statkach zaczęli przypływać osadnicy ze Szkocji i Anglii. Rodziny protestanckie wysłane na inną wyspę dekretem króla nie były miło witane przez rodziny katolickie, które musiały cały swój dobytek spakować i wynieść się ze swoich domów gdzieś do rodzin na południu Irlandii.

Przez kolejne wieki przez Irlandię przetoczyło się wiele powstań, wszystkie nieudane. Irlandczycy chcieli pozbyć się niechcianych przybyszy, obcych rządów i wojsk, przymusowej nauki angielskiego w szkołach. Brzmi znajomo? Ale 750 lat okupacji brytyjskiej to nie to samo co 123 lata okupacji rosyjskiej. Teraz każdy Irlandczyk mówi po angielsku, który jest językiem urzędowym. Po irlandzku obecnie mówi mało kto. A ja ciągle piszę po polsku.

Można komuś kazać pod przymusem, kogo ma słuchać, ale nie można mu kazać w co ma wierzyć. Irlandzka walka o niepodległość to była walka z okupantem, który wierzył w Boga inaczej. Protestanci z Anglii chcieli, żeby Irlandczycy wierzyli tak jak oni, a oni bardzo protestowali.

W końcu w 1921 roku Irlandia odzyskała niepodległość. Podpisano traktat, powstała wtedy Republika Irlandii zajmująca większą część wyspy oraz Irlandia Północna ze stolicą w Belfaście. Zamieszkałym zarówno przez protestantów z angielskimi korzeniami oddających cześć Królowej, jak i przez irlandzkich katolików uważających, że Irlandia powinna być w całości irlandzka i katolicka.

Przechodzę wreszcie do Belfastu.

Centrum miasta jest kolorowo oświetlone, przy gmachu City Hall stoi całoroczne koło młyńskie, z którego można bez względu na pogodę podziwiać rozbudowującą się metropolię, bo wagoniki są zamknięte i klimatyzowane. Wieczorem wygląda to uroczo. 


Jednak w nocy ludzie chodzą wcześniej spać. Wcześniej niż w Republice Irlandii. Mniej ludzi w pubach, mniej na ulicach. Nie można nic zjeść na mieście po 23.00. Jakiś opancerzony wóz policyjny delikatnie daje do zrozumienia, że lepiej by było, żebyśmy sobie stąd już poszli.

Centrum pełne turystów, urzędników, robotników i innych ludzi w swoich uniformach w dzień wygląda inaczej, normalnie. Nie można poznać, że kilka lat temu krew protestantów i katolików barwiła te chodniki. Zastanawiam się, czy asfalt na głównych ulicach celowo został zabarwiony na czerwono.

W centrum miasta, w biurach, spotykają się zarówno protestanci, jak i katolicy. Nie mają większych problemów niż to, jak obsłużyć klienta, albo gdzie jest ten raport z wczoraj. Mieszkają jednak w innych dzielnicach.

Dzielnica protestancka czyli angielska rozpoczyna się ostrzeżeniem, że rządzi tu królowa brytyjska i w jej kolorach malujemy krawężniki, słupki parkingowe, zdobimy domy flagami i mamy swoje nacjonalistyczne sklepy. Kostuchy z dawno minionego Halloween wiszą tu cały rok ku przestrodze katolików, którzy tu się zapuszczają ze swoimi aparatami. W Południowym Belfaście granicą jest ulica Sandy Row.

      

Do dzielnicy protestanckiej można bezkarnie wejść pieszo albo wjechać specjalną taksówką. Mogą w niej usiąść cztery osoby, wszyscy twarzami do siebie, to przerobiony na Belfast turystyczny Nissan Micra. Swój samochód z republikańską tablicą rejestracyjną lepiej zostawić na płatnym parkingu w centrum miasta. Nie wiadomo co też komuś może przyjść do głowy, kamieni tu pod dostatkiem, a butelka z benzyną też się znajdzie. Szkło ze stłuczonej szyby samochodowej leży właśnie przede mną na asfalcie. W Shankill nie łatwo czuć się bezpiecznie będąc katolikiem - wystarczy tylko spojrzeć na nazwę dzielnicy - jest tam słowo KILL. 


Specjalnie oznakowaną nietykalną taksówką kierowaną przez katolickiego kierowcę wjeżdżamy do dzielnicy protestantów. Czy kiedyś wsiadając do taksówki usłyszeliście pytanie, jakiego jesteście wyznania? Skąd wiem, że nasz kierowca był katolikiem? Czuliśmy to kiedy opowiadał o tym, co mijamy i kiedy wyłączał silnik. 

  

Murals - po polsku graffiti. Setki domów, których boczne ściany pozbawione okien są pomalowane. Każdy dom to inna historia opowiedziana na zlecenie rodziny zabitego, albo pod wpływem wyższej potrzeby. Religijnej potrzeby. 

"Katolicyzm to więcej niż religia - to siła polityczna, dlatego wierzę, że nie będzie pokoju w Irlandii dopóki Kościół Katolicki nie upadnie" - Oliver Cromwell  

   
Jedna z wielu ścian upamiętniająca działacza Ulsteru zabitego przez partyzantów z IRA.

  

Stevie był płatnym zabójcą - na zlecenie likwidował działaczy IRA. Kiedy zaczął żądać większych pieniędzy za swoją pracę - został zlikwidowany przez swoich mocodawców z Ulster Freedom Fighters. Jego rodzina zamówiła u grafficiarzy taki nagrobek na ścianie swojego domu.

    
H - block, czyli więzienie, w którego dwóch skrzydłach osadzeni byli osobno katolicy i protestanci. Łącznik to "no men's land".

    
Budynek niedawnego sądu - obecnie w stadium rozkładu. Mógłby tu być teraz niezły hotel, ale nikt nie bierze na siebie tego ryzyka. Więźniowie przyprowadzani byli do sądu korytarzem pod ulicą. Naprzeciwko - niszczejące więzienie.

    
Przez te wszystkie lata ciągła gotowość do walki.

    
Królowa Matka żyła bardzo długo. W Shankill żyje nadal, na ścianie tuż obok supermarketu. 

    
Synowie Ulsteru nie zapomną nigdy.

   
Dzieci wojny totalnej w 1969 roku.


  
Kolejny zasłużony bojownik słusznej sprawy.



Dzielnicę protestancką oddziela od katolickiej mur, zwany Linią Pokoju. Ciągnie się od samego centrum przez kilka kilometrów do granic miasta na wzgórzach. W betonowym murze podwyższonym stalowymi siatkami jest kilka bram. Niektóre są zamknięte na głucho przez cały rok, inne zamykane są dopiero w piątek, kiedy ludzie idą po wypłacie do pubów i może im się coś przypomnieć. Bramy otwierane są przez służby miejskie dopiero w poniedziałek o 6.00 rano, żeby było bliżej do roboty. 

         


Po przejechaniu tej bramy bezpieczną taksówką oglądamy tę samą historię widzianą innymi oczami - katolików z Belfastu. Jesteśmy w dzielnicy Falls.

   
 
Lider IRA - Bobby Sands uwięziony zagłodził się na śmierć w strajku głodowym w 1981 r.
 
    
Brendan Hughes - inny lider IRA - odmówił założenia więziennego uniformu i spędził cały czas odsiadki w samym kocu. Zmarł w tym roku.
 
    
Długi mur z malowidłami po stronie katolickiej.
 
     
Jeden z kilku katolickich "ogrodów pamięci". Są tu nazwiska dzieci zabitych w zamachach bombowych, irlandzkich turystów podróżujących po Hiszpanii, księdza zastrzelonego przez żołnierzy brytyjskich w pobliskim kościele. I wielu, wielu innych. 
 
 

Krwawe zamieszki z różnym natężeniem pojawiały się w Belfaście w XX wieku. Powstanie wielkanocne w 1916, wojna domowa w 1922, wojna totalna rozpoczęta od "Krwawej niedzieli" w 1972 roku, kiedy brytyjscy żołnierze otworzyli ogień do katolickiej ludności. Irlandzki katolicki zespół U2 napisał o tym piosenkę. Jeżeli można w rockowy sposób wyrazić protest przeciwko walkom religijnym to oni zrobili to całkiem nieźle. Nazwiska ludzi, którzy zostali zabici przez brytyjskich żołnierzy za to, że wierzyli inaczej pojawiły się na koncercie na zamku w Slane.

SUNDAY BLOODY SUNDAY 



Paramilitarne grupy Ulsteru wymienione na murze powyżej walczyły o wolność z Irlandzką Armią Republikańską, która też walczyła o wolność. Obie strony strzelały do siebie amerykańską amunicją. UFF czy też UDA kontrolowane były przez Żelazną Damę z Londynu. Partyzanci z IRA nie mogli zaszkodzić jej wpływom w Irlandii Północnej, takie było zdanie rządu brytyjskiego.

IRA powstała w 1916 roku i od początku walczyła o pokój, aż się lała krew. Podkładała bomby, strzelała do UFF i UDA, napadała na brytyjskie koszary i organizowała zamachy w Londynie. Trzy lata temu IRA oddała oficjalnie przed specjalną pokojową komisją dużą część swojej broni i powiedziała, że to już koniec walk. Bojownicy Ulsteru stwierdzili również, że teraz lepiej chodzić na zakupy do centrum niż strzelać i schowali również dużą część swojej broni.

 
Bramy w murze pokoju są dziś nadal zamykane w dzień wypłaty, a kraty w oknach na parterze nie dopuszczają możliwości, żeby jakiś motocyklista wrzucił do mieszkania bombę.   




Strzeżonego Pan Bóg strzeże, zwłaszcza w Belfaście, kiedy ta historia jest taka świeża. I nikt nie rozwikłał do tej pory zagadki, jakiego wyznania jest sam Bóg.

Sondaże pokazują, że jest duża grupa ludności, która chce utworzenia państwa Irlandii Północnej, oddzielonego administracyjnie zarówno od imperium brytyjskiego jak i od Republiki Irlandii. Na razie w Belfaście jest pokój, ale czy we wszystkich sercach? Nie wiem.





      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz