KARTY

czwartek, 31 października 2013

Przy źródełku św. Brygidy

Tuż przy drodze prowadzącej z Liscannor na klify Moher znajduje się źródełko św. Brygidy. Cudowne źródełko pojawiło się w już celtyckich czasach, kiedy to pogańska bogini Brygida była opiekunką rodzących kobiet, uzdrawiania, pojednania i ogniska domowego.    



Źródełko św. Brygidy jest wciąż świętym miejscem, które łączy teraz pogańskie i chrześcijańskie tradycje w Irlandii. W dzień św. Brygidy 1 lutego ściągają tu rzesze pielgrzymów. Tutaj Samhain, 
Halloween i Dzień Wszystkich Świętych splatają się w jedno. A miejsce wygląda strasznie zarówno w dzień jak i w nocy. 



Przez wąskie wejście wchodzę do ciemnego korytarza. Na bielonych wapnem ścianach wiszą setki albo i tysiące pamiątek po zmarłych. Korytarz jest wąski, zdjęcia, figurki, pamiątki, różańce są wszędzie. W kamiennej wnęce palą się świeczki, rzucają cienie, poruszają pamięć. Mijam czyjeś wspomnienia, różańce, zdjęcia, świeczki i zmierzam do końca tunelu.  







Na końcu korytarza znajduję cudowne źródełko św. Brygidy. Jest tu ciemno zarówno w dzień jak i w nocy. Mech porasta kamienie a woda spływająca z Cliffs of Moher koi ból, pomaga pogodzić się ze stratą, leczy rany.



A jak leczyć rany wodą ze źródełka św. Brygidy? Wystarczy zgodnie z pogańskim zwyczajem 
zamoczyć szmatkę w świętej wodzie z klifów Moher i powiesić ją na krzaku fuksji tuż obok starego cmentarza. Tak się tu łączy święta Brygida z Kildare z pogańską boginią Brygidą. 





Kamienny domek, w którym byłem zbudował w XIX wieku pan Cornelius O'Brien - wieża z jego imieniem wieńczy klify Moheru - a monument poświęcony pamięci Corneliusa O'Brien stoi tuż obok cudownego źródełka.

poniedziałek, 28 października 2013

Kopalnia miedzi Avoca

Kopalnie miedzi w górach Wicklow istniały już podobno w epoce brązu. Złoża miedzi były eksploatowane również w średniowieczu, a nawet w XX wieku. Jeszcze w latach 60. i 70. wydobywano tu nawet milion ton miedzi rocznie.



Obecnie kopalnia jest już nieczynna, ma zostać zamieniona w skansen. Po dobre światło najlepiej tam jechać po południu.



Rdzawo złote pozostałości szybu kopalni widać z drogi R752.

piątek, 25 października 2013

Mizen Head

Cypel Mizen Head znajduje się na najbardziej na południe wysuniętym kawałku Irlandii. To ostatni fragment europejskiego lądu widziany ze statków płynących do Ameryki. Fantastyczne formacje skalne, klify i ogromna przestrzeń.








Przyjeżdża się tu dla widoków, dzikości przyrody, siły oceanu i surowości krajobrazu. Poza tym można sprawdzić swoją odwagę - Mizen Head w rzeczy samej oderwał się od stałego lądu i został połączony mostem. 


Most jest stalowy i solidny ale ażurowy. Widok urwiska i wody szumiącej prawie 100 metrów zapiera dech. Przed mostem zostają ci, którzy stwierdzili, że już zobaczyli Mizen Head i dalej na pewno nie pójdą, za żadne skarby świata.





Nie da się stąd spaść, barierki, wąskie chodniki i strome schodki prowadzą szczytem klifów i czasem schodzą niżej aż do samej wody. Przestrzeń, klify, ocean i wiatr!









Na końcu skalistej wysepki znajduje się latarnia morska, stacja meteo i muzeum poświęcone pracy latarników na Mizen Head. Jest również praktyczny przyrząd pokazujący cykle przypływów i odpływów.









Na koniec można przyjrzeć się historii i niesamowitej kontrukcji latarni Fastnet, która majaczy 11 kilometrów na południe. Tam dopiero kończy się Irlandia. Po więcej informacji o jednej z najładniejszych irlandzkich latarni morskich zapraszam do mojego wcześniejszego wpisu ze zdjęciami Janka Klossa.

środa, 23 października 2013

W slumsach Dublina

Małe muzeum przy tuż parku St. Stephen Green w Dublinie pokazuje obrazy miasta sprzed 100 lat. Dziś ten rejon jest turystyczną arterią, ale przed wiekiem miasto wyglądało zupełnie inaczej. 



W 1913 roku Dublin był zamieszkały głównie przez biedotę, która ściągnęła tu uciekając przed głodem i szukając lepszych domów niż ich wiejskie lepianki. Zamożniejsze rodziny z kolei wynosiły się z centrum Dublina na przedmieścia, do większych rezydencji. W ten sposób georgiańskie kamienice zbudowane dla bogatych kupców i przedsiębiorców stawały się domem dla wielodzietnych ubogich rodzin. Nieumeblowane pokoje, legowiska na podłodze, kran z bieżącą wodą i toaleta na podwórzu - tak się wtedy mieszkało. 
Dublin na początku XX wieku był wielkim slumsem.  



Przeważająca większość rodzin mieszkała w jednym pokoju bez łóżek czy stołu. W kącie stało wiadro, na kominku słoiki używane jako kubki, a w skrzynce po pomarańczach spało kolejne niemowlę. Bywało, że w takich warunkach w jednej kamienicy mieszkało 50 osób. Właściciel kamienicy nie dbał o żadne wygody ani zapewnienie minimum higieny.

Gromady bosych dzieci spędzały swoje dzieciństwo na ulicach, aby w wieku 14 lat znaleźć pierwszą pracę jako uliczni sprzedawcy gazet albo zapałek. Głową rodziny zazwyczaj była kobieta zarabiająca jako sprzątaczka, praczka lub uliczna handlarka. Zarobione pieniądze przeznaczane były na jedzenie i czynsz. Nie zawsze starczało na opał i inne potrzeby. I tak przez całe życie.



Małe Muzeum Dublina mieści się w takiej właśnie kamienicy. Chodząc po skrzypiących deskach po pustym pokoju wypełnionym tylko fotografiami próbuję sobie wyobrazić ten śmierdzący i rozwrzeszczany tłum sprzed 100 lat zamieszkujący trzy piętra wszystkich budynków w pobliżu. Niełatwo.


W kolejnych pokojach obejrzeć można kolekcje starych reklam i fotografii dzięki czemu Dublin sprzed 100 lat nie pozostawia aż takiego przygnębiającego wrażenia.




niedziela, 20 października 2013

Paw

Do końca drogi zostało około 6 km. Asfalt się kręcił i zwężał coraz bardziej. Półwysep Beara powoli się kończył, a chmura właśnie się zaczynała. 





Na końcu chmury wyszło słońce, a na środku drogi nagle pojawił się paw.



Paw kazał się nam zatrzymać, obejrzał bacznie nasze twarze, spytał o cel wycieczki i łaskawie zezwolił na przejazd. Na odchodne rzucił, że słońce będzie jeszcze przez jakieś 2 godziny, a potem zrobi się przeraźliwie zimno.



Paw pozwolił sobie zrobić kilka zdjęć i pojechaliśmy dalej. 
Dwie godziny później zrobiło się przeraźliwie zimno.





piątek, 18 października 2013

Dzieciątko z Pragi w Irsku

W IRSKU = W IRLANDII

Dzieciątko z Pragi to drewniana figurka z XVI wieku, której przypisywane są cudowne moce. Pobłogosławiona przez papieża, cel pielgrzymek wiernych i obiekt modlitw kobiet, które spodziewają się dziecka. W jakiś przedziwny sposób Dzieciątko z Pragi pojawiło się w zachodniej Irlandii i stało się tam sposobem na poprawienie pogody.



O istnienieniu Dzieciątka dowiedziałem się z esemesa. Od dwóch dni lało, a ja dostałem wiadomość od właściciela pensjonatu B&B, w którym miałem się wkrótce zatrzymać z moją grupą. John napisał, że wystawia Dzieciątko z Pragi na żywopłot w intencji dobrej pogody dla nas.



Najpierw sprawdziłem w internecie co to takiego "Infant of Prague" a potem spytałem ludzi, z którymi wtedy podróżowałem. Zrządzeniem losu byli to akurat Czesi i po chwili okazało się, że rzeczywiście jest coś takiego jak "Pražské Jezulátko". Po przybyciu na miejsce okazało się święta figurka została okaleczona przez kota.    





Jednak dalsze wydarzenia pokazały, że Dzieciątko z Pragi działa nawet jak jest potłuczone. Poniżej kilka fotek z jesiennej wycieczki po zachodniej Irlandii z Pendragon Tours.