Bundoran to niewielka nadmorska miejscowość w hrabstwie Donegal. Odkąd obejrzałem świetny irlandzki film pt. "Chłopak rzeźnika", miasteczko kojarzyło mi się ze scenami z tego filmu. Któregoś razu przejeżdżając przez Bundoran postanowiłem się mu przyjrzeć bliżej i znaleźć miejsca, które widziałem w filmie. Nie wiedziałem jeszcze, że film kręcono w Bray, w Warrenpoint i w Clones ale na pewno nie w Bundoran.
Najbardziej utkwił mi w pamięci rynek, taki trójkątny, pośrodku którego stała stara zadaszona studnia. Francie wraz ze swoim przyjacielem Joe lubili skuwać z niej lód. Najpierw przejechałem się główną ulica przez Bundoran, potem nią wróciłem nie znajdując żadnego rynku ani nawet strzałki „centrum miasta”.
Zaparkowałem samochód ciesząc się, że w takiej dziurze jak Bundoran nie trzeba martwic się o bilety parkingowe i ruszyłem na poszukiwania rynku ze studnią. Mijałem kolejne sklepy dla surferów i kasyna, zamknięte puby i otwarte hotele. Letniskowa miejscowość wyglądała pod koniec marca raczej na wyludnioną. Po spenetrowaniu kilku bocznych uliczek wszedłem do hotelu Hollyrood i zapytałem wprost, gdzie jest rynek. Wytłumaczyłem pani na recepcji że widziałem to miasteczko na filmie.
Recepcjonistka zwierzyła mi się, że o filmie nie ma zielonego pojęcia. Poza tym jest pewna, że w Bundoran nie ma żadnego rynku, tylko jedna główna ulica. Ale może w bibliotece będą coś więcej wiedzieć. Podziękowałem jej, tym bardziej, że za podłączenie do internetu musiałbym tam wykupić za 3 euro kupon na 20 minut. Zdzierstwo.
Ruszyłem w górę głównej ulicy szukając biblioteki. Mój wszystkofon w tym czasie szukał bezpłatnego wi-fi. Jedynym miejscem z dostępem do internetu był pub Donegal Bay. Wszedłem tam, zamówiłem Guinnessa i rozwaliłem się z laptopem na największej kanapie (bo akurat pod nią był jedyny kontakt).
Sprawdziłem na mapach, że rzeczywiście w Bundoran nie ma rynku. Sprawdziłem na Filmwebie, gdzie kręcono film. Zrezygnowany zamówiłem drugie piwo, ściągnąłem "Chłopaka rzeźnika" i zacząłem go oglądać po raz drugi.
Pub Donegal Bay jest dość mały, a ja zajmowałem największą kanapę. Stopniowo zaczął się zapełniać i siłą rzeczy dosiadło się do mnie kilka osób. Dyskretnie wyłączyłem polskie napisy, żeby nie robić dodatkowej wiochy w takim wiejskim miejscu. W samą porę, bo ktoś zapytał co ja tam oglądam i jak w ogóle się mam i skąd jestem.
Odpowiedziałem, że mam się dobrze i że oglądam film, który podobno był tu kręcony. Nawet nie byłem zdziwiony, że moi nowi znajomi też o tym filmie nie słyszeli. Spytałem, czy znają chociaż piosenkę z filmu - „Beautiful Bundoran" Ha, oczywiście znali wszyscy. Ktoś zanucił, po chwili śpiewał cały pub. Ktoś postawił mi kolejne piwo... Wyglądało na to, że mój pobyt w Bundoran nieco się wydłuży...
Kilka kolejek później wyciągnąłem z bagażnika swoje kije do nordic walking i ruszyłem na kilkukilometrowy marsz po długiej plaży. W oddali majaczyły pokryte śniegiem góry Donegalu. Ocean szumiał łagodnie czekając cierpliwie na surferów.
Znalazłem głaz, w którego szczeliny powtykano monety. Wetknąłem też swoją, bo mimo, że Bundoran mnie filmowo rozczarował to jednak kiedyś tu wrócę.
W Irlandzkich miastach, jeśli istnieje rynek - rzadkość - jest właśnie trójkątny. Już nie pamiętam skąd to wzięło.
OdpowiedzUsuńO filmie nie słyszałem, ale w Bundoram zdarzyło mi się parokrotnie być. No może parokrotnie przez miasteczko przejeżdżałem a raz w nim byłem :) Latem jest to mekka surferów i plaża, po której chodziłeś jest w zasadzie tylko dla nich, bo kapać legalnie się tam nie wolno.
OdpowiedzUsuńUrocza przygoda :)
OdpowiedzUsuńI nawet zegar z kukułką nabyłeś:-)
OdpowiedzUsuńNo prawie ;)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNie potrafię tego składnie wyjasnić (pięć nocy nie spałam, haha), ale Bundoran przypomina mi takie stare miasteczka nadmorskie w Stanach albo w UK, takie jak z filmu Lemoniadowe Trio z Diane Keaton. Szczególnie są rozczulające, kiedy pusto po sezonie i mniej słońca, farba lekko obłazi z budynków, a ulice czekają na większy ruch.
OdpowiedzUsuńSen się przydaje sennym miasteczkom :)
UsuńCzyli dzień nie taki do końca stracony ;)
OdpowiedzUsuńFajnie masz... Zawsze Cię spotka coś ciekawego :)
Zawsze mnie spotyka coś ciekawego.
Usuń:):):) miło wiedzieć, że nie tylko moje wyjazdy zawsze są przygodą, a miejsce bardzo malownicze ;)
OdpowiedzUsuńAhoj przygodo!
Usuńmnie tylko zastanawia ten Twój marsz po kilku piwach :)
OdpowiedzUsuńPS> A dzień wygląda na mile spędzony
Och, miałem kije i mogłem się podpierać :)
UsuńWitaj
OdpowiedzUsuńMalownicze domy, piękny reportaż, a u nas zima w kwietniu.
POzdrawiam gorąco ;)
Balwanek zamiast zajaczka :)
Usuń...no i gdzie ten ryneczek ze skutą lodem studnią? Kondukt pogrzebowy też przechodził przez ryneczek!;-)...Ech...prawie jak ze swetrami "arańskimi" ;-(
OdpowiedzUsuńNie martw sie. Znajdziemy lepsze miejsca, ktore obronia sie same.
UsuńStrasznie tam pstrokato. Dobrze, że wokół natura ładnie urządziła. Plaża prześliczna.
OdpowiedzUsuńJedni mówią pstrokato a inni kolorowo :)
Usuńbundoran ma opinie lokalnego las vegas,no i faktycznie duzo tam kasyn i rozrywek wszelakich,czesto tam jezdzimy na kregle ,bo tanio i nie musimy zmieniac obowia a i piwko mozna przemycic..warto tez zahaczyc o monorhamilton ,kilka kilometrow w kierunku sligo,majaczacy zdaleka zameczek,gdzie napewno spotkasz robin hooda albo walecznne mela gibsona serce
OdpowiedzUsuń