Kościół Teampall Chaomháin zbudowano w XI wieku na środkowej wyspie Aran - Inisheer. Początkowo służył małej grupie mnichów, którzy na zachodnim wybrzeżu Irlandii szukali najbardziej bezludnych zakątków.
Irlandzkie klasztory w średniowieczu stanowiły odpowiednik europejskich miast, wokół klasztorów zaczęli osiedlać się inni ludzie. Na Inisheer wszystko było w mikroskali - na małej wyspie, w pobliżu maleńkiego kościoła powstała niewielka osada. Społeczność wyspy miała swoją małą świątynię.
Po zamknięciu wszystkich klasztorów w XVI wieku Teampall Chaomháin również zaczął popadać w ruinę. Najpierw zawalił się dach, potem pod naporem deszczu i wiatru zaczęły kruszyć się mury. Jednocześnie ruinom zaczął zagrażać piasek nawiewany znad oceanu. Wydmowe wzgórze rosło i stopniowo pochłaniało stary kościół.
Gdyby mieszkańcy nie uchronili kościoła, to dziś nie byłoby go w ogóle widać. Ruiny leżą na szczycie wzgórza, ale w zagłębieniu. Wokół spoczywają starzy rybacy z Inisheer, którzy zacumowali tu po raz ostatni.
Teampall Chaomháin to obecnie jedyny kościół na Inisheer. Irlandzka nazwa mówi, że to kościół św. Cavana, podobno spokrewnionego ze św. Kevinem z Glendalough. Według tradycji św. Cavan pochowany został w tym właśnie kościele.
KARTY
▼
wtorek, 30 października 2012
niedziela, 28 października 2012
Klify na wyspie Valentia
Klify Fogher na wyspie Valentia są łatwo dostępne, dzikie i raczej nie należy spodziewać się tam tłumów. Na wyspę dostać się można własnym samochodem korzystając z małego promu (€6) albo mostu w zachodniej części wyspy.
Najwyższa na wyspie góra to Geokaun Mountain, na jej szczyt prowadzi kamienista droga stroma ale nie radzę na nią wjeżdżać samochodem. U stóp góry od strony południowej jest parking (z parkomatem) i stamtąd lepiej pójść na klify pieszo.
Klify Fogher mają 180 metrów wysokości. Widać z nich wyspy Blasket i półwysep Dingle.
Ze szczytu góry Geokaun Mountain widać jeszcze więcej - część Ring of Kerry i wyspy Skellig. Stamtąd też można wybrać się ścieżką, która prowadzi szczytem Fogher Cliffs. Przy dobrej pogodzie ta trasa z pewnością dostarczy wspaniałych widoków.
Zobacz również: ślady dinozaura na wyspie Valentia.
Najwyższa na wyspie góra to Geokaun Mountain, na jej szczyt prowadzi kamienista droga stroma ale nie radzę na nią wjeżdżać samochodem. U stóp góry od strony południowej jest parking (z parkomatem) i stamtąd lepiej pójść na klify pieszo.
Klify Fogher mają 180 metrów wysokości. Widać z nich wyspy Blasket i półwysep Dingle.
Ze szczytu góry Geokaun Mountain widać jeszcze więcej - część Ring of Kerry i wyspy Skellig. Stamtąd też można wybrać się ścieżką, która prowadzi szczytem Fogher Cliffs. Przy dobrej pogodzie ta trasa z pewnością dostarczy wspaniałych widoków.
Zobacz również: ślady dinozaura na wyspie Valentia.
sobota, 27 października 2012
Rabarbar olbrzymi
Ta roślina jakoś nie pasuje mi do Irlandii. Widzę ten rabarbar co roku niedaleko domu Daniela O'Connella w Derrynane (Kerry). Może ktoś rozpoznaje to za ziele.
Roślina wygląda mi na tropikalną, pod tymi olbrzymimi liśćmi panuje taki wilgotny klimat. Raz widziałem tam nawet wielkiego pająka, którego sam się wystraszyłem.
edit: już wiem jak ta roślina się nazywa, to Gunera olbrzymia, więcej informacji dla działkowców jest tu: Rabarbar olbrzymi
Roślina wygląda mi na tropikalną, pod tymi olbrzymimi liśćmi panuje taki wilgotny klimat. Raz widziałem tam nawet wielkiego pająka, którego sam się wystraszyłem.
edit: już wiem jak ta roślina się nazywa, to Gunera olbrzymia, więcej informacji dla działkowców jest tu: Rabarbar olbrzymi
sobota, 20 października 2012
Drewno cisu, gęsie pióro, róg jelenia.
Podczas jednego z wyjazdów do Burren spotkałem artystów, którzy na moich oczach robili rzeczy, o których marzyłem jako mały chłopiec. Prawdziwe łuki, strzały i noże.
Swój warsztat rzemieślniczy rozłożyli na parkingu przy Jaskini Niedźwiedziej (Aillwee Cave), nazwanej tak dzięki szczątkom dużego brunatnego misia, które tam można oglądać.
Obok wielkiego paleniska na drewnianym zydlu siedział Brian i szlifował kawałek cisowego drewna, który miał zamienić się w łuk. Obok stały gotowe łuki, niektóre zdobione, ładnie oszlifowane i wyprofilowane, każdy inny. W kołczanie z brzozowej kory - kilka równiutkich strzał z kościanymi grotami i lotkami z piór.
Podpytałem Briana o kilka szczegółów jego pracy, chętnie udzielił mi wyjaśnień. Wziąłem do ręki jeden z łuków, napiąłem cięciwę i... poczułem się normalnie jak indian i komboj...
Tuż obok Briana stał drugi facet, ubrany jak irlandzki traper, też siwy ale dużo weselszy. Zapomniałem spytać go o imię. Ten z kolei opowiedział mi o nożach, które wyrabia. W wielkim palenisku grzał się kawał żelastwa, który wkrótce miał stać się ostrzem jednego z kolejnych noży. Kolekcja wykutych gotowych ostrzy leżała na skórze bizona.
Wszystkie ostrza były słabo naostrzone, podobno ze względów bezpieczeństwa. Gdyby ktoś chciał kupić na miejscu nóż, to dostałby pełnowartościowy produkt naostrzony na jego oczach. Taki nóż powinien przecinać płynący swobodnie strumieniem jesienny liść.
Rękojeść noża to dodatkowa sztuka. Ten, który trzymałem w ręku miał rękojeść wykonaną z rogu jelenia. Moneta widoczna na zdjęciu poniżej to 1 punt z 1942 roku - jako symbol starej irlandzkiej waluty wprowadzonej w 997 roku i zastąpionej przez € tysiąc lat później.
To co mogę przekazać z tego krótkiego spotkania z irlandzkimi rzemieślnikami to tylko zdjęcia i słowa. Dotyk łuków i noży był dla mnie bezcenny.
środa, 17 października 2012
W wieży Jamesa Joyce'a
Niedaleko Dublina, w Sandycove znajduje się muzeum poświęcone osobie Jamesa Joyce'a. Mieści się w przysadzistej wieży typu Martello tuż nad brzegiem Morza Irlandzkiego. Zazwyczaj aby zwiedzić muzeum należało się zapowiedzieć telefonicznie, ale teraz do końca października wieża Joyce'a jest otwarta codziennie, a zwiedzanie jest bezpłatne.
Sam James Joyce'a spędził w wieży 6 nocy w 1904 roku. Skorzystał z gościny swojego dublińskiego przyjaciela - był nim Oliver St. John Gogarty - lekarz z zawodu, poeta z zamiłowania i pijak z wyboru.
Na szczycie wieży, z której roztacza się widok na Zatokę Dublińską rozgrywa się pierwsza scena z "Ulissesa" - książki, którą niełatwo przeczytać. Jej ekranizację też niełatwo można było obejrzeć, bo przez lata była w Irlandii zakazana. Tu fragment z wieży.
Muzeum Jamesa Joyce'a mieści się w wieży zbudowanej na początku XIX wieku, kiedy Anglicy okupujący Irlandię obawiali się ataku Napoleona. Wieże Martello rozmieszczone wzdłuż wybrzeża Irlandii miały bronić wyspy przed wojskami francuskimi. Na szczycie zamontowana była wielka armata obracająca o 360 stopni na specjalnych szynach a wewnątrz miał stacjonować mały garnizon brytyjskiego wojska.
Napoleon nie był zainteresowany podbojem Irlandii więc wieże Martello się nigdy nie przydały. Solidnie zbudowane z kamienia stoją w większości do dziś. Prosta konstrukcja, trzy poziomy, kręte schody i żołnierski wychodek.
Pamiątek po Joysie jest tu bardzo dużo. Książki, listy, notatki, przedmioty osobiste, meble, laska, gitara, okulary, etc. Dla zainteresowanych jego twórczością to bardzo dobre i historyczne miejsce.
Na środkowym poziomie zachowano oryginalny wystrój wnętrza, gdzie Joyce spędził owe sześć nocy. Stół, łóżko, lampa naftowa, piecyk, czajnik i flaszki z natchnieniem. Surowe ściany i proste wyposażenie. Oraz czarna pantera, która pojawiła się w jakimś pijanym zwidzie.
Po innym zwidzie Gogarty wycelował w Joyce'a z pistoletu i wypalił. Chybił, ale James Joyce po tym wydarzeniu wyprowadził się z wieży, niedługo potem wyjechał z Irlandii i już nigdy do niej nie wrócił.
Wieżę można zwiedzać do końca października.
Sam James Joyce'a spędził w wieży 6 nocy w 1904 roku. Skorzystał z gościny swojego dublińskiego przyjaciela - był nim Oliver St. John Gogarty - lekarz z zawodu, poeta z zamiłowania i pijak z wyboru.
Na szczycie wieży, z której roztacza się widok na Zatokę Dublińską rozgrywa się pierwsza scena z "Ulissesa" - książki, którą niełatwo przeczytać. Jej ekranizację też niełatwo można było obejrzeć, bo przez lata była w Irlandii zakazana. Tu fragment z wieży.
Muzeum Jamesa Joyce'a mieści się w wieży zbudowanej na początku XIX wieku, kiedy Anglicy okupujący Irlandię obawiali się ataku Napoleona. Wieże Martello rozmieszczone wzdłuż wybrzeża Irlandii miały bronić wyspy przed wojskami francuskimi. Na szczycie zamontowana była wielka armata obracająca o 360 stopni na specjalnych szynach a wewnątrz miał stacjonować mały garnizon brytyjskiego wojska.
Napoleon nie był zainteresowany podbojem Irlandii więc wieże Martello się nigdy nie przydały. Solidnie zbudowane z kamienia stoją w większości do dziś. Prosta konstrukcja, trzy poziomy, kręte schody i żołnierski wychodek.
Pamiątek po Joysie jest tu bardzo dużo. Książki, listy, notatki, przedmioty osobiste, meble, laska, gitara, okulary, etc. Dla zainteresowanych jego twórczością to bardzo dobre i historyczne miejsce.
Na środkowym poziomie zachowano oryginalny wystrój wnętrza, gdzie Joyce spędził owe sześć nocy. Stół, łóżko, lampa naftowa, piecyk, czajnik i flaszki z natchnieniem. Surowe ściany i proste wyposażenie. Oraz czarna pantera, która pojawiła się w jakimś pijanym zwidzie.
Po innym zwidzie Gogarty wycelował w Joyce'a z pistoletu i wypalił. Chybił, ale James Joyce po tym wydarzeniu wyprowadził się z wieży, niedługo potem wyjechał z Irlandii i już nigdy do niej nie wrócił.
Wieżę można zwiedzać do końca października.
sobota, 13 października 2012
Wyspa Latawców - Bull Island
Bull Island w Dublinie to ulubione miejsce lokalnych kitesurferów. Deski napędzane wiatrem śmigają po falach zatoki dublińskiej korzystając z każdego podmuchu. A jest ich tu sporo każdego dnia.
Wyspa powstała całkiem niedawno, zaledwie 200 lat temu. Statki wpływające do ujścia rzeki Liffey obciążone zamorskimi frykasami osiadały na mieliźnie, bo Morze Irlandzkie w przypływach czułości zostawiało na dnie za dużo piasku. Dlatego powstał kamienny mur zwany North Bull Wall chroniący ujście Liffey. Od tej pory morski piasek musiał osadzać się gdzie indziej. Tak właśnie powstała wyspa.
Wyspa Bull Island ma obecnie 5 kilometrów długości i prawie kilometr szerokości. Z lądu można dostać się na nią jednopasmowym drewnianym mostem (latem korki!) albo groblą. Prawie w całości porastają ją wysokie trawy oraz dwa okazałe pola golfowe. Pośród traw buszują zające, jeże, lisy, myszy i szczury. Duuużo szczurów.
Wyspa rośnie powoli i systematycznie od 200 lat, a główna plaża przesuwa się co roku o kilka metrów. Poniżej na zdjęciu betonowa wiata plażowa z początku XX wieku - obecnie znajduje się mniej więcej pośrodku traw.
Na wyspie usypanej przez morze w krótkim czasie pojawiła się tak duża różnorodność roślin i ptaków, że Bull Island stała się rezerwatem biosfery. Oraz latawców.
Piasek irlandzki jest twardy jak kamień, można po nim jeździć samochodem albo tworzyć niesamowite rzeźby na zamkowych dziedzińcach. Podczas odpływu odsłania się ta część wyspy, którą porosną trawy za kilkanaście lat.
A po zachodzie słońca pozostaje tylko szum fal i światła pobliskiego miasta...
Wielki mur, który utworzył Bull Island zbudował William Bligh, kapitan statku HMS Bounty. Swego czasu była to głośna historia, o której nakręcono nawet film "Bunt na Bounty".
Wielki mur, który utworzył Bull Island zbudował William Bligh, kapitan statku HMS Bounty. Swego czasu była to głośna historia, o której nakręcono nawet film "Bunt na Bounty".
poniedziałek, 8 października 2012
Migawki - Mount Brandon
Dziś w cyklu "inne migawki" - góra Mount Brandon na Półwyspie Dingle (zachodnia Irlandia). Autorem jest Krzysztof Binas www.krisfotoart.pl
środa, 3 października 2012
Biblioteka Arcybiskupa Marsha
Biblioteka Marsha powstała w 1701 roku z inicjatywy arcybiskupa dublińskiej katedry św. Patryka. Marsh był miłośnikiem nauk ścisłych i zgromadził w sumie ponad 25 tysięcy ksiąg wydanych w XVI, XVII i XVIII wieku. Pośród nich znalazłem dzieło Jana Heweliusza, księgi autorstwa Newtona, Keplera i Ptolemeusza. Jedna z nich nawet została wydana w Gdańsku (Gedani, MDCLXII).
Ale tym, co najbardziej różni bibliotekę Marsha od innych, w których byłem to ZAPACH. Już od wejścia czuć te trzysta lat, przez które cenne księgi stoją na wysokich etażerkach z ciemnego dębu. Uginające się półki sięgające wysokiego sufitu, ciemne skórzane grzbiety grubych tomów, papier o kolorze spotykanym tylko w antykwariatach, stare drabiny przy każdym regale. Trzy długie sale. I ta woń...
Już w momencie powstania Biblioteka Marsha stanowiła bardzo wartościowy zbiór, była to pierwsza publiczna biblioteka w Irlandii. Wiele ksiąg było przymocowanych do półek na stałe łańcuchami. Na samym końcu korytarzy znajdują się trzy eleganckie alkowy zamykane kratą. Tam czytelnicy mogli w odosobnieniu czytać najcenniejsze okazy.
Już w momencie powstania Biblioteka Marsha stanowiła bardzo wartościowy zbiór, była to pierwsza publiczna biblioteka w Irlandii. Wiele ksiąg było przymocowanych do półek na stałe łańcuchami. Na samym końcu korytarzy znajdują się trzy eleganckie alkowy zamykane kratą. Tam czytelnicy mogli w odosobnieniu czytać najcenniejsze okazy.
W bibliotece obowiązuje zakaz fotografowania, dlatego nie pokażę na zdjęciach Heweliusza i Newtona, ani książek wydanych przez pierwszych irlandzkich drukarzy, ani XVII wiecznych podręczników medycyny i astronomii, ani starych mszałów, brewiarzy i przekładów Pisma Świętego. Zachęcam natomiast do osobistego pofatygowania się do Marsh Library.