Kiedy w XVII wieku król Jakub I Stuart nakazał zaludniać 
Irlandię Anglikami, w spokojnej, katolickiej osadzie położonej na 
wzgórzu nad rzeką Foyle pojawiły się setki kupców i rzemieślników z 
Londynu. Wtedy do dotychczasowej tradycyjnej nazwy "Derry" dodano człon 
"London" i tak oto powstało miasto Londonderry, obecnie czwarte pod 
względem wielkości miasto na wyspie. Nie wszystkim jednak ta zmiana 
nazwy przypadła do gustu. Tak też jest do dziś, chociaż od tamtej pory 
minęło już 400 lat. W promieniu 100 mil od Derry katolicy z Irlandii 
Północnej zamazują niepotrzebne "LONDON" z drogowskazów. Z kolei na 
mapach wydanych w UK nie ma takiego miasta jak DERRY.
Dla
 miejscowych (irlandzkich katolików) i przyjezdnych (londyńskich 
protestantów) nazwa miasta od tego momentu była symbolem tego, kto tu ma
 rację i kto tu rządzi. W dzisiejszych czasach zarówno katolicy jak i 
protestanci są tu już miejscowi. Jednak wciąż mieszkają w dzielnicach po
 obu stronach rzeki i inaczej nazywają swoje miasto.
Katolicy wieszają na ulicach i domach irlandzkie flagi, a protestanci malują krawężniki w brytyjskie kolory.
 Autobusy z Dublina jeżdżą w dni parzyste do Londonderry, a w 
nieparzyste do Derry. Władze miasta zrezygnowały już z odnawiania 
niszczonych wciąż tablic na rogatkach i teraz przybyszów z każdej strony
 witają kamienne słupy z napisem "The Walled City" czyli TWIERDZA.
Cała
 burzliwa historia Derry/Londonderry została napisana przez ludzi, 
którzy mieli odmienne poglądy na temat religii, jednak samo Derry 
powstało tysiąc lat wcześniej, kiedy chrześcijaństwo było dużo prostsze.
 Pierwszy kościół na tym wzgórzu nad rzeką założył w 546 roku święty  Kolumba, jeden z głównych irlandzkich patronów. 
Z czasem wokół "Kościoła Dębowej Gałęzi" powstała osada Doire. Derry dziś jest jednym z najstarszych nieprzerwanie zamieszkanych miejsc w Irlandii. W
 miejscu pierwszej osady znajduje się mały protestancki kościółek i 
chociaż jest to w samym centrum starego Derry, to panuje tu cisza 
należna takim miejscom. Wielkomiejski zgiełk jest daleko w dole.
Jak
 wspomniałem, w XVII wieku do tego spokojnego i ustronnego miejsca w 
północnej Irlandii skierowano londyńskich fachowców, którzy mieli 
zbudować fortecę nie do zdobycia. Trwała w najlepsze kolonizacja 
Irlandii a Derry miało być najdalej na zachód wysuniętą angielską 
twierdzą. Powstało więc od podstaw całkiem nowe miasto - pierwsze 
zbudowane według planu w Irlandii. Budowa murów miejskich trwała od 1613
 do 1618 roku. Cztery bramy i krzyżowy układ ulic z centralnym placem - 
Diamentem miały zapewnić bezpieczeństwo obrońcom na wypadek oblężenia.  
Mury
 miejskie są doskonale zachowane i można po nich spacerować wokół całego
 starego miasta. Mają długość około 1,5 kilometra i wysokość od 4 do 12 
metrów. Z murów rozpościera się widok na położone niżej dzielnice 
protestantów (Waterside) i katolików (Bogside). W każdym narożniku stoją
 bastiony uzbrojone w wielkie armaty. 
Armat
 na pewno w Derry nie brakuje. Każda z nich jest wyposażona w tabliczkę 
producenta i rok. Wszystkie pochodzą z lat 1610-1630. Były nieraz w 
użyciu i dobrze spełniły swoją rolę, ponieważ Derry nigdy nie zostało 
zdobyte.   
  Najbardziej pamiętne oblężenie Derry miało miejsce w latach 1688-1689, tuż przed Bitwą nad Boyne. Przed zbliżającymi się wojskami króla Jakuba II Stuarta w twierdzy schronili się okoliczni mieszkańcy i zwolennicy Wilhelma III Orańskiego. Oblężenie (Siege of Derry) trwało
 cztery miesiące. Wewnątrz murów zamkniętych było 30 tysięcy ludzi, z 
czego 8 tysięcy zmarło wskutek głodu, wycieńczenia i chorób. Pieśń Derry's Walls upamiętnia to oblężenie, jak również coroczne marsze ulicami miasta oraz widoczna w niektórych miejscach maksyma NO SURRENDER - "nie poddamy się".
 Najbardziej pamiętne oblężenie Derry miało miejsce w latach 1688-1689, tuż przed Bitwą nad Boyne. Przed zbliżającymi się wojskami króla Jakuba II Stuarta w twierdzy schronili się okoliczni mieszkańcy i zwolennicy Wilhelma III Orańskiego. Oblężenie (Siege of Derry) trwało
 cztery miesiące. Wewnątrz murów zamkniętych było 30 tysięcy ludzi, z 
czego 8 tysięcy zmarło wskutek głodu, wycieńczenia i chorób. Pieśń Derry's Walls upamiętnia to oblężenie, jak również coroczne marsze ulicami miasta oraz widoczna w niektórych miejscach maksyma NO SURRENDER - "nie poddamy się".
Temu, że mury Derry nie wpuściły nigdy żadnych najeźdźców miasto zawdzięcza inny przydomek "The Maiden City" - Dziewicze Miasto.
Z czasem w protestanckim mieście zaczęło osiedlać się coraz więcej katolików, głównie w dzielnicy Bogside (bagienna strona
 rzeki). Protestanci zamieszkiwali w lepszej części miasta i mieli 
więcej przywilejów. Dyskryminacja i podziały tworzyły wieloletnią 
historię Derry/Londondery. Dwie różne nazwy miasta i dwie sporne 
społeczności. Z tego wziął się kolejny przydomek - Stroke City - stroke to ten właśnie ukośnik / a jednocześnie znak podziału pomiędzy społecznościami. Z miejskich murów widać wyraźnie Linię Pokoju podobną do tej w Belfaście
 - mur oddziela od siebie osiedla jednych i drugich. W innym miejscu na 
murze domu widoczny jest napis "Lojaliści z zachodniego brzegu 
Londondery ciągle w oblężeniu - nie poddamy się".  
Malunki
 na ścianach to osobny temat. Podobnie jak w Belfaście obie społeczności
 malują murale upamiętniające ważne w ich życiu wydarzenia. Oglądając 
murale po obu stronach rzeki doszedłem do wniosku, że nie umiałbym tam 
mieszkać. 
Z tych murali wygląda na ulice ciągła gotowość do walki, pamięć o przeszłości, lęk o przyszłość, a
 czasem też nienawiść i nieustająca zawziętość. Trzeba mieć dużą 
odporność, żeby idąc do sklepu po mleko mijać obojętnie ogromny obraz 
przedstawiający 14 letnią dziewczynkę, która nie tak dawno idąc tędy też
 po mleko otrzymała dwie kule w czoło od brytyjskiego żołnierza. 
Derry
 zmienia się i mimo swojej krwawej historii nie roztacza nad sobą takiej
 ponurej atmosfery jak Belfast. Wprawdzie też jeżdżą tu opancerzone 
samochody policyjne, ale ludzie jakby częściej się uśmiechają i jest 
bardziej kolorowo. Więcej też jest samochodów z rejestracjami z 
Republiki Irlandii, pewnie dlatego, że Derry leży tuż przy granicy 
pomiędzy obiema Irlandiami. Katolików i protestantów oddziela naturalna 
granica w postaci rzeki Foyle. Czy dlatego jest bezpieczniej?
Tydzień
 temu w Derry wybuchły dwie małe bomby nie czyniąc większych szkód. Może
 to przygotowania do jutrzejszych obchodów czterdziestolecia Bloody Sunday,
 a może to normalne odgłosy tego miasta. Miejscowy żart - "Babcia pyta 
wnuczka o przyczynę hałasu za oknem. - Babciu, to tylko bomba po drugiej
 stronie rzeki. - A to całe szczęście, bo już myślałam że to grzmi." 
Przyznacie sami, że nie ma się z czego śmiać... 
Cała historia Derry przedstawiona jest w muzeum Tower
 leżącym w granicach murów. Jedna z ekspozycji poświęcona jest Wielkiej 
Hiszpańskiej Armadzie, która w 1588 roku wracając do Hiszpanii po 
nieudanej próbie przywrócenia religii katolickiej w Anglii dostała się w
 szpony sztormów i w sporej części poszła na dno wraz ze swoimi 
skarbami. Niektóre z nich wyłowione w 1970 roku w pobliżu Derry można w 
Tower Museum obejrzeć.  
W przyszłym roku Derry/Londonderry będzie sprawować rolę stolicy kulturalnej Wielkiej Brytanii, więc będzie to dodatkowa okazja, aby udać się tam z wizytą. Tuż za rzeką zobaczycie rzeźbę "Dłonie ponad podziałem" symbolizującą pokój.
Jeżeli ktoś będzie się wybierał do Derry lub do Londonderry, to gorąco polecam zarezerwować sobie pieszą wycieczkę
 po murach miasta. W czasie godziny dowiecie się wszystkiego, co warto o
 Derry wiedzieć. Na koniec można od przewodnika kupić unikalne DVD 
poświęcone miastu. Nie zapyta o wyznanie jak kierowcy taksówek w 
Belfaście.
  Przewodnik John McNulty z miejscowej firmy Martina McCrossana
Przewodnik John McNulty z miejscowej firmy Martina McCrossana