KARTY

środa, 24 listopada 2010

Kawa po irlandzku

Kawa po irlandzku to wynalazek, który powstał całkiem niedawno. Znanym od wieków składnikom nadał nową formę, smak, funkcję i znaczenie. Napój ten narodził się na lotnisku Foynes w zachodniej Irlandii. Tam właśnie po raz pierwszy w historii lotnictwa zaczęły regularnie lądować samoloty pasażerskie zza Atlantyku, z których jeden odegrał znaczącą rolę w powstaniu kawy po irlandzku.
  
Zachodni skraj Irlandii jest oddalony o około 3 tysiące kilometrów od wybrzeży Nowofunlandii w Ameryce Północnej. W tamtych czasach najbezpieczniej przemierzać było taką odległość samolotem, który umiał lądować na wodzie. Dlatego samoloty linii PanAm typu Boeing 314 nazywane były latającymi łodziami. 
  
Któregoś jesiennego dnia roku 1942 roku samolot Boeing 314 z 11 osobami załogi i 68 pasażerami na pokładzie wystartował z portu lotniczego Foynes na rzece Shannon w kolejny 10-cio godzinny rejs do Botwood w Nowofunlandii w Kanadzie. Po trzech godzinach lotu szybko pogarszające się warunki atmosferyczne nad Atlantykiem zmusiły pilotów do powrotu do Irlandii. Samolot wylądował znów na rzece Shannon i dopłynął powoli do budynku lotniska. 
    
Zdezorientowani, zdenerwowani i zmarznięci pasażerowie, którzy mieli tego dnia wylądować na zupełnie innym kontynencie trafili do małej kantyny, gdzie właśnie kończył swoją zmianę Joe Sheridan, szef kuchni lotniska Foynes. Ponieważ kuchnia była już zamknięta, Joe zaserwował im kawę, do której w przypływie fantazji dolał kapkę irlandzkiej whiskey - jak każdy szef kuchni miał ją oczywiście pod ręką. Whiskey wraz z gorącą kawą miała rozgrzać zziębniętych podróżnych.
  
Joe Sheridan nie pamiętał później jakiej marki whiskey dolał do kawy, bo sam używał różnych rodzajów, czasem w nadmiarze. Świadkowie z Kanady i USA zeznawali potem, że na czyjeś pytanie „czy to kawa po brazylijsku?” Sheridan wybełkotał „nie, po irlandzku” po czym zwalił się bez czucia pod kontuar. Był już sporo po godzinach, a oni mieli być przecież w Kanadzie. Tak narodziła się legenda Irish Coffee.
   
Od tamtej pory producenci różnych Irish Whiskey spierają się między sobą, czyja gorzała jest lepsza jako dodatek do kawy po irlandzku, Jameson, Bushmills, czy też Tullamore.
  
Latające łodzie z Ameryki przestały lądować na rzece Shannon w 1946 roku, bo po wojnie do samolotów PanAm doczepiono zwyczajne koła, a tuż obok dawnego lotniska Foynes powstało nowe lotnisko - Shannon Airport, które jest dziś drugim co do wielkości lotniskiem w Irlandii i jednocześnie najbardziej wysuniętym na zachód lotniskiem w Europie. Cała historia lotnictwa transatlantyckiego jest teraz do obejrzenia w Muzeum Latających Łodzi w Foynes, gdzie grzejąc się przy kawie po irlandzku można przy okazji zobaczyć replikę owego "Yankee Clipper", który zawrócił kiedyś w pół drogi nad Atlantykiem.
    
Kawa po irlandzku zdaniem jej zwolenników jest nektarem bogów, napojem doskonałym i pełnowartościowym, ponieważ zawiera cztery istotne składniki potrzebne do życia (w Irlandii) czyli alkohol, kofeinę, cukier i tłuszcz. Znam jednak przynajmniej sześć osób, którym żaden z powyższych składników nie jest potrzebny do życia i o dziwo też mają się dobrze.  
  
Tradycyjny przepis na kawę po irlandzku wymaga czterech obowiązkowych składników: gorąca kawa na dno szklanki, do tego Irish whiskey zmieszana z cukrem a na sam wierzch bita śmietana. Dodatek cukru potrzebny jest aby bita śmietana nie zmieszała się z whiskey i kawą, bo picie kawy po irlandzku polega na dotarciu do czarnego ożywczego nektaru poprzez warstwę białej pianki. Zupełnie jak w ciemnym piwie zwanym Guinness. A jedyna różnica - to tylko szklanica.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz