KARTY

niedziela, 25 kwietnia 2010

Cuda w opactwie Fore

 Opactwo Fore położone w malowniczej dolinie pomiędzy dwoma wzgórzami w hrabstwie Westmeath założył Św. Feichin około 630 roku. Już na tamte czasy był to spory klasztor, kroniki notują, że żyło tam około 300 mnichów. W ciągu pierwszego półwiecza istnienia opactwo Fore było wielokrotnie plądrowane i spalone dwanaście razy, nic więc dziwnego, że do naszych czasów niewiele zostało. Została jednak legenda o siedmiu cudach Fore i dlatego postanowiłem się tam wybrać i pochodzić ich śladami.

Cud pierwszy
Opactwo zbudowane na bagnach. Trudno to teraz sprawdzić, bo nie są to już bagna, ale raczej podmokłe tereny przez które płyną strumienie a środkiem biegnie utwardzona ścieżka prowadząca do ruin. No i nie są to już ruiny niszczonego i palonego 12 razy opactwa z 630 roku, tylko ruiny późniejszego opactwa benedyktynów, zbudowanego w tym samym miejscu w XIII wieku. Miało ono już zdecydowanie charakter obronny.
    
Cud drugi
Młyn wodny, który nie został zbudowany na rzece. Według legendy Św. Feichin po zbudowaniu młyna podszedł do skały kilkaset metrów wyżej i zrobił coś takiego, że ze skały wypłynęła woda, która bezbłędnie trafiła we właściwe miejsce wprawiając w ruch młyńskie koło i napędzając je aż do 1875 roku. Porośnięty krzakami młyn obecnie już niestety nie działa.
    
Cud trzeci
Woda, która płynie pod górę. To właśnie miejsce, skąd woda na młyn wypłynęła ze skały. Po krótkiej wspinaczce znalazłem to miejsce, ale wody nie było. Wydaje mi się, że w górach właśnie tak się czasem zdarza, że woda wypływa ze skał pod ciśnieniem, ale mogę się mylić. Jest jednak stamtąd cudowny widok na kolejne cuda opactwa Fore.
    
Cud czwarty
Drzewo, które nie płonie. Ludzie głębokiej wiary dopatrzyli się jeszcze w tym drzewie trzech ramion symbolizujących Świętą Trójcę. Ja dostrzegłem mnóstwo powieszonych szmatek, skarpetek, smoczków i zapalniczek. To przedziwny zwyczaj wieszania pre-wotywnych przedmiotów każe tu ludziom ozdabiać drzewa, których potem nie sposób przeoczyć. Takie drzewo nazywa się Clootie. Niczego nie powiesiłem, jednak dla celów badawczych (żeby czytelnicy tego bloga nie musieli już tego robić) zatrzymałem sobie jedną suchą gałązkę. Podczas palenia w kominku wydzielała dziwny aromat, ale to na pewno nie była siarka.
  
Cud piąty
Woda, której nie można zagotować. W wiosce jest taki mały punkt turystyczny, gdzie można wypytać o cuda Fore. Pani z przejęciem opowiada, że wielu ludziom, którzy z cudownego źródełka wzięli wodę w celach badawczych nie udało się jej zagotować. Teraz wiem, że pani robiła to po to, żeby sprzedać mapki z lokalizacją poszczególnych cudów oraz gorące napoje, ponieważ wody w źródełku już nie było, przed nami było widocznie zbyt wielu badaczy, albo za gorąco było… Żeby nie przeoczyć źródełka ustawione jest specjalne drzewko ze skarpetkami, chusteczkami i smoczkami.
  
Cud szósty
Kamienna cela pustelnika. W dzisiejszych czasach rzeczywiście trudno sobie wyobrazić, żeby ktoś zrezygnował z kupowania, siedzenia na necie, oglądania telewizji czy zwiedzania i zamknął się w kamiennej celi na całe życie. W tej celi dokonał żywota ostatni pustelnik Irlandii, Patrick Beglan. Od 1616 roku nikt już tu nie odważył się zamieszkać. Żeby zobaczyć to miejsce od środka trzeba najpierw wziąć klucz z drugiego pubu po lewej. Pasuje do obu kłódek – od bramy i od głównych wielkich drzwi.
    
 


 

 
Cud siódmy
Legenda głosi, że podczas budowy najstarszego kościoła Św. Feichin mocą swojej modlitwy uniósł 7-tonowy kamień i umieścił go nad wejściem. Na tym kamieniu wyryty jest symbol celtyckiego krzyża, który w zależności od oświetlenia raz jest bardzo widoczny, a raz go nie w ogóle ma. Ten cud jest chyba najlepszy. Wokół z ziemi wyrastają ciągle nowe kamienie.
  
W okolicach wioski Fore na pagórkach i łąkach znaleźć można również 18 celtyckich krzyży o różnym stopniu erozji, nigdzie dokładnie nie zaznaczonych, o których wiedzą tylko okoliczni farmerzy. Dwie stare podniszczone kamienne bramy – północna i południowa - stojące tuż obok drogi przecinającej wieś o dwóch tylko pubach spinają w klamrę burzliwe wydarzenia 1400 lat leniwej historii. Olbrzymie ruiny dawnego klasztoru pełne czarnych kruków, gdzie setki lat temu benedyktyni szkolili swoje pocztowe gołębie, teatry cieni wśród średniowiecznych kamiennych arkad, zegar we wsi wybijający melodyjne kwadranse, zielone krowiaste łąki, drzewka spełniające życzenia zgodnie z irlandzkim folklorem, naturalność tego miejsca nieskażonego turystycznymi ułatwieniami, w końcu piękno okolicy – to wszystko sprawia, że Fore jest miejscem cudownym. Zwłaszcza, kiedy jest się tam z cudownymi ludźmi.

1 komentarz: