Zachód słońca w ostatnim dniu lutego wypada w Dublinie o godzinie 18.01. Na zachodnim wybrzeżu Irlandii słońce chowa się do oceanu 11 minut później. Przyjeżdżam godzinę wcześniej.
Wiatr - jak to zazwyczaj w Irlandii - wieje z zachodu, więc zgodnie z planem wycieczki z Pendragon Tours chmury zostają przegonione nad resztę Irlandii a my zasiadamy z kawą z termosu na Moherowych klifach pod bezchmurnym niebem.
Kolejne chmury z zachodu już się szykują do kolejnego zajęcia nieba, ale łaskawie pozwalają nam na delektowanie się widokiem pomarańczowej kuli zniżającej się do bezmiaru oceanu. Zachodzące słońce oświetla klify i mgiełkę wody rozbijanej przez fale o skały.
O tej porze centrum turystyczne ukryte wewnątrz wzgórza jest już zamknięte. Nie ma żadnego autokaru na parkingu, żadnych muzykantów, nikt nie sprzedaje biletów. Jest naturalnie, dziko i pusto. Słychać tylko szum wiatru, krzyk ptaków i szum fal rozbijających się o klify 200 metrów niżej.
Do linii horyzontu pozostaje jeszcze tylko grubość jednego palca. Słońce ostatecznie chowa się za chmurami, jednak kolejny zachód słońca uznajemy za udany.
Na drugiej półkuli zaraz wstanie nowy dzień...
OdpowiedzUsuńGdy podziwiam wschody i zachody słońca,piękno irlandzkiej przyrody i cud stworzenia człowieka to jestem pełna uznania dla Wielkiego Stwórcy,który to wszystko uczynił!!
Pozdrawiam Jola
...niby znane, niby oklepane...a jednak chwyta za gardło...za każdym razem;-) Piękne te Twoje zdjęcia...
OdpowiedzUsuń