Holy Cross Abbey nad rzeką Suir (hrabstwo Tipperary) to przykład bardzo ładnie odrestaurowanego kościoła z 1169 roku. Już na pierwszy rzut oka widać, że główny budynek opactwa bardzo podobny jest do innych irlandzkich średniowiecznych budowli, które najczęściej nie posiadają dachów już od ładnych 500 lat.
Zanim przystąpiłem do zwiedzania, pospieszyłem najpierw w najdalszy kąt opactwa aby zobaczyć ten drobny element, któremu Holy Cross Abbey zawdzięcza swą nazwę. Legenda głosi, że z krzyża, na którym umarł Jezus zachowało się kilka fragmentów w postaci drzazg, pieczołowicie strzeżonych między innymi przez ród Plantagenetów. Wywodząca się z tego rodu królowa Isabella Angouleme przywiozła do Irlandii fragment prawdziwego krzyża około roku 1233 i od tamtej pory opactwo stało się celem pielgrzymek. Jednak relikwia zniknęła w czasach Cromwella i ślad po niej zaginął.
Jednak dziś w najdalszym kącie klasztoru oglądać można inną ciekawą relikwię, która wydaje się być autentyczną, jeśli wierzyć certyfikatowi wystawionemu przez watykańską Najwyższą Komisję do Badania Drzazg i Gwoździ. To gwoźdź, którym Jezus przybity był do krzyża.
Bez względu na to, co kto sądzi o autentyczności tego typu relikwii właśnie dzięki nim możliwa stała się rekonstrukcja opactwa. Niektóre elementy przywrócono z dużą starannością, jak dachy zbudowane bez żadnych żelaznych elementów, inne nieco zmieniono jak ołtarz, za którym może się teraz zmieścić kapłan stojący twarzą do wiernych, a inne są całkiem nowe jak toalety, sklepik z pamiątkami i telewizorki nad ławkami.
Takie pomieszanie starego z nowym jest w tym przypadku dość harmonijnie połączone. Jeśli ktoś widział kilka ruin irlandzkich opactw i klasztorów to potrafi docenić, że za cenę kilku współczesnych akcentów możemy w skupieniu zatonąć w ciszy średniowiecznych murów przykrytych dachem.
Podoba mi się tu szczególnie klasztorny dziedziniec, zwany też spacerniakiem dla zakonników (the cloister). Te kamienne balustrady są widoczne w bardzo wielu zrujnowanych klasztorach i zazwyczaj trzeba użyć sporej wyobraźni, by zobaczyć, jak to kiedyś wyglądało. W Holy Cross Abbey część tych arkad jest ładnie odtworzona - wokół otwartego trawnika (czy też ogrodu) prowadzi zadaszony korytarz, którym mnisi mogli sobie dreptać stukając drewnianymi sandałami.
Część zabudowań klasztornych pozostała w niezmienionym stanie, czyli tak je zostawili żołnierze Cromwella w XVII wieku. Obok tych przywróconych do dawnej świetności fragmentów stoją typowe irlandzkie ruiny.
Ciekawostką są znaki zostawiane przez masonów, którzy średniowieczne kościoły zbudowali. Na wysokości oczu zwykli oni zostawiać swoje niepowtarzalne podpisy. W miarę jak budowle niszczały to tworzące je kamienie spadały i były zabierane do innych celów przez okolicznych mieszkańców. Kamienie naznaczone dziwnymi symbolami musiały być bardziej atrakcyjne od zwykłych, co dobrze widać - są one wygładzone i błyszczące od ciągłego dotykania i głaskania.
Przez wieki w murach Holy Cross nie można było nawet odprawiać żadnych nabożeństw, od 1880 klasztor został objęty ochroną jako pomnik dziedzictwa narodowego a odbudowę opactwa rozpoczęto dopiero w 1976 roku, ponad 800 lat po ustawieniu pierwszego kamienia. Warto tam zatrzymać się na chwilę, polecam.
Rower z ostatniej fotki to ten kupiony ostatnio w Tallaght? :)
OdpowiedzUsuńWtedy miałem jeszcze inny rower :)
Usuń