KARTY

czwartek, 30 kwietnia 2009

Wielkanoc - czy to wciąż święto?

Pusty kościół w Kells - Wielka Sobota
Już na pierwszy rzut oka widać, że Wielkanoc w Irlandii nie ma rangi najważniejszego w roku święta, upamiętniającego między innymi fakt, że przynajmniej raz w roku można bezkarnie wyspowiadać się z grzechu obżarstwa.


Mamy kolejny bank holiday, więc firmy płacą za beztroskie spędzanie czasu w pubach, albo u znajomych pobożnych katolików, jakimi jesteśmy – i my Polacy, i oni – Irole, jeśli wierzyć 90% statystykom. A więc pora pójść do kościoła, bo to kościelne święto.

Miejscowy kościół w Wielką Sobotę wypełniony jest po brzegi, trudno jest zaparkować nawet rowerem. Na zdjęciu powyżej widać zgromadzonych wiernych, na lewo kobiety z dziećmi, na prawo mężczyźni. W głębi widać księdza, który w asyście licznych ministrantów i zagranicznych dziennikarzy święci pokarmy w koszyczkach. W pierwszych trzech rzędach Polacy, dalej Irlandczycy, czerwoną strzałką oznaczyłem trzech Litwinów, którzy właśnie wrócili z nocnej wycieczki po zamknięciu swojego sklepu.


Wszystkiemu przygląda się bacznie Pan Jezus, któremu nie zasłania się tu oczu fioletowym suknem.
  
Matka Boska zastanawia się, dlaczego zapalono jej tylko 9 wotywnych świeczuszek w ten dzień. W mieście mieszka 5 tysięcy wiernych, w tym prawie 500 importowanych. Świeczki można zapalić za darmo, to co jest?

 
  
„Każdy wierny jest zobowiązany przynajmniej raz w roku na Wielkanoc przyjąć Komunię Świętą” - mówią apdejtowane ostatnio przykazania kościelne.

To się wyspowiadać najpierw należy. Konfesjonał wygląda jak twierdza, stamtąd tajemnica spowiedzi się nie wydostanie tak łatwo. Na drzwiach nazwisko irlandzkiego księdza, który rozumie tylko po angielsku, obok drzwi do konfesjonału, którymi wchodzi się do środka.
 
Wewnątrz mamy przede wszystkim ustawiony centralnie grzejnik elektryczny, żeby księdza nie zmroziły nasze grzechy. Poza tym dodatkowe krzesełko, żeby pasterz miał na czym wyciągnąć nogi, ewentualnie się zdrzemnąć słuchając swoich owieczek. Jezu miłosierny, tylu grzeszników do przesłuchania. W czasie wielkanocnym każdy może wejść do konfesjonału i porobić zdjęcia. Księdza w dalszym ciągu brak.

  
Grzesznicy mają co innego do robienia. W Wielki Piątek jedzą ryby z czosnkiem i cytryną przyrządzane w mikrofalówce. W sobotę robią w sklepie awanturę, że nie ma rozmarynu, bazylii, papryczek chilli i avocado. I wybierają najlepsze kąski na Niedzielę.

W ten dzień wielkanocny, kiedy w Polsce kto jeszcze żyw śpieszy na rezurekcję o 6 rano, Irlandczycy jedzą dopiero po południu (po przebudzeniu) obiad świąteczny. I nie jak napisała jedna pani z onetu indyka (bo to się je na Boże Narodzenie). Zjada się ośmiomiesięczne owieczki z cebulką i ziemniakami, albo normalnie steki, bo owieczki to niby taka tu tradycja, ale mało kto to lubi. Świat idzie z postępem, bierzmy z niego przykład. Steki! Wypieczone na jeden z trzech sposobów. Też z cebulką i ziemniakami, rzecz jasna.

A wyobraźcie sobie, że w tym katolickim kraju (najbardziej katolickim poza Polską) w czasach, kiedy nie było Unii Europejskiej w Wielki Piątek wszystko było zamknięte. Bez jaj. Wszystko. Jak ongiś 13 grudnia. Włączasz radio – cisza. Teleranek – nie ma. Bukmacher - zamknięty. Sklepy – lepiej zapomnij, było wczoraj więcej kupić. To może chociaż pub? He he. Na szczęście w 2000 roku do Irlandii wkroczyli Niemcy. Pierwsze Tesco w Dublinie powiedziało: będziemy otwarte całą dobę, no, może krócej, choćby nie wiemy co. Za ich przykładem poszli mniejsi sklepikarze. Teraz wiele sklepów jest otwartych, bukmacherzy się wciąż krępują, ale Anglia już wskazała właściwą drogę pozwalając robić zakłady również w Wielki Piątek. Rzymscy katolicy w Anglii się buntują, więc bojkotują, ale ich jest tam raczej mało (są głównie z importu), więc nie wróżę im sukcesu. Może gdyby byli muzułmanami chociaż, to ktoś by ich wysłuchał... Za rok bukmacher w Irlandii też będzie w ten dzień zarabiał. W Wielki Piątek supermarket w mieście był zamknięty między 15 a 16. Co wrażliwsi dopatrywali się w tym jakiegoś golgockiego symbolu. A to było na tylko pamiątkę czasów przed-tescowych. A i tak klienci, którzy weszli przed 15.00 mogli psuć krew obsługi przez kolejne pół godziny. Co to za przerwa.

Dziś w Wielki Piątek w Irlandii sklep otwiera kto chce. Natomiast ma trochę więcej pracy i mniejszy obrót. Bo alkoholu nie wolno dziś sprzedawać. Stojące zazwyczaj na środku sklepu skrzynki z piwem trzeba wynieść na zaplecze albo obwiązać czarną folią i wyposażyć w napisy typu „Drogi Kliencie, W Dniu Dzisiejszym Alkocholu Nie Sprzedajemy” (pisownia oryginalna, dzięki polskim tłumaczom).

Święconka, czyli koszyczek z pokarmem do podziału, jest tu produkowana chałupniczo. Ktoś ma koszyczki! Ktoś ma serwetki do przykrycia! Masz do niej numer? Ksiądz Sławek przyjechał na 8.30, pokropił i pojechał dalej, bo o 10.00 miał pokropić gdzie indziej.

No to chociaż się podzielmy jajeczkiem. Wychodząc dziś z pracy tylko od Polaków słyszałem tradycyjne życzenia świąteczne oraz tzw. „wesołego jajeczka”. Normalny Irlandczyk puknie się w głowę. „Happy Easter” oznacza tu mniej więcej – ciesz się, że nie musisz iść do roboty i masz trochę więcej wolnego bo i tak ci za to zapłacą. Dzielenie się jajkiem, chlebem, kiełbasą nie jest tu jeszcze ostatnim krzykiem mody. Sprzedaż kurzych jajek przed świętami wcale tu nie rośnie. Ani ich ceny. Natomiast prawdziwe duże irlandzkie czekoladowe jaja można kupić już za €19.99 płacąc za dwie sztuki i oszczędzając przy tym 33%. Najczęściej te jaja są w środku puste. Jak i te święta. Egg free – bez jaj.
    
Wesołych świąt!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz