Pub,
w którym niedawno zatrzymałem się na kawę okazał się posiadać ciekawą
lokalizację - podobno stąd jest najbliżej do pubów w Nowym Jorku. Taką informację wyczytałem na paragonie.
Zanim
jednak dostałem paragon porozglądałem się trochę po ścianach pubu i
zobaczyłem interesujący obrazek, na którym widać było ten właśnie pub, a
przed nim coś jakby kapliczkę na kółkach. Dookoła niej stali ludzie a w środku - odwrócony tyłem ksiądz. Obrazek przedstawiał miejsce, w którym dopijałem swoją kawę - przed 150 laty.
Barman z chęcią opowiedział mi historię Małej Arki. Działo się to w czasach, kiedy katolicy byli dyskryminowani i surowo karani za udostępnianie
swoich domów w celach religijnych. W tym rejonie Loop Head nie było
żadnego kościoła, a nikt nie był na tyle odważny, by zapraszać co
tydzień do swojego domu księdza, aby ten odprawił mszę dla okolicznych
mieszkańców. O zbudowaniu kościoła nie było co marzyć, ponieważ
miejscowi Irlandczycy nie mieli prawa do posiadania większego skrawka
ziemi (Penal Laws). Wtedy ksiądz Michael Meehan zbudował przenośny kościół według własnego pomysłu - można go było ustawić na publicznej drodze na godzinę, odprawić mszę dla wszystkich mieszkańców po czym odwieźć kapliczkę w bezpieczne miejsce. Kapliczkę nazwano Małą Arką - "Little Ark" ze względu na jej znaczenie w przetrwaniu wiary na półwyspie Loop Head.
Barman
dodał, że Mała Arka wciąż istnieje i można ją obejrzeć. Zgodnie z jego
wskazówkami dotarłem do niej. Arka stoi nadal w bezpiecznym miejscu, jak
przystało na zabytek o takim znaczeniu. Kół już nie ma, ale obok są
zdjęcia z niedawnych obchodów 150 rocznicy, kiedy Arkę wieziono na
furmance w jej dawne miejsce. Wokół irlandzkiej Arki narosły w tym
czasie legendy. Można gdzieś przeczytać, że w czasie mszy nigdy nie
padał deszcz. W innym miejscu piszą, że jak jednak padał deszcz, to
ludzie kapeluszami zasłaniali swoje modlitewniki zamiast głów.
Znalazłem
też informację, że msze w kościele na kółkach odprawiano na plaży tylko
podczas odpływu, kiedy odsłaniała się ziemia niczyja i żaden
protestancki-brytyjski namiestnik nie mógł się do tego przyczepić.
Ludzie przynosili ze sobą kawałki drewna lub płaskie kamienie by na nich
klękać i nie pomoczyć swoich jedynych spodni na kolanach. Trudno się
połapać w tych wersjach, przyznacie chyba, że ten temat jest dość nośny i
może pobudzić wyobraźnię.
Faktem
jest, że przy drewnianym ołtarzu ksiądz sprawował swoje obowiązki
stojąc tyłem do wiernych tak jak to kiedyś było w zwyczaju. Szyby w
oknach nie są do końca przezroczyste, wyglądają jak ręcznie robione, ze
skazami. Może 150 lat to nie jest wiele w porównaniu z innymi
irlandzkimi zabytkami, ale dobrze było się spotkać z kolejnym kawałkiem
irlandzkiej historii.
Przywiódł mnie tu link z dzisiejszego posta. Bardzo ciekawa historia, szkoda, że nie znałem jej wcześniej, przy okazji ostatniego pobytu tam na pewno bym zobaczył. A co do haseł reklamowych przed Rosslare jest pub, który reklamuje się jako ostatni pub w Irlandii, kawałek przed terminalem
OdpowiedzUsuńTo dobre miejsce, żeby wymyślać chwytliwe slogany i zachęty. "U nas zostaw swoje ostatnie euro" :)
Usuń