Athlone
leży w hrabstwie Westmeath, to największe irlandzkie miasto leżące w
głębi lądu. Komunikację z morzami zapewniała tu od zawsze żeglowna rzeka
Shannon – najdłuższa w Irlandii (386 km). Athlone leży prawie w środku
Wyspy, a w samym centrum tego bardzo ruchliwego miasta wznosi się
historyczny zamek.
Normanowie
zbudowali zamek z kamieni w 1210 roku zastępując drewnianą dotychczas
budowlę z XII wieku. Od tamtej pory twierdza w Athlone stanowiła
strategiczny i bardzo oporny punkt w każdej irlandzkiej wojnie, dlatego
republikanie proponują właśnie tu, w Athlone utworzyć stolicę
Zjednoczonej Republiki Irlandii, kiedy już Irlandia Północna się zgodzi.
Dopiero w roku 1969 zamek przestał pełnić funkcję garnizonu wojskowego i
został udostępniony cywilom. Skorzystałem szparko z tej okazji, jako
żem do rezerwy przeniesion.
Zamek
stojący na brzegu szerokiej rzeki, na granicy prowincji Leinster i
Connacht, otwierający drogę do zachodniej części kraju musiał być na
celowniku wielu działowych w każdej bitwie nad Shannon. Dlatego jedynym
budynkiem, który przetrwał od 1210 roku jest centralnie położony keep,
albo jak kto woli donjon – czyli po naszemu stołb. Baszta,
najtrudniejsza do zdobycia w samym środku twierdzy. Masywna 12-ścienna
budowla jako jedyna przetrwała oblężenie w 1691 roku kiedy przybyli tu
zaraz po bitwie nad rzeką Boyne
zwycięscy Williamici krwawo krzewiący protestantyzm w katolickim kraju.
Zamek w Athlone zajęty przez Jakobitów nie poddał się, mimo że spadło
na niego 12 tysięcy pocisków armatnich i 600 bomb z katapult.
Kupując
bilet dowiedziałem się, że będę jedynym zwiedzającym i zostałem
poinstruowany jak mam się zachowywać w tym historycznym miejscu. Otóż
zamek w Athlone jest obecnie przykładem całkowicie zautomatyzowanego
samo-zwiedzającego się obiektu o tak doniosłym znaczeniu historycznym.
Na początku kupujesz bilet, potem po całym obiekcie oprowadzą cię małe
guziki przy drzwiach.
Wcisnąłem
pierwszy guzik, usiadłem w sali projekcyjnej. Zgasło światło, na
ekranie pokazała mi się historia miasta na filmie. Potem światło się
zapaliło więc wstałem, a głos z taśmy zaprosił mnie do kolejnej sali,
gdzie po naciśnięciu guzika pokornie usiadłem i obejrzałem również na
filmie dość realistyczne przedstawienie oblężenia zamku w 1691 roku. W
kolejnych salach dowiedziałem się wielu ciekawych szczegółów na temat
długiej rzeki Shannon oraz towarzyszących jej kanałów Royal Canal und
Grande Canale, zależnie od wersji językowej (polska wersja niedostępna).
Dalej
posłuchałem głosów ptaków gniazdujących w krzakach nad Shannon,
poznałem neolityczne budowle w tym rejonie oraz poznałem szczegółowe
umundurowanie wszystkich po kolei irlandzkich żołnierzy aż do tych
najnowszych.
Na
koniec 45-minutowej wędrówki za kolejnymi guzikami zasiadłem znowu w
fotelu w pewnej ciemnej sali, gdzie po odsłonięciu kurtyny ujrzałem
człowieka śpiewającego tenorem. Był to światowej sławy John McCormack
(1884 –1945). Głos z taśmy zapoznał mnie z jego rodzicami, osiągnięciami
tenora we Włoszech, Australii i Monte Carlo… Siedząc sam w pustej sali
koncertowej i patrząc na figurę z wosku śpiewającą tenorem z
trzeszczącej taśmy poczułem się bardzo zmęczony tą wycieczką po zamku.
Wydaje mi się, że McCormack miał tyle wspólnego z tym zamkiem, co ja z
całym Athlone. Może dla miejscowych jest to najlepsza atrakcja tej
wycieczki, ja cieszyłem się, że to była ostatnia sala do zwiedzania.
Pochodziłem
po murach, zajrzałem do baszty - tej najstarszej. Obecnie jest tam
folklorystyczny skansen z wieloma zgromadzonymi przedmiotami, na moje
oko wszystkie mogły zostać wyniesione z okolicznych pubów, ale niech im
tam. Strażnik tam był, pierwsza żywa osoba po bileterce. Poczułem się
przez chwilę jak w skansenie na Mazurach.
Dużym niedopatrzeniem
jest całkowite pominięcie w tych wszystkich guzikach na ścianie historii
samego zamku. Wiadomo, że był niszczony, wiadomo że to najdłużej
funkcjonujący garnizon w Europie (od 1697 do 1969 r.) ale poza tym
niewiele. Nawet duchów nie ma, tylko widok na marinę na rzece Shannon i
samo miasto, tak typowe dla Irlandii.
Kiedy
dwa lata temu mijałem zamek w Athlone, pomyślałem że fajnie byłoby go
zwiedzić. Niestety, te czasy już nie wrócą. Dlatego znów poszedłem do
pobliskiego Sean's Bar,
który szczęśliwie jest najstarszym pubem w Europie, co poświadcza
certyfikat z Księgi Rekordów Guinnessa wiszący na jednej ze ścian. Tam
od miejscowych można dowiedzieć się tego, czego zabrakło zamkowym
guzikom.Athlone
leży w hrabstwie Westmeath, to największe irlandzkie miasto leżące w
głębi lądu. Komunikację z morzami zapewniała tu od zawsze żeglowna rzeka
Shannon – najdłuższa w Irlandii (386 km). Athlone leży prawie w środku
Wyspy, a w samym centrum tego bardzo ruchliwego miasta wznosi się
historyczny zamek.
Normanowie
zbudowali zamek z kamieni w 1210 roku zastępując drewnianą dotychczas
budowlę z XII wieku. Od tamtej pory twierdza w Athlone stanowiła
strategiczny i bardzo oporny punkt w każdej irlandzkiej wojnie, dlatego
republikanie proponują właśnie tu, w Athlone utworzyć stolicę
Zjednoczonej Republiki Irlandii, kiedy już Irlandia Północna się zgodzi.
Dopiero w roku 1969 zamek przestał pełnić funkcję garnizonu wojskowego i
został udostępniony cywilom. Skorzystałem szparko z tej okazji, jako
żem do rezerwy przeniesion.
Zamek
stojący na brzegu szerokiej rzeki, na granicy prowincji Leinster i
Connacht, otwierający drogę do zachodniej części kraju musiał być na
celowniku wielu działowych w każdej bitwie nad Shannon. Dlatego jedynym
budynkiem, który przetrwał od 1210 roku jest centralnie położony keep,
albo jak kto woli donjon – czyli po naszemu stołb. Baszta,
najtrudniejsza do zdobycia w samym środku twierdzy. Masywna 12-ścienna
budowla jako jedyna przetrwała oblężenie w 1691 roku kiedy przybyli tu
zaraz po bitwie nad rzeką Boyne
zwycięscy Williamici krwawo krzewiący protestantyzm w katolickim kraju.
Zamek w Athlone zajęty przez Jakobitów nie poddał się, mimo że spadło
na niego 12 tysięcy pocisków armatnich i 600 bomb z katapult.
Kupując
bilet dowiedziałem się, że będę jedynym zwiedzającym i zostałem
poinstruowany jak mam się zachowywać w tym historycznym miejscu. Otóż
zamek w Athlone jest obecnie przykładem całkowicie zautomatyzowanego
samo-zwiedzającego się obiektu o tak doniosłym znaczeniu historycznym.
Na początku kupujesz bilet, potem po całym obiekcie oprowadzą cię małe
guziki przy drzwiach.
Wcisnąłem
pierwszy guzik, usiadłem w sali projekcyjnej. Zgasło światło, na
ekranie pokazała mi się historia miasta na filmie. Potem światło się
zapaliło więc wstałem, a głos z taśmy zaprosił mnie do kolejnej sali,
gdzie po naciśnięciu guzika pokornie usiadłem i obejrzałem również na
filmie dość realistyczne przedstawienie oblężenia zamku w 1691 roku. W
kolejnych salach dowiedziałem się wielu ciekawych szczegółów na temat
długiej rzeki Shannon oraz towarzyszących jej kanałów Royal Canal und
Grande Canale, zależnie od wersji językowej (polska wersja niedostępna).
Dalej
posłuchałem głosów ptaków gniazdujących w krzakach nad Shannon,
poznałem neolityczne budowle w tym rejonie oraz poznałem szczegółowe
umundurowanie wszystkich po kolei irlandzkich żołnierzy aż do tych
najnowszych.
Na
koniec 45-minutowej wędrówki za kolejnymi guzikami zasiadłem znowu w
fotelu w pewnej ciemnej sali, gdzie po odsłonięciu kurtyny ujrzałem
człowieka śpiewającego tenorem. Był to światowej sławy John McCormack
(1884 –1945). Głos z taśmy zapoznał mnie z jego rodzicami, osiągnięciami
tenora we Włoszech, Australii i Monte Carlo… Siedząc sam w pustej sali
koncertowej i patrząc na figurę z wosku śpiewającą tenorem z
trzeszczącej taśmy poczułem się bardzo zmęczony tą wycieczką po zamku.
Wydaje mi się, że McCormack miał tyle wspólnego z tym zamkiem, co ja z
całym Athlone. Może dla miejscowych jest to najlepsza atrakcja tej
wycieczki, ja cieszyłem się, że to była ostatnia sala do zwiedzania.
Pochodziłem
po murach, zajrzałem do baszty - tej najstarszej. Obecnie jest tam
folklorystyczny skansen z wieloma zgromadzonymi przedmiotami, na moje
oko wszystkie mogły zostać wyniesione z okolicznych pubów, ale niech im
tam. Strażnik tam był, pierwsza żywa osoba po bileterce. Poczułem się
przez chwilę jak w skansenie na Mazurach.
Dużym niedopatrzeniem
jest całkowite pominięcie w tych wszystkich guzikach na ścianie historii
samego zamku. Wiadomo, że był niszczony, wiadomo że to najdłużej
funkcjonujący garnizon w Europie (od 1697 do 1969 r.) ale poza tym
niewiele. Nawet duchów nie ma, tylko widok na marinę na rzece Shannon i
samo miasto, tak typowe dla Irlandii.
Kiedy
dwa lata temu mijałem zamek w Athlone, pomyślałem że fajnie byłoby go
zwiedzić. Niestety, te czasy już nie wrócą. Dlatego znów poszedłem do
pobliskiego Sean's Bar,
który szczęśliwie jest najstarszym pubem w Europie, co poświadcza
certyfikat z Księgi Rekordów Guinnessa wiszący na jednej ze ścian. Tam
od miejscowych można dowiedzieć się tego, czego zabrakło zamkowym
guzikom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz