KARTY

sobota, 30 stycznia 2010

Tyrrelstown - nowe miasto

Zamiast irlandzkich ruin dziś całkiem nowe miejsce, gdzie wszystkie dachy są nowe. Nic tu nie jest starsze niż pięć lat. Na terenach niedawnych pastwisk mieszka teraz około 5 tys mieszkańców ze wszystkich kontynentów i w różnych odcieniach skóry – imigranci – „budowniczowie” nowej Irlandii.

  
Tyrrelstown jest na tyle młode, że nie każdy GPS ma je w pamięci. Od strony pastwisk hrabstwa Meath prowadzą kręte i wąskie pasterskie drogi, w stronę stolicy wiedzie już dwupasmówka. To taki wczesny Ursynów, sypialnia Dublina, gdzie domów jest wiele, a poza tym niewiele.

Tyrrelstown - miasto ma w nazwie, ale nie ma na to jeszcze stosownych papierów. Wiele tu już widziałem zwykłych dużych osiedli - wiosek, które „town” mają tylko na witającej przyjezdnych tablicy. Tu jest jeszcze lepiej – na rondach stoją tablice pokazujące, którędy do TOWN, czyli centrum miasta.
 
Główna droga prowadzi dookoła osiedli, pomiędzy dwupiętrowymi budynkami, po drodze jest kilka rond nazwanych błyskotliwie A, B, C itd., a każda uliczka między domami jest też zakręcona. Przez to po pierwszym łagodnym łuku tracimy orientację na dobre, a słońca akurat nie ma. Na szczęście domy różnią się wyglądem i nie ma ślepych uliczek tylko sprytnie wybudowane domy z przejazdem pod salonem.
 
Tylko talerze satelitarne pokazują zgodnie, którędy do Lidla. Niemiecki market z polską obsługą zapewnia mieszkańcom wszystkich innych narodowości tanie jedzenie, pościel i młotki. Poza tym w nowym mieście są też inne placówki pierwszej potrzeby: bukmacher, bank, farmacja, notariusz, pralnia, chińczyk na wynos, sklep polsko-litewski i pośrednik nieruchomości. Pubu jeszcze nie ma, podobnie restauracji, posterunku Gardy ani stacji benzynowej. Kawiarnia z miłym wnętrzem to jedyne miejsce w którym można zjeść na siedząco. Przychodzą tu z banku, nieruchomości i notariusza, bo więcej miejsc pracy tu nie ma.

Z taką zbieraniną różnych nacji trzeba obchodzić się ostrożnie, żeby nie urazić innych religii, dlatego zamiast "Merry Christmas" wisiał ostatnio napis "Seasons Greetings".
 
Nie ma tu wielu domów do wynajęcia, a ostatnie kilka jest w budowie. Ale kiedy skończy się recesja miasto może się jeszcze powiększyć bo za murami i płotami jest jeszcze wiele pastwisk. Póki co każdy przyjezdny jest tu MILE WIDZIANY.
  
Wszyscy ludzie, z którymi rozmawiałem są zgodni, że jest tu bardzo spokojnie i bezpiecznie. Ot, taka miła sypialnia...
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz